Artykuły

Callas w remoncie

"Być jak Callas" w reż. Tomasza Koniny w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Gigantyczny remont - sceny nie ma, widowni nie ma. Ale jest prapremiera i całkiem nowa Scena Kameralna, zbudowana (już na stałe) w bufecie Teatru Muzycznego. Co prawda odczuwalny okazał się brak klimatyzacji, na szczęście jednak "Być jak Callas" to smaczne artystyczne danie, pozwalające poddać się nastrojowi sympatycznej zabawy i nie narzekać...

Ten szczególny spektakl, mający w sobie coś z happeningu, operowo-operetkowego pastiszu, farsy obyczajowej oraz całkiem serio potraktowanej sztuki wokalnej i aktorskiej specjalnie dla Muzycznego w remoncie przygotował Tomasz Konina. Świetny młody artysta, reżyser m.in. "Adriany Lecouvreur" i "Kandyda" w Teatrze Wielkim oraz "Wesołej wdówki" na Północnej, sięgnął po mit niezniszczalnej gwiazdy. Niczym echo jej sławy i pamięci o niej zabrzmią pieśni i arie, których publiczność słuchała już w foyer, a potem w remontowym rozgardiaszu, by później w Sali Kameralnej wpisać się w sytuacje przedstawione w scenerii domu spokojnej starości dla aktorów, czyli w takim na przykład Skolimowie.

Callas stała się uosobieniem spełnionych marzeń. Trawestując słowa Toski, z arii, którą olśniewała, "żyła sztuką, żyła miłością". 16 września minęło 30 lat od jej śmierci, a La Donna wciąż jest obecna i wielka, o czym zaświadczają choćby rocznicowe wpisy do internetowej księgi kondolencyjnej. Na jej cześć seniorzy przygotowują koncert. Każda z malowniczych postaci chce zaznaczyć wyobrażenie o swojej pozycji. Wśród obrazków z życia arcytrafnie wypadło biesiadowanie i wspólne komentowanie tego, cowtelewizyjnych serialach. Aż wreszcie przychodzi czas popisu. Pióra, turniury, muszki, kabaretowe pończoszki i... małe ludzkie słabości. Co się może dziać, gdy na scenie zjawia się na raz całe stado Hrabin Marie?

Temperamantem, klasą wokalną (pieśń Poulenca) i aktorską urzekła Jolanta Gzella. Już mocnym wejściem z szablą w dłoni ("oto jest szabla ojca mego") w muzycznej oprawie z "Wielkiej księżnej Gerolstein" Offenbacha zdobyła widownię. Rozbrajający okazał się duet z "Wiktorii i jej huzara" ("Myszko, to była cudna noc") w interpretacji Danuty Łopatówny (niegdyś solistki Teatru Muzycznego) i Andrzeja Fogla. Ujmującą Marią, przywołującą doświadczenia Callas, stała się Anna Walczak. W sferę gwiazdorskich uniesień z wdziękiem przenosiła widownię Elżbieta Walaszczyk jako Renata (a'la Tebaldi). Z artystyczną starszyzną konkurowały debiutantki (wokalnym talentom brakuje aktorskich szlifów) Aleksandra Drzewicka i Sylwia Strugińska.

W roli sprawcy koncertowego zamieszania dobrze spisał się Ziemowit Wojtczak, a nie tylko jako pielęgniarz w domu opieki zaznaczył swoją obecność Piotr Płuska. Uznanie, także za aktorski wkład, należy się instrumentalistkom - pianistce Danucie Antoszewskiej, czarującej papuciami-zwierzaczkami i lekko zdegustowanej, komentującej sytuację po czesku, harfistce Helenie Stiksovej-Padkowskiej. Przy fortepianie zasiadała też Magdalena Brzezińska.

W szczątkowej scenografii, w operetkowo-kabaretowym klimacie, ale z obowiązkowymi akcentami muzycznymi, poczynając od Casta Diva, arii z "Normy" Belliniego, sztandarowej dla Callas, upływał wieczór, który kończył się może nazbyt osobistymi wypowiedziami wykonawców o tym, dlaczego wybrali scenę. "By zatrzymać ludzi w biegu" wyznała Jolanta Gzella. I tym razem się Udało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji