Artykuły

Kombajn i słowik z modeliny

- Bardzo dużo zawdzięczam Eli [Zapędowskiej], bo to właśnie ona była moim pierwszym nauczycielem śpiewu. I to ona trochę "uporządkowała" to moje śpiewanie. Pokazała, że piosenki nie można tylko zaśpiewać, ale trzeba ją zinterpretować, bo każda jest osobną opowieścią - mówi warszawski wokalista, ŁUKASZ ZAGROBELNY.

32-letni Łukasz Zagrobelny, absolwent akademii we Wrocławiu, na co dzień związany jest z Teatrem Muzycznym Roma. Wokalnie wspomagał wielu artystów, m.in. Ryszarda Rynkowskiego i Marylę Rodowicz.

Właśnie ukazała się twoja płyta zatytułowana "Myśli warte słów". Nagranie tego krążka to spełnienie marzeń?

- Oczywiście. Kiedy rozpoczynałem moją przygodę ze śpiewaniem, to marzyłem, że przyjdzie czas na solową płytę. No i spełniło się!

A jeśli płyta osiągnie taki sukces, że będziesz musiał zrezygnować z pracy w Teatrze Roma, to...

- Nie ma co gdybać. Praca w teatrze daje mi niesamowitą satysfakcję i na razie nie wyobrażam sobie, bym tam nie występował. Nie, nie będę się teraz tym martwił.

Swoim życiorysem artystycznym mógłbyś obdzielić kilka osób. Czy to prawda zatem, że wystąpiłeś w tysiącu przedstawień?!

- Chyba nawet było ich 1300. Ale to wcale nie tak dużo, dzieląc wszystko na siedem lat...

Czego nauczyła cię praca w teatrze?

- Z pewnością tego, że nie zawsze gra się główne role. Miałem to szczęście, że w musicalu "Grease" zagrałem właśnie główną rolę, ale już w "Kotach" grałem tylko w zespole. Na Broadwayu jest jeszcze inaczej. Tam, jeśli aktor zagrał główną rolę, to potem przez kolejne dwa lata nie może znaleźć dla siebie miejsca na scenie i wraca do kelnerowania. Po to, by potem znów zaistnieć w głównej roli.

Nie życzę ci kelnerowania. Ale podobno potrafisz jeździć kombajnem zbożowym...

- To prawda. Nieźle mi też idzie na traktorze.

?!

- W dzieciństwie jeździłem do rodziny na wieś. To było gospodarstwo mocno zmechanizowane, więc miałem szansę jeździć na kombajnie i traktorze. Właściwie chyba nie powinienem o tym mówić, bo miałem wtedy jakieś dwanaście lat Więc to chyba było nielegalne...

A wcześniej, na przykład jako przedszkolak, byłeś rozśpiewanym dzieckiem? Takim, które popisuje się na każdym przyjęciu rodzinnym?

- Taki właśnie byłem, (śmiech) Żadne przyjęcie imieninowe u cioci czy babci nie mogło się obyć bez mojego występu. Najpierw śpiewającego a potem grającego na akordeonie. No i mam za sobą popisy na apelach i tego typu imprezach.

Grasz jeszcze na akordeonie czy leży on zakurzony na szafie?

- Od pięciu lat nie miałem w ręku akordeonu. Ciągle sobie obiecuję, że przywiozę go z rodzinnego Wrocławia, ale... No właśnie - ale dlaczego tego nie robię?!

Łukasz, masz za sobą udział w festiwalu sopockim i programie "Idol". Niestety, ani na festiwalu, ani w programie Polsatu nie odniosłeś sukcesu. Takie porażki działają na ciebie destrukcyjnie czy raczej dają "kopa" do działania?

- Różnie. Po "Idolu" rzeczywiście nie było najlepiej. Miałem nawet taki moment, że chciałem rzucić śpiewanie. Ale pewnego dnia pomyślałem: "Kurczę, nie mogę tak szybko rezygnować". Myślę, że teraz jestem odporniejszy na niepowodzenia.

Podobno dostałeś replikę Bursztynowego Słowika, głównej nagrody festiwalu sopockiego.

- To było jeszcze przed moim występem w Sopocie. Po zakończeniu sezonu w Romie przyszły do mnie fanki. Byty czekoladki, kwiatki i jakiś zawinięty prezent. Okazało się, że to właśnie replika Słowika, zrobiona chyba z modeliny. Ale wygląda dokładnie jak ta sopocka nagroda.

W podziękowaniach na twojej płycie pojawiła się Ela Zapendowska. Wpisałeś tam, że liczysz na duet z nią...

- To taki żart. Zawsze kiedy spotykamy się z Elą, ja jej to proponuję, a ona odpowiada: "Jeszcze cię na to nie stać". A tak naprawdę, bardzo dużo zawdzięczam Eli, bo to właśnie ona była moim pierwszym nauczycielem śpiewu. I to ona trochę "uporządkowała" to moje śpiewanie. Pokazała, że piosenki nie można tylko zaśpiewać, ale trzeba ją zinterpretować, bo każda jest osobną opowieścią. Mam ten luksus, że zawsze mogę do niej pojechać do domu i poprosić o pomoc czy radę. Choć Ela potrafi być okrutna i krytyczna do bólu.

Powiedz, jakie dla ciebie są granice promocji płyty. Doda poszła do reality show - "Bar", by się wypromować.

- Powiem tak - chciałbym, by muzyka przemawiała sama za siebie. Nie chcę pokazywać swojej prywatności tylko po to, by zwiększyć sprzedawalność płyt. Ja jestem daleki od tego.

A gdyby ci zaproponowano "Taniec z gwiazdami", to...

- Kto wie, choć zupełnie nie umiem tańczyć i mój występ byłby dość śmieszny. Może nawet żenujący, (śmiech)

Co dało ci występowanie w chórkach, na przykład Natalii Kukulskiej?

- Bardzo dużo. Oprócz umiejętności czysto technicznych, poznałem też pewne zakulisowe historie, nauczyłem się szacunku do słuchacza. Widziałem bowiem, jak artysta zostawał po koncercie, żeby udzielić wywiadu czy rozdać autografy. Poznałem też wielu muzyków, co teraz procentuje, bo zagrali na mojej płycie znakomici instrumentaliści - Michał Dąbrówka, Piotr Żaczek i Piotr Siejka, który napisał dla mnie większość piosenek i jest producentem mojej płyty.

Życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji