Miłość, zdrada i udana impreza u Wielkowskich
"Plaża" w reż. Iwony Kempy z Teatru im. Horzycy w Toruniu i "Imieniny" w reż. Marcina Sławińskiego z Teatru Powszechnego w Łodzi na Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość Przedstawiona" w Zabrzu. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.
Miłość, zdrada i udana impreza u Wielkowskich
Współczesna sztuka coraz częściej rozsadza ramy i granice zakreślone tradycją. Plastycy tworzą na poły teatralne obrazy-widowiska, a reżyserzy teatralni chętnie posiłkują się zdobyczami kina. Rzecz w tym, by takie zapożyczenie miało sens i dawało nową jakość artystyczną. Na pewno udało się Iwonie Kempie, reżyserce "Plaży" [na zdjęciu] Petera Amussena - kolejnego spektaklu startującego w VII Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona".
"Plaża", pokazana w Zabrzu przez aktorów Teatru im. W. Horzycy w Toruniu, z pozoru wydaje się prostą opowieścią o miłości i zdradzie, rozgrywającą się między dwoma małżeństwami. W rzeczywistości Amussen obrazuje złożony kryzys psychiczny, dopadający ludzi zmęczonych obecnością partnera i jego słabościami, ale na tyle do niego przywiązanych i na tyle zamkniętych w sobie, że nie stać ich na odwagę i wyartykułowanie własnych pragnień.
"Plaża" to w istocie karkołomne wyzwanie dla reżysera i dla aktorów. Postacie praktycznie mówią do siebie wyłącznie ogólnikami, powtarzając w nieskończoność rytualne gesty i słowa. To, co naprawdę boli bohaterów, co ich wręcz rozsadza, pozostaje poza tekstem. Kryje się w gestach, grymasach, nagłym milczeniu, nieprzytomnych oczach. Iwona Kempa osiąga nastrój duszącego niespełnienia powoli, ale z żelazną konsekwencją. Przez pierwszy kwadrans widz czuje się wręcz zdezorientowany, żadna z postaci nie wychodzi bowiem z kokonu strachu przed ujawnieniem namiętności. Wydaje się, że nerwowe krążenie bohaterów wokół siebie nie ma sensu. Ale reżyserka wie, co robi; otwiera bohaterów w nieoczekiwanych momentach, pod wpływem nagłych bodźców czy wspomnień.
Spektakl Kempy ma taki sam stan emocjonalnego, skrywanego napięcia, jaki osiągnął Wong Kar-Wai w swoim genialnym filmie "Spragnieni miłości". "Plaża" nawiązuje zresztą do kina. Sceny kończą się nagle, jak filmowe ujęcia, a aktorzy na chwilę wychodzą z ról i zachowują się "normalnie". Metoda filmowego montażu dynamizuje akcję (rozgrywającą się w ciągu czterech lat) i pozwala publiczności spojrzeć na bohaterów z różnych perspektyw. Nie bez znaczenia jest fakt, że jednym z najważniejszych rekwizytów "Plaży" jest aparat fotograficzny. Wykonywane przez aktorów zdjęcia po kilku sekundach pojawiają się na wielkim ekranie, ale bohaterowie są już na nich nieruchomi; jak przeszłość, do której nie da się zawrócić.
W zupełnie innej konwencji napisał swoje "Imieniny" kolejny uczestnik zabrzańskiego konkursu - Marek Modzelewski. W groteskowej, choć zachowującej wszelkie pozory obyczajowego realizmu formie sportretował on typową polską imprezę biesiadną. Z punktu widzenia teatru trochę trudno ten tekst nazwać sztuką, od początku do końca mamy tu bowiem jedną sytuację-solenizant, jego rodzina i goście siedzą przy imieninowym stole i wydziwiają.
Siłą "Imienin" jest jednak błyskotliwy, naprawdę zabawny dialog, którego dowcip wyostrzył reżyser Marcin Sławiński i trzynastu aktorów Teatru Powszechnego w Łodzi. W rozmowach, przekomarzaniu się, kłótniach, wywlekaniu starych uraz, zalotach i dyskusjach politycznych rodzi się przy tym stole całkiem udany portret dzisiejszych Polaków. Aspirujących do lepszego życia, do bycia elitą, do nowoczesności wreszcie, cokolwiek to znaczy, ale mocno tkwiących w starych koleinach. No chyba że Wielkowska wygra wybory na burmistrza i odegra się na reszcie biesiadników...