Artykuły

Obrazek rodzinny

Przedstawienie jest ciekawe, póki próbuje podważyć stereotypy na temat współczesnej rodziny - ośmieszając je. Jednak gdy zaczyna moralizować - wpada w inny stereotyp i w rezultacie robi się niezręcznie - o spektaklu "Poważny jak śmierć, zimny jak głaz" w reż. Tomasza Obary w Teatrze Ludowym w Krakowie pisze Monika Kwaśniewska z Nowej Siły Krytycznej.

Chicago. Obrazek rodzinny. Ojciec Cliff (Kajetan Wolniewicz) - szklarz. Od jakiegoś czasu unieruchomiony na kanapie przez problemy z kręgosłupem. Pije piwo i obżera się żarciem z McDonalda. Bierze pigułki, przez które jego mózg zamienia się w papkę: nie poznaje syna, "zawiesza się" oglądając tele-zakupy, robi w pieluchę (jeśli ktoś pamięta, by ją mu założyć) lub pod siebie. Matka Linda (Beata Schimschiener) - kelnerka (w rzeczonym McDonaldze?). Chciałoby się powiedzieć "Matka Polka", cierpiąca za całą rodzinę. Martwi się o wszystkich, próbuje wychować syna, opiekuje się ojcem, sama chce spłacić kredyt za mieszkanie. Jak na klasyczną rodzinę przystało - jest jeszcze dwoje dzieci: syn i córka. Chłopak - Winne (Marcin Kalisz) ma szesnaście lat. Opiekuje się ojcem, naprawia komputery, by pomóc matce spłacić kredyt i choć czasami pyskuje, to w gruncie rzeczy dobry z niego chłopak. Nie to, co córeczka - Shaylee (Dominika Markuszewska), która uciekła z domu, puszcza się i ćpa. A była takim pięknym i mądrym dzieckiem!

Do tego typowego obrazka wkracza jednak zaskakujący element. Winne dostał się do finału rozgrywek gier komputerowych "Tang". Stawką jest milion dolarów, tyle że tym razem strarcie wojowników ma odbyć się nie w wirtualnej przestrzeni, ale w rzeczywistości - na śmierć i życie. Winne opuszcza więc swój dom, udaje się do swojej dziewczyny - Sharice (Iwona Sitkowska) - również finalistki konkursu i razem wyruszają do Nowego Jorku podjąć walkę. Zawierają pakt, że podzielą się wygraną. Cel Winnego jest przecież szczytny: chce uratować swoją rodzinę.

Ta niewyszukana opowieść o świecie, w którym zanikają więzi międzyludzkie, wiara i potrzeba transcendencji, a wszystkim rządzi pieniądz, na końcu zawiera konstruktywną tezę. Równowaga może zostać przywrócona tylko na łonie rodziny, z pomocą, odkrywanego na nowo, Boga.

Spektakl grany jest na Scenie pod Ratuszem Teatru Ludowego. Scenografię stanowi na początku czarna nadmuchiwana kanapa, stolik, koraliki oddzielające salon od kuchni. W pierwszej scenie wokół siedzącego przed telewizorem (którego obecność zaznaczona jedynie przez światło i głos) ojca porozrzucane są śmieci - głównie torebki po fast foodach. W ten sposób przestrzeń staje się znakiem świata zatopionego w tandecie i konsumpcji. Z czasem jednak znikają kolorowe koraliki i opakowania, a postaci pogrążają się w czerni i mroku. Finał natomiast rozegrany zostaje w sterylnej bieli szpitala - symbolu oczyszczenia i ekspiacji?

Zmiany charakteru scenografii współgrają z ewolucją postaci i rytmem całego spektaklu. Aktorzy starają się pogłębić kreowane przez siebie osoby, zachowując jednocześnie dystans do nich. Umiejętnie mieszają powagę z autoironią. Portrety psychologiczne są uproszczone - ograniczają się do kilku cech zasadniczych. Matka - surowa, szorstka, ale kochająca; ojciec - nieszkodliwy prostak dodatkowo ogłupiony przez leki; Shaylee - wulgarna, obsceniczna, ciągle na haju; no i Winne - dobry i poczciwy, choć czasem musi się zbuntować i postawić na swoim. Komizm tych postaci polega na przerysowaniu, wyolbrzymianiu każdej z cech, co w połączeniu z prostym schematem następujących po sobie scenek i trochę na siłę "nowoczesnym" językiem - robi wrażenie kabaretu. Z czasem postaci stają się jednak coraz poważniejsze, by w finale zrzucić maski śmieszności i ujawnić nieszczęśliwe ludzkie twarze.

Taka ewolucja postaci koresponduje ze zmianą charakteru całego spektaklu. Na początku jest groteskowo-kabaretowy, potem zamienia się w serię poprzedzielanych ciemnością i głośną muzyką, nieco ekspresjonistycznych obrazów, by w finale osiągnąć realizm - niestety - trochę melodramatyczny. Ciągłe przeobrażanie stylu, zwłaszcza, że poprowadzone bardzo konsekwentnie, zdecydowanie służy przedstawieniu. Zmiana perspektywy w ujmowaniu tematu, czyni go bowiem atrakcyjniejszym i ciekawszym.

Spektakl jest więc bardzo konsekwentny. Zmiany nastroju budowane są, co prawda, niewyszukanymi, czasami zbyt dosłownymi, nieco topornymi środkami scenicznymi, jednak spełniają swoją rolę. Problem w tym, że opowiedziana w przedstawieniu historia nie należy do oryginalnych. To kumulacja patologii rodzinnych na jednej scenie, połączona z oskarżeniem rzuconym w twarz skomercjalizowanemu światu. Brzmi znajomo i banalnie? Dlatego zdecydowanie najgorzej wypada akt ostatni, w którym wszyscy się nawracają na dobrą drogę i mimo przebytej traumy - chcą spróbować być szczęśliwymi. Ten naiwny finał z tezą odegrany z pełnym zaangażowaniem, bez cienia ironii, staje się nieznośnie ckliwy i melodramatyczny. W ten sposób zdemaskowana zostaje słabość całego spektaklu - czyli powtarzalność. Cóż bowiem nowego dowiadujemy się o świecie z "Poważny jak śmierć, zimny jak głaz"? Nic, niestety. Przedstawienie jest ciekawe, póki próbuje podważyć stereotypy na temat współczesnej rodziny - ośmieszając je. Jednak gdy zaczyna moralizować - wpada w inny stereotyp i w rezultacie robi się niezręcznie oraz nieco żenująco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji