Artykuły

Ten mroczny bal

"Bal u Salomona" w reż. Andrzeja Pieczyńskiego na Scenie Inicjatyw Aktorskich Teatru Polskiego w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

Mimo upływu lat "Bal u Salomona" nic nie stracił ze swej magii. Mroczny bal, pełen tajemniczych zestawień obrazów, napisany nerwowym ściegiem, w zawrotnym tempie wprowadza czytelnika w nastrój poetyckiego upojenia. Tę właśnie cechę fantasmagoryjnego poematu Gałczyńskiego wydobył Andrzej Pieczyński w swoim autorskim spektaklu, granym w foyer warszawskiego Teatru Polskiego.

Stworzył postać poety, którym włada poetycka wizja, podanego swoim obrazom, ulegającego im tak dalece, że aż przekracza to niebezpieczne granice psychicznego eksperymentu. Toteż w tych natchnionych, a groźnych dla tożsamości chwilach znajduje wsparcie w żonie (znakomita Ewa Domańska, jak zawsze krucha, romantyczna i... pewna swego). Pieczyńskiemu udaje się zawładnąć widzami, początkowo dyskretnie, a potem już bez maski dyryguje nastrojami, prowadzi niemal dialog spojrzeniem, gestem i słowami poety. Tchnie z tego spotkania z poezją energia, a artyści zadziwiają swymi umiejętnościami warsztatowymi. Crescendo tego spektaklu świetnie podkreśla sugestywna muzyka Roberta Kanaana, uwydatniająca rytm i trudną do zdefiniowania grozę obcowania z dziwnym, uwodzicielskim światem zwidów, zwątpień i ironicznego nawiasu, w który te wizje bierze poeta, a za nim aktorzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji