Artykuły

Pragnę kontaktu z ludźmi

- Pragnę kontaktu z ludźmi. Prostego, poważnego, i bezpośredniego. Czasami moje wypowiedzi mogą się komuś nie podobać. OK. Ale oczekuję wówczas merytorycznej dyskusji, a nie obrzucania się epitetami - mówił KRZYSZTOF MAJCHRZAK, aktor Teatru Studio w Warszawie na spotkaniu w Bibliotece Elbląskiej.

W Bibliotece Elbląskiej odbyło się spotkanie zatytułowane "Cóż po poecie w tych czasach marnych". Gość, którym byt aktor Krzysztof Majchrzak, dyskutował z elblążanami o kondycji kultury. O zagrożeniu, jakim jest korporacjonizm dla tej sfery życia rozmawiał z Krzysztofem Majchrzakiem, Piotr Rzepczyński.

Kiedy zdał Pan sobie sprawę, że korporacje wchłaniają sferę życia jaką jest kultura?

- Wówczas gdy zobaczyłem artystów z różnych stron świata przemawiających tym samym językiem. Nie chodzi mi o któryś z języków narodowych lecz formę wyrazu, która jest powielana przez polskich, rumuńskich czy kazachskich wykonawców. A wzorcem w tym wypadku jest wszystko to co napływa ze skorporacjonizowanych Stanów Zjednoczonych. Nie ma więc większej różnicy między hip-hopem w Polsce, Wielkiej Brytanii czy Gruzji. Dotyczy to także innych gatunków muzycznych, filmów, całej sfery kultury. Pewne wzorce są powielane jako produkt, który ma trafić na rynek w odpowiednim opakowaniu sygnowanym przez wielkie korporacje.

- Czy jest to tak duże zagrożenie dla człowieka? Co jest złego w tym, że polskie seriale, których tematem przewodnim jest miłość są uderzająco podobne do ich odpowiedników z Ameryki Południowej?

- To, że zamiast poruszającego kontaktu widza z artystą - człowiekiem, innym od innych, bezmyślnie łykamy jednakowe korporacyjne cegiełki. Cegiełkę serialu, hip-hopu, rapu. Nie można dopuścić do sytuacji, by w sztuce tworzonej przez człowieka, nie było miejsca dla samego człowieka lecz jedynie na "produkt" kierowany do "targetu". Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że kultura staje się coraz bardziej wirtualna. Nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, która nas otacza. Rzeczywistość polega przecież na kontakcie istoty z istotą, artysty z odbiorcą, człowieka za światem. A tu mamy jedynie do czynienia z powielaniem schematów. Nie ma oryginalności tylko pogoń za zyskiem. To jest moim zdaniem istota koszmarnego wpływu korporacji medialnych na kulturę.

Nie myślał Pan, aby stworzyć sztukę, film, który przedstawiałby ten problem?

- Spędziłem trochę czasu na rozmyślaniach o życiu Charlesa Bukowskiego. Chciałbym takiego bohatera zderzyć w scenariuszu z rzeczywistością takich prac socjologicznych jak "McDonaldyzacja Społeczeństwa" Georgea Ratzera czy "Korporacja" Joela Bakana. Pokazać człowieka, który u schyłku życia potrafi pokazać korporacjom gest Kozakiewicza. Chodzi mi to po głowie. Niestety "wściekle trudno" wymyślić taki film. Sądzę, że byłby potrzebny widzom jak tlen. Na razie to zadanie ponad moje siły. Nie starcza jakoś koncentracji, żeby chociaż zacząć. To byłoby coś! Wypowiedź, w której pyszałkowate USA jako główny

siewca zła w tej materii, ze swymi koncernami filmowymi i medialnymi, dostałyby wielkiego antykorporacyjnego kopa.

Czy taki kop był widoczny na tegorocznym festiwalu w Gdyni?

- Nie. Na razie nikt nie dostrzega tego niebezpieczeństwa. Ale pojawiło się kilku artystów, którym czystość kontaktu między twórcą a widzem leży na sercu. To był festiwal napawający nadzieją. Ręce często składały się do oklasków.

Panie Krzysztofie na dzisiejszym spotkaniu pokazał Pan, że nie chce Pan postępować według modnego ostatnio wzorca zachowań nazywanych terminem "political correctness", a więc takich gdzie nie zawsze warto wyrażać to co czujemy. Nie boi się Pan mówić, co myśli i czuje. Przykładem może być konflikt, jaki wytworzył się dziś na spotkaniu. Skąd Pan bierze na to siłę, aby iść pod prąd i uczestniczyć w spotkaniach, w których jak Pan powiedział łatwo można stać się palantem do bicia?

- Nie mam zamiaru programowo iść pod prąd. A ta siła bierze się może z pewnej mojej niesprawności. Nie potrafię kluczyć. Tak najprościej mogę to wyjaśnić. Nie wiem czy jest to gapiostwo, czy bystrość. Po prostu nie umiem postępować inaczej. Poza tym zawsze jestem gotów do zmiany mojej opinii i to też daje siłę.

Mimo, że na spotkaniu iskrzyło, to otrzymał Pan za swą ostrą postawę nagrodę. Pańskiej strony broniła większa część publiczności. Na końcu spotkania bez żadnego skrępowania, podeszła do Pana młodzież. Na Pana twarzy można było zauważyć duży uśmiech, radość.

- Tak, radość. Bo traktuję takie spotkanie żarliwie, nie jak znana małpa z TV. Pragnę kontaktu z ludźmi. Prostego, poważnego, i bezpośredniego. Czasami moje wypowiedzi mogą się komuś nie podobać. OK. Ale oczekuję wówczas merytorycznej dyskusji, a nie obrzucania się epitetami. Wtedy robi się brzydko i może dojść do nieszczęścia.

Przykładem Pana zadziorności była także szybka riposta na zarzut, że sztuka przegrywa z pieniędzmi i korporacjami W takim razie czy sztuka wygrywa?

- Nie wiem. Ale jestem pewny, że trzeba walczyć o to, aby nie przegrała. Nie jest to proste, ale wydaje mi się, że należy z korporacjami walczyć ich własnymi metodami. To znaczy, zrobić coś wartościowego i jednocześnie atrakcyjniejszego dla przeciętnego widza, niż np. "Taniec z Gwiazdami", czy program typu "Sławni Gotują na Gazie". Innej drogi nie ma. Niestety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji