Artykuły

W poszukiwaniu Idioty

Stylistyka spektakli Grzegorza Jarzyny opatrzyła się na tyle, że najnowsza premiera - "Książę Myszkin" w Teatrze Rozmaitości - nikogo nie zaskoczy. Pod względem podejścia do literackiego tworzywa, zastosowanych efektów, podziału na osobne sceny-obrazy spektakl nie różni się od "Magnetyzmu serca", "Bzika tropi­kalnego" czy "Niezidentyfikowanych szczątków ludzkich".

Przedstawienia firmowane przez Grzegorza Jarzynę przypominają współczesny film. To, co dzieje się pomiędzy aktorami, nie jest najważ­niejszym komponentem spektaklu. Więcej znaczy cały arsenał czysto technicznych środków, maszyneria sceny. Obraz jest przetwarzany przez jaskrawe, koloro­we światło, ruchome elementy scenografii, mocne akcenty mu­zyczne.

Problem polega na tym, żeby to, co najbar­dziej interesujące na scenie działo się za­wsze między aktorami. A wydaje się, zwłaszcza w przypadku "Księcia Myszkina", że ten ele­ment u Jarzyny pracuje najgorzej i wina nieko­niecznie leży tu po stro­nie samych aktorów, skoro programowo zo­stali zepchnięci na dru­gi plan, a o swoje miej­sce w efektownym wi­dowisku muszą wal­czyć z rozbuchaną wi­zją reżysera.

Ten fakt najjaskrawiej daje o sobie znać w przypadku dwóch postaci, które, chociaż kluczowe w powieści Dostojewskiego, na sce­nie Teatru Rozmaitości istnieją w postaci szczątkowej. Po pierwsze: tytułowy książę Myszkin (Cezary Kosiński). Można pokusić się o stwierdzenie, że Dostojewski przedstawił w tej postaci swoją wizję świętości, jako niezgody i nieumiejętności przyję­cia jakiejkolwiek maski społecznej. Myszkin jest pełen wrażliwości, kruchości, ale jest też w nim coś twardego. Jest idiotą tylko o tyle, że tak nazwały go lokalne koterie uwi­kłane w społeczne gierki i konwe­nanse. Tymczasem Myszkin w spektaklu Jarzyny to irytujący nieudacznik. Patrząc na niego, od­nosi się wrażenie, że nie jest w sta­nie zrozumieć otaczającego go świata, choćby i próbował (a nie próbu­je), bo jest na to za głupi. I dopraw­dy trudno zrozumieć przyczyny, dla których Nastazja Filipowna i Ałgaja Iwanowna obdarzyły tego ofermę tak wielkimi uczuciami. Jarzyna z metaforycznego Idioty, zrobił idio­tę rzeczywistego i to jest podstawo­wa słabość tego spektaklu.

Rzecz się tyczy także drugiej klu­czowej u Dostojewskiego - postaci Rogożyna. O ile jednak w przypad­ku Myszkina można zgłaszać za­strzeżenia co do odtwórcy roli, Ce­zarego Kosińskiego, o tyle do Rober­ta Więckiewicza trudno mieć jakie­kolwiek pretensje. Prawie w ogóle w przedstawieniu nie istnieje. Zo­stały nędzne resztki. A przecież po­stać Rogożyna jest stricte teatralna i bez podkreślenia całego kontrastu między nim a Myszkinem nie spo­sób zrozumieć samej powieści. Bez tych postaci rozsypuje się też cała misterna konstrukcja "Idioty" Dostojewskiego. Myszkin jest zaprzeczeniem Ro­gożyna, ale obu łączy niezgoda, konflikt ze światem. Nastazja Filipowna kocha Myszki­na, ale na pewien spo­sób bliższa jest Rogo­żynowi. Niewinność Ałgai Iwanownej z ko­lei, par excellence, zbliża ją do Myszkina. Całe napięcie drama­tyczne zawiera się w tym szczególnym czworokącie. Gdy tego nie ma, nie ma także mowy o żadnej udanej adaptacji "Idioty".

U Jarzyny, z wymie­nionych czterech, ostały się tylko dwie postaci: Nastazja Fili­powna (Magdalena Cielecka) i Ałgaja Iwanowna (Aleksandra Popławska). I są to rzeczywiście bardzo dobre role, bodaj najlepsze z całego przedsta­wienia. Tylko, że nie­łatwo zrozumieć powody ich działania. W końcu ani Myszkin, ani Rogożyn nie są dla żadnej z nich partnerami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji