Barlinek. Zagrali "Betanki"
W pensjonacie "Pod Zegarem" w Barlinku wystawiony został kontrowersyjny spektakl pt. "Betanki".
Sztuka została zainspirowana historią ekskomunikowanych przez Watykan zakonnic, które zabarykadowały się w klasztorze w Kazimierzu Dolnym.
- To właśnie u nas trwały próby i odbyła się prapremiera - mówi Andrzej Rewieński właściciel domu, w którym dwa lata temu Wiesław Saniewski nagrywał film o Witoldzie Gombrowiczu. - Teraz mogliśmy obejrzeć ją drugi raz.
- To było zupełnie nieoczekiwane - dodaje jego żona Izabela. - Nie wiedzieliśmy wcześniej, że chodzi o spektakl dotyczący zakonnic. Nasza córka Natalia, która występuje w Teatrze Kreatury w Gorzowie Wielkopolskim, powiedziała nam, że aktorzy potrzebują ciszy i miejsca do pracy, więc im to zapewniliśmy.
Kiedy dowiedzieli się, że chodzi o głośne już "Betanki" także nie oponowali. Uważają się za prawych katolików i twierdzą, że sztuka w żadnym przypadku nie uwłacza Kościołowi.
- To temat, o którym dużo się mówi. Dlaczego więc mamy go unikać? - pyta Przemysław Wiśniewski, który jest reżyserem sztuki.
Pracował nad nią od lutego. Osobiście pojechał do Kazimierza Dolnego, a w scenariuszu wykorzystał wypowiedzi byłych już zakonnic. Absolutnie nie zgadza się z opinią arcybiskupa Życińskiego, że kogoś ranią.
- Spektakl nie jest o buncie, ale raczej o manipulowaniu słabszymi przez silne jednostki - tłumaczy Przemysław Wiśniewski. - Te kobiety idą za silnymi przywódcami. Staraliśmy się zrobić coś uniwersalnego. Taka niecodzienna sytuacja ma miejsce w Kazimierzu Dolnym. Zainteresowanie tematem znacznie wzrosło po wypowiedziach arcybiskupa Życińskiego. Wykorzystaliśmy tutaj jego 40-sekundową wypowiedź.
Zrywali plakaty
Gospodarzy domu poproszono o rozwieszenie plakatów informujących o wystawieniu spektaklu. Okazało się, że w niektórych miejscach natychmiast zostały zerwane. Odezwali się też dziwni rozmówcy, którzy zamierzali odwieść ich od zaproszenia pod swój dach aktorów i widzów.
- Czy państwo wiedzą o czym będzie ta sztuka? - usłyszała Izabela Rewieńska od jednej z rozmówczyń.
- Tak, obejrzałam ją już, więc zapraszam także panią. Potem możemy o niej podyskutować - odpowiedziała zapytana. Niestety, przeciwniczka spektaklu nie pojawiła się w dużym domu Rewieńskich.
Chcieli dyskusji
Na przedstawieniu były 34 osoby. Wystąpiły cztery młode aktorki, których gry nie dało się po prostu nie zauważyć. Upadały na podłogę, stukały krzesłami i oblewały publiczność wodą.
- O, Jezu, jeszcze nas pozabijają - powiedziała cicho siostra zakonna, która wraz z młodym księdzem przyszła zobaczyć kontrowersyjny spektakl. Po około dwudziestu minutach razem z dwojgiem innych ludzi opuścili salę.
- Szkoda, że nie zostali do końca, bo chętnie podyskutowalibyśmy o tym, co widzieliśmy. Mogliby potem porozmawiać o tym z młodzieżą - stwierdzili potem inni widzowie.
- Ucieszyłam się kiedy zobaczyłam osoby duchowne - zapewnia Izabela Rewieńska. - Było mi jednak bardzo przykro kiedy tak ostentacyjnie wyszli.
- Aby wyjść ze spektaklu także trzeba mieć odwagę - uznała Elżbieta Chudzik, która jest założycielką i autorką scenariuszy Teatru Poezji Wiatrak w Barlinku.
Podobnego zdania była także Romana Kaszczyc, która stwierdziła, że spektakl nie był obojętny dla widza, a to jest przecież marzeniem każdego artysty.
- To był ryzykowny temat - powiedziała.