Artykuły

Klimat baśni, jak z dzieciństwa

"Baśń o Grającym Imbryku" w reż. Ireny Dragan w Teatrze Kubuś w Kielcach. Recenzja Ryszarda Kozieja z Radia Kielce.

Prawdziwych baśni nie da się napisać, bo one, jak święte księgi, powstawały latami, były opowiadanie, przechodziły z pokolenia na pokolenie. Nie znaczy to, że dziś pisane baśnie są niepotrzebne, wręcz odwrotnie, byleby nie siliły się na nowoczesność, byleby nie udawały czegoś, czym nie są.

Wczoraj taką nową baśń mogliśmy oglądać na scenie Teatru Lalki i Aktora Kubuś w Kielcach, po raz pierwszy w Polsce, bo była to prapremiera "Baśni o Grającym Imbryku" Marty Guśniowskiej w reżyserii Ireny Dragan. Młoda autorka obecna na przedstawieniu, bez wątpienia posiadła talent wymyślania uniwersalnych historii i jak sama przyznała, wzięło się to oczywiście z dziecięcej lektury i słuchanych w dzieciństwie opowieści.

Jej baśń doskonale wpisuje się w uniwersalną konstrukcję tego gatunku i co więcej, sięga do rekwizytów już zanikających, nieobecnych w wyobraźni dzisiejszych widzów - które dziecko wie co to jest dwór, jak wygląda kuźnia albo zakład szewski? Nie wie, jeżeli nie słucha bajek i baśni. Sam też poznawałem te określenia z książek, bo już w moich czasach butów raczej nie odnosiło się do szewca nie mówiąc o obstalunku, zaś prawdziwego kowala nieartystycznego przy pracy chyba do dziś nie widziałem.

Rzecz jest o kowalu właśnie (bardzo dobra rola Andrzeja Skorodzienia), który najkrócej mówiąc awansuje, zamienia swoją kuźnię na szewski warsztat, sklep, wreszcie wygodny dwór. W tej peregrynacji towarzyszą mu z lekka absurdalni przyjaciele Koń (Michał Olszewski), i w tym by nie było nic dziwnego, ale razem z Koniem i Kowalem wędruje Końska Mucha (Jolanta Kusztal) całkowicie zauroczona swym było, nie było w biologicznym znaczeniu - żywicielem.

Para aktorów stworzyła role decydujące o niezaprzeczalnym uroku całego przedstawienia. Spektakl, który jest zrealizowany w żywym planie, czyli na scenie widzimy aktorów bez lalek, tylko z rekwizytami, wyjątkowo pozwala na pokazanie kunsztu gry. Mucha Jolanty Kusztal to kwintesencja kobiecości, zaś koń Michała Olszewskiego to wzorowa interpretacja roli, gdzie dobrze wyważony gest, świetna charakterystyka - spięte włosy niczym koński ogon - pozwalają cieszyć się oglądanym przedstawieniem. Pochwalić trzeba zresztą cały zespół aktorski, bo nie było na premierze roli nieudanej.

Kolejnym atutem spektaklu jest skromna, ale urocza scenografia Joanny Braun uzupełniona kręgami światła z nowego multimedialnego rzutnika, w jaki od tego sezonu bogatszy jest Teatr. I wreszcie pomysł reżyser Ireny Dragan, by opowieść ze sceny kojarzyła się ze świętem picia herbaty, wszystko to razem sprawia, że kielecką prapremierę "Baśni o Grającym Imbryku" należy uznać za niezwykle udaną.

Sam czułem się w Teatrze bardzo dobrze, poddając klimatowi baśni, jakie pamiętam z dzieciństwa. Ten klimat zapamiętają dzieci, będą go później przywoływać, jestem tego pewien. A przesłanie sztuki, takie jak w prawdziwej baśni - jedyne, uniwersalne, prawdziwe - szczęśliwym jest tylko człowiek, potrafiący się cieszyć z tego co ma, z życia jakie podarował mu dobry Pan Bóg, albo ślepy los. Gdy się to ogląda, gdy się to słyszy, gdy się w to wierzy, naprawdę jest lepiej.

Emisja: 8 października w programie "W kręgu wartości"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji