Artykuły

Mam tremę

Za kilka dni będzie można zobaczyć Pana w spektaklu teatralnym pt. "Schody". W sztuce pojawia się Pan w dosyć nietypowej roli - fryzjera homoseksualisty.

-"Schody" Charlesa Dyera to sztuka o parze starzejących się gejów. Zobaczyłem ją w Atenach 7 lat temu i pomyślałem, że to świetny materiał dla reżysera, a ja geja nigdy nie grałem, może więc z tego wyniknąć ciekawa przygoda. Interesujące wydało mi się, że sztuka, która opowiada o parze homoseksualistów, tak naprawdę opowiada o problemach, jakie zawsze można spotkać w związku dwojga ludzi. My gramy gejów, ale mogłyby to być dwie kobiety, albo kobieta i mężczyzna. Płeć nie jest tu najważniejsza. Ważne są emocje. Poza tym, że gram, jestem współproducentem tego przedsięwzięcia. Na mnie więc także spoczywał obowiązek i przyjemność znalezienia partnera. Zaprosiłem do tej przygody Jurka Radziwiłowicza i jestem szczęśliwy, że się zgodził. Pomyślałem, że Człowiek z marmuru i Kmicic jako para gejów to może być ciekawe z wielu powodów. Jurka Radziwiłowicza cenię bardzo za jego talent, ale i lubię prywatnie. Jesteśmy sąsiadami i widujemy się towarzysko. A taka produkcja to konieczność spędzania ze sobą wielu tygodni, najpierw na próbach, potem w podróżach po Polsce i mam nadzieję świecie. Trzeba więc sobie wybrać partnera, który nie tylko jest wybitnym aktorem, ale też niezłym kompanem do przeżycia razem kilku lat.

Warszawska premiera przewidziana jest na 1 kwietnia. Czy spektakl należy odczytywać jako primaaprilisowy żart?

- Termin jest przypadkowy. Próby zaczęliśmy w styczniu, więc premiera wypadła w okolicach kwietnia. A kiedy okazało się, że pierwsze przedstawienie warszawskie będzie właśnie 1 kwietnia, zachichotaliśmy Ale uważam, że to dobra data. Może uda nam się powiedzieć publiczności coś poważnego i głębokiego w nie do końca poważny sposób w tym żartobliwym dniu.

Spektakl odnosił sukcesy w wielu krajach. Kilka lat grany był na Broadwayu. Czy uważa Pan, że w Polsce będzie miał szansę na podobny sukces?

- Marzę o tym, ale wszystko zależy od widzów. Mam nadzieję, że im się spodoba. Mieliśmy już pierwszą konfrontację z publicznością w Bielsku-Białej. Zagraliśmy "Schody" trzy razy przy pełnej sali. Widownia sprawiała wrażenie zadowolonej. Mimo to obawiam się warszawskiej premiery. Aktor zawsze czuje się niepewnie. Mam tremę.

"Schody" dotykają tematu, który dla Polaków jest tabu. Jesteśmy nietolerancyjni i jeżeli mówimy o homoseksualistach, zazwyczaj są to opinie niepochlebne. Nie obawia się Pan, że przedstawienie może wywołać sprzeciw wśród niektórych widzów?

- Tego akurat się nie obawiam. W tym spektaklu nie ma nic skandalizującego. Na scenie kłócimy się, śmiejemy, robimy awantury, kochamy i przepraszamy. Jak w życiu i w każdym innym związku. Nie można udawać, że homoseksualizm nas nie obchodzi. Takie związki istnieją od tysiącleci. Wszędzie. Ważne jest, jak autor o tym opowiada. Charles Dyer ma bardzo dobre pióro. I należy pamiętać, że kiedy w 1966 r. napisał tę sztukę, homoseksualizm w Anglii był prawnie zakazany. Jeśli się było gejem, można było znaleźć się w więzieniu. Ta sztuka zrobiła pewien wyłom w myśleniu angielskiego społeczeństwa. Po raz pierwszy na scenie pokazano kochających się mężczyzn w sposób sympatyczny, normalny. No i okazało się, że sztuka robi furorę na świecie, a Harry'ego i Charliego grają najbardziej męscy aktorzy - Rex Harrison, Richard Burton. Bo to jest po prostu bardzo dobry materiał do grania. Dlatego chciałem to zagrać.

Żadnej prowokacji czy zachęty do dyskusji więc nie należy się doszukiwać?

- Prowokacji w żadnym razie. A zachęty do dyskusji, zawsze. Jest to spektakl o miłości, ze wszystkimi jej aspektami, śmiesznymi, wzruszającymi, a czasami nawet dramatycznymi. Dyskusja o miłości zawsze jest ciekawa. Tak naprawdę to nas najbardziej w życiu obchodzi, żeby kochać i być kochanym. A przez kogo to już intymna sprawa każdego z nas.

Czy oprócz "Schodów" pracuje Pan nad kolejnym projektem?

- Proszę mnie tak nie gnać do roboty! Dawno skończyłem 20 lat i zrobiłem się dość leniwy. Chcę grać "Schody" kilka razy w miesiącu, tyle na ile pozwoli czas Jurka Radziwiłowicza, i ile razy zechce nas oglądać publiczność w Warszawie i w Polsce. No i czekam na premierę "Starej baśni" Jurka Hoffmana. Uważam, że na najbliższe miesiące to wystarczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji