Musical z prawdziwego zdarzenia
Po sukcesie polskiej premiery musicalu "Józef..." w 1996 r., reżyser i choreograf Wojciech Kępczyński przedstawił pod koniec 1997 r. Nową polską premierę - musicalu "Fame" (Sława): najpierw w kierowanym przez siebie Teatrze Powszechnym w Radomiu (18.X), a potem na scenie warszawskiej "Komedii" (od 28.XI). "Fame" to taneczno-muzyczna opowieść o amerykańskiej młodzieży lat 90. (Światowa prapremiera odbyła się w Miami w 1989 r.), która chce odnieść sukces życiowy i zdobyć sławę przez naukę w słynnej nowojorskiej Fame School. Szkoła ta przygotowuje aktorów, muzyków, tancerzy i w innych specjalnościach, które są poszukiwane w show-businessie (jej absolwentami byli m.in. Liza Minelli, Al Pacino, Ertha Kitt czy Suzanne Vega). Głównymi bohaterami musicalu są zatem tylko młodzi ludzie, około dwudziestki, śpiewający, tańczący i zupełnie przyzwoicie też podający tekst. I taki zespół udało się Kępczyńskiemu zebrać do produkcji tego musicalu, przygotowanego profesjonalnie, pomysłowo, dynamicznie. (Nabita młodzieżą sala teatru "Komedia" zgotowała zespołowi owację na stojąco). Szczególnie podobała mi się Katarzyna Łaska w roli Mabel śpiewająca swoją modlitwę "Panie, daj mi znak", świetny rapowiec Krzysztof Adamski w roli Tyrana (i w "Tańcu na chodniku"), Krzysztof Respondek jako Joe i Joanna Węgrzynowska w piosence Sereny "Zagrajmy scenę". Finałowa piosenka "Po nocy ciemnej wstanie świt" nie grzeszyła co prawda odkrywczością, ale z niezłym pomysłem melodycznym i dobrym wykonaniem zespołowym w miły sposób wieńczyła tę udaną, nową realizację musicalową. Okazuje się, że nie tylko okrzyczane "Metro", ale po latach wzdychań do dobrego musicalu - nareszcie mamy go na scenach.