Artykuły

Żal jesienny

"Sen o jesieni" w reż. Tomasza Hynka w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Pisze Dorota Wodecka-Lasota w Gazecie Wyborczej - Opole.

To nie jest spektakl, który chciałabym obejrzeć raz jeszcze. Bo zaburza spokój, wytrąca z równowagi i po prostu przygnębia.

Bo w "Śnie o jesieni" odbija się ludzkie życie. Życie opuszczonych matek i dzieci, zdradzonych żon, niekochanych samotnych kobiet i mężczyzn, którzy już nie kochają tak, jak kiedyś. Życie rozwodników i tragizm wyborów, jakie pociąga za sobą nowa, kolejna miłość.

Mężczyzna (Przemysław Kozłowski) spotyka na cmentarzu dawną znajomą (Judyta Paradzińska). I choć w tej historii nie wszystko dzieje się na pewno, to na pewno zostawi dla niej swoją żonę (Beata Wnęk-Malec) i dziecko. Na pewno odizoluje się od matki (Ewa Wyszomirska) i ojca (Andrzej Jakubczyk). Na pewno był, jest i będzie jeśli nie nieszczęśliwy, to samotny. Bo wie, że człowiek i tak zawsze jest sam.

Bohaterowie spotykają się na cmentarzu - jakby nie było idealnym miejscu do roztrząsania przeszłości i uzmysławiania sobie, że czas i nieuchronność śmierci traktuje wszystkich sprawiedliwie. To zdaje się mało oryginalne stwierdzenie, ale czy w ogóle zaprzątamy sobie tym głowę? Czy rozmyślamy nad kruchością naszego życia i tym, że wcale nie jest jedyne w swoim rodzaju? Że ci, których kiedyś życie niosło, już nie żyją, a my zajęliśmy ich domy, wypełniliśmy ich ulice, powtarzamy ich zachowania, choć wydaje nam się, że to nasz ból i nasze wybory są wyjątkowe.

Kiedy przeglądałam się w bohaterach "Snu o jesieni", najzwyczajniej było mi ich żal. Tym samym pewnie żal mi było i siebie, i mnóstwa osób, które znam. I które martwią się, co będzie, jak umrą szybciej niż ich miłość, albo co będzie, jak ich dopadnie samotność.

Bohaterowie "Snu" są z krwi i kości. Nie grają - są tacy jak my. Jednym słowem: aktorstwo najlepsze z możliwych. Choć gdy tak na spokojnie myślę o rolach, z jakimi się zmierzyli, nie wyobrażam sobie, by praca nad tym spektaklem należała do prostych. Bo w oszczędnej scenografii, we współczesnym, nieprzerysowanym kostiumie grają tylko sobą, swoją emocją, bez podpierania się scenograficznym detalem.

Wyreżyserowane przez Tomasza Hynka przedstawienie idealnie wpisuje się w jesienną nostalgię. Polecam tym, którzy lubią się zdołować, choć asekuracyjnie przyznaję, że mogę się mylić. Bo jedna ze znanych mi niepoprawnych optymistek uznała, że ta historia pokazuje, iż dla miłości człowiek jest gotów się poświęcić i w jej imię przyjąć cierpienie. Co jest jej zdaniem bardzo optymistyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji