Artykuły

Makbet po rosyjsku

"Borys Godunow" w reż. Yurija Aleksandrova w Operze Wrocławskiej. Pisze Katarzyna Wachowiak w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

Tę operę ogląda się z zapartym tchem, niczym filmowy thriller

Jest tu wszystko, co potrzeba, by stworzyć hit: piękna muzyka, kostiumy i jaka akcja!

Reżyser Jurij Aleksandrow wielokrotnie zapowiadał, że "Borys Godunow" będzie przypowieścią o pragnieniu władzy. Ale tytułowy bohater bynajmniej nie jest uosobieniem tego pragnienia. On raczej, jako jedyny, przechodzi drogę od zbrodni do kary, rzeczywistej skruchy i przebaczenia.

Praktycznie każda pojawiająca się na scenie postać jest chora z nadmiaru ambicji. Mnich Grigorij, obwołujący się carewiczem Dymitrem, w swojej drodze do celu nie cofnie się przed wydaniem na śmierć przypadkowo spotkanego podróżnego. Maryna Mniszech - piękność znudzona panowaniem nad męskimi sercami, uwodzi Dymitra, licząc, że jako jego żona zasiądzie na kremlowskim tronie. Jej spowiednik marzy o wielkim nawróceniu Rusi na katolicyzm i najchętniej zrobiłby to bynajmniej niechrześcijańskimi metodami. Kniaź Szujski z pełną perfidią wpędza Borysa do grobu wspomnieniami o zamordowanym Dymitrze.

Tu wszyscy są obłąkani władzą. Gdy Borys umiera, zostaje po nim pusty tron i pytanie: kto na nim zasiądzie? Kandydatów jest wielu. Każdy już popełnił zbrodnię lub jest do niej gotów. Każdy będzie tyranem.

Musorgski, pisząc libretto, oparł się na sztuce Puszkina. Ten z kolei inspirował się Szekspirem, a szczególnie "Makbetem". Te inspiracje widać wyraźnie. W strukturze opowieści, w konstrukcji postaci, w wielu wątkach - choćby samego Borysa albo w scenie między Dymitrem i Maryną Mniszech.

Tu nie ma - jak to często bywa w operze - płaskich jednowymiarowych charakterów i szkicowej fabuły. Intryga zaskakuje, pędzi do przodu niczym w kinie akcji, zmusza, by śledzić kolejne wiraże z zapartym tchem.

Muzyka Musorgskiego - to również nieczęste wrażenie w operze - nie dominuje nad fabułą. Mistrz muzyki ilustracyjnej (w trakcie pracy nad "Borysem" napisał m.in. genialne "Obrazki z wystawy") tę fabułę swoją kompozycją namalował. Melodia splata się z historią, towarzyszy jej, podkreślając każde ważne słowo, każdą emocję.

Trudno jednak nie zauważyć w niej pięknych arii, prawdziwych operowych hitów, opartych na rosyjskiej muzyce ludowej i cerkiewnej, brzmiących zaskakująco swojsko. Zwraca uwagę akt polski - gdy Dymitr Samozwaniec przyjeżdża po wsparcie do Polaków, scenę tę otwiera polonez.

Sprawdził się także pomysł reżysera Jurija Aleksandrowa, by tłem wydarzeń uczynić dworzec kolejowy. Sceny nadjeżdżają jedna po drugiej w wagonach, nie tylko ułatwiając zmianę scenografii. Pociągi na dworcu Aleksandrowa to pociągi historii. Intrygi i kolejni władcy przychodzą i odchodzą, a na ich miejsce pojawiają się nowi.

Trafiony okazał się też pomysł z uwspółcześnieniem niektórych postaci - czasem to oczywiste pokazanie palcem, że tyran pozostaje tyranem, czy nosi złotą szatę czy też garnitur. Czasem wprowadza dodatkowy element komiczny - Dymitr, czekając na Marynę, przerzuca kanały w telewizorze; na polskim dworze, skądinąd o wiele wspanialszym od Kremla, panny paradują w piórach z Moulin Rouge; żebracy noszą stroje harleyowców, a swoim przyśpiewkom akompaniują na gitarze elektrycznej.

Trzy godziny mijają błyskawicznie. Ewie Michnik i Jurijowi Aleksandrowowi udało się dokonać czegoś, czego się nie spodziewałam. Wychodziłam z Hali Stulecia nieukontentowana przyjemnym doznaniem estetycznym, ale do głębi poruszona dramatem cara Borysa, z głową pełną wspaniałej historii, którą mi opowiedziano.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji