Artykuły

Stare panny są passé

Choć spektakl skrojony jest na miarę - ani za długi, ani za krótki, aktorzy dobrze animują bohaterów baśni, piosenki i warstwa brzmieniowa również bez zarzutu, to ja bym swojego dziecka na ten spektakl nie wysłał - o "Baśni o zaklętym jeziorze" w reż. Małgorzaty Kamińskiej-Sobczyk w Teatrze Miniatura w Gdańsku pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

Ciężki jest los starych panien. Szczególnie jeśli są nimi wiedźmy. Wiedźma to taki stwór, który nie dość, że nie ma męża, to jeszcze jest bardzo brzydki. Takie wiadomości można uzyskać z najnowszego przedstawienia gdańskiego Teatru Miniatura - "Baśni o zaklętym jeziorze" autorstwa i reżyserii Małgorzaty Kamińskiej-Sobczyk.

Wraz z głupim i aroganckim Jasiem (Jacek Majok) opuszczamy jego dom rodzinny i kochającą matkę, bo Jasio pragnie sławy i bogactwa. Jest pełen wiary w siebie. Jednak nie wie, że natrafi na trzy wiedźmy - Straszygębę (Agnieszka Grzegorzewska), Śmieszygębę (Hanna Miśkiewicz) i Płaczygębę (Edyta Janusz-Ehrlich), które swoje imiona zyskały od charakteryzujących je cech charakteru. Wiedźmy niczego tak nie pragną jak wyjść za mąż, więc każdego ewentualnego kandydata przyjmą z radością, bo przecież nie jest ważne, kto to będzie, ważne żeby był. Głupi Jasio szybko daje się wiedźmom namówić na "umowę handlową", ponieważ najciekawsza postać przedstawienia - mówiące i śpiewające, przypominające wierzbę płaczącą, Zakryte drzewo (Jakub Gierczak) potwierdza, że w dzisiejszym świecie wszystko jest towarem, także ożenek. Więc Jasio za ładne wdzianko, powóz i śliczny domek oddaje wiedźmom po dziesięć lat swojego życia, a za worek pieniędzy całą resztę. I zostaje zamieniony w kamień. Później podstępem, oferując siebie jako męża, przy pomocy Zakrytego drzewa stara się odzyskać ludzką postać. Jak na baśń przystało - wszystko skończy się szczęśliwie.

W przepięknej scenerii (świetna scenografia Dymitra Aksjonowa) jeziora, które symbolizuje fontanna, z ogromnym patrzącym i mówiącym drzewem pośrodku sceny i z chaszczami stworzonymi ze szmat na prowizorycznych konstrukcjach o kształcie płotu z kijków, rozgrywa się historia, która prostotą i ślicznym finałem może wzruszyć. Bardzo dobrym zabiegiem jest animacja lalek, trzymanych przed sobą przez żywych aktorów ukrytych za woalką tak, że nie widać ich twarzy. Taki prosty, kreskówkowy przekaz trafia do dzieci. Aby trafiał też do rodziców, reżyserka postanowiła urozmaicić treść przedstawienia o zupełnie niepotrzebne zwroty typu "co za afront!", "to ostatnia szansa - znaczy się last minute?".

Baśń Małgorzaty Kamińskiej-Sobczyk jest bardzo okrutna i to nie tylko dla wiedźm, które - jak uważali najmłodsi widzowie - "wcale nie są takie brzydkie". Już kilkulatkom nie pozostawia się złudzeń, że wszystko ma swoją cenę, uczucia są ułudą i służą tylko podstępom (Jasio oszukuje jedną z wiedźm, że ją kocha), a wszystko można kupić lub sprzedać. I choć spektakl skrojony jest na miarę - ani za długi, ani za krótki, aktorzy dobrze animują bohaterów baśni, piosenki i warstwa brzmieniowa również bez zarzutu, to ja bym swojego dziecka na ten spektakl nie wysłał. Bo urocza historia Jasia wzbogacona jest o pseudoprawdy o świecie, których przynajmniej najmłodszym można by oszczędzić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji