Artykuły

Trzy do jednego dla Rosjan

XII Międzynarodowy Festiwal Konfrontacje w Lublinie podsumowuje Grzegorz Kondrasiuk.

Gdyby festiwale teatralne były sportowymi meczami, to na tegorocznych Konfrontacjach przewalilibyśmy "z Ruskimi" gdzieś tak co najmniej z 3:1. A ponieważ wszyscy kochamy sport (i uważamy się za najlepszych, a w razie wpadki - za skrzywdzonych przez sędziów), szczególnie lubujemy się w pojedynkach z naszymi wschodnimi sąsiadami, cale dziesięciolecia rozpamiętujemy gest Kozakiewicza i wyczyny naszych dzielnych chłopców od Huberta Wagnera - to mimo wszystko czepmy się tego nietrafionego porównania.

Podsumujmy wyniki:

- pierwsza stracona bramka, prawdziwy cios - to rosyjskie aktorstwo. Tak naprawdę była to bramka zyskana, prezent dla lubelskiej publiczności, która miała rzadką okazję zobaczyć prawdziwe, rzeczywiste aktorstwo psychologiczne, nie jakieś kiepskie krzyżówki telenowelowego wzdychania z patosem sztucznej deklamacji. Po prostu solidne, głębokie podstawy, które pozwalają zwinnie odnaleźć się w każdej reżyserskiej koncepcji. Zaufanie postaci, tekstowi, reżyserowi. Granie tak przyzwoite i nasycone, że aż się go w pierwszej chwili nie widzi. Oszczędność środków, jak u porządnego rzemiechy - żadnych niepotrzebnych ruchów, tylko to, co absolutnie konieczne. Zero tautologii, powtarzania gestem słów i słowem gestów. Konieczne dla pracy wyobraźni powietrze, przestrzeń do domysłów. Przykłady?

Teatr.Doc ("Cekaemista", "Fantom bólu") - Elena Liamina, Kirył Pletenow, Walentin Samokhin; zespół teatru Kameralnego z Woroneża ("Zima").

- druga brama, zaraz po pierwszej, na dobitkę - to dramaturgia. Nie jeden czy dwa dramaty, jak ślepej kurze ziarno - ale cała szkoła, która wyrosła nie wiadomo kiedy pod naszym bokiem. Niesłychanie czuła na tradycję, przesiąknięta dostojewszczyzną, przeklętymi problemami - a jednocześnie otwarta na dzisiaj, wychwytująca kontrowersje naszego czasu. Weźcie do ręki któryś "Dialog" z tekstami polskich rówieśników "koladystów", Sali czy Walczaka - i porównajcie, wnioski nasuną się same.

W udanej akcji udział wzięli: Wasilij Sigariew i "Fantom bólu" (rocznik 1977); Władimir Zujew i "Osaczeni" (1976), oraz "Cekaemista" Jurija Kławdiewa (rocznikowo zbliżony). W pomocy zabłyśli również świetni zawodnicy ale o zupełnie odmiennym stylu gry - Jewgenij Griszkowiec (1967) i jego "Zima" oraz Ludmiła Ulicka (kobietom nie zaglądamy w metrykę) "Rosyjskie konfitury".

Polakom nie dało się odmówić jednego - starali się. No i w końcu bachneli honorowego gola, zmontowanego przez Lecha Raczaka (legnickie "Dziady"), oraz Jacka Głomba i Roberta Urbańskiego ("Łemko" - zdjęcie). Cieszmy sie zatem z tego, że "Dziady" doczekały się kolejnego otwarcia, i że legniczanie w "Łemku" wspaniale nasycili sakralnością przestrzeń byłej dyskoteki, użyczając głosu łemkowskim duchom, które jakoś przez te nieszczęsne pięćdziesiąt peerlowskich lat nie mogły dopchać się do publicznego, polskiego mikrofonu.

Ostatnia bramka nie była taka prosta do wykrycia, i nie należała do oczywistych. Tak jak i kilka nieoczywistych pytań, które z jej okazji chciałbym tu postawić. Jak to się dzieje, kiedy to się stało i komu należy dziękować, że polski teatr blaknie, kruszy i dosłownie rozsypuje się w oczach? Za co wyprzedał wszystkie wykwinty, ba - wszystkie w miarę porządnie wyglądające przedmioty, trzymające się jako tako kupy stoły, kostiumy niedziurawe, prospekty i reflektory? Czy jesteśmy już na wieki skazani na liszajowate ściany, podkoszulki i konfekcję zalatującą na kilometr supermarketem, obtłuczone miski, szarość dla odmiany przecinaną black-outem? Przepraszam bardzo, ani to nowe, ani ciekawe, przede wszystkim zaś - ani trochę nie poruszające. Nawet nie wiadomo kiedy daliśmy się ograć z kretesem w imię źle pojętego pościgu za rzeczywistością. Może i na Zachodzie Europy, w jakimś dobrze wymytym kraju, liszaje byłyby odkrywcze, ale tutaj wystarczy przejść się do dowolnego zaułka, i ucieszą oczy nie takie rewelacje. Może od nowa musimy uczyć się tak banalnej, że aż trudnej do osiągnięcia zasady, że myślenie teatrem to w dużym procencie także i myślenie obrazem? W spektaklach gościnnych nie dałoby się wskazać momentów zawieszenia tego podstawowego prawa. Natomiast Polakom zdarzało się i od początku nie pamiętać o tym drobnym szczególe.

Przy kompletnym braku obrony estetyczną bramkę wymierzyli nam scenografowie: Maria Utrobina z moskiewskiego Centrum Dramaturgii i Reżyserii ("Cekaemista"), Michaił Bykow i Nina Proszunina z woroneskiego Kameralnego i Ludmiła Ulicka z petersburskiego Teatru Satyry. Są na to duże szanse, że niejednemu pod powiekami zostanie sala zamieniona w staw i wszechobecna mgła w "Konfiturach", czy leciutki, ironiczny humor "Zimy" Griszkowca z Teatru Kameralnego.

Rzadko się zdarza, żeby kibic po tak sromotnie przegranym przez "swoich" meczu zachował doskonały humor. To jest właśnie ten przypadek. Bo wygrały Konfrontacje, i wszyscy, którym udało się obejrzeć te godziny, kwadranse, minuty rzetelnego teatru. Co niektórym reprezentantom naszej kadry chciałbym natomiast zasugerować solidniejsze treningi, przemyślenia i naukę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji