Artykuły

Muzyczna farsa

"Teremin" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Aleksandra Kubicka w portalu Polskiego Radia.

Petr Zelenka do niedawna znany był w Polsce przede wszystkim jako współautor scenariusza do "Samotnych", a także reżyser filmu "Guzikowcy" i "Rok Diabła". Z twórczością dramaturgiczną tego autora polska publiczność zapoznała się dzięki Opowieściom o zwyczajnym szaleństwie, sztuce wystawianej w wielu polskich teatrach. Od niedawna, na deskach Teatru Współczesnego mamy okazję oglądać nową sztukę Zelenki "Teremin".

Dzieła czeskiego dramaturga odznaczają się specyficznym humorem, są pełne absurdu i ironii. Autor, ulegając wpływom Czeskiej Nowej Fali, często sięga po tematy życia codziennego, jednak zawsze są to historie pełne dramatycznych splotów zdarzeń i okoliczności.

Spektakl w reżyserii Artura Tyszkiewicza oparty jest na autentycznej biografii rosyjskiego fizyka i wynalazcy Lwa Siergiejewicza Teremina. Jest on twórcą bezdotykowego instrumentu muzycznego zwanego tereminovoxem. Gra na instrumencie polegała na poruszaniu rękami w polu magnetycznym, którego zmiany były przetwarzane na dźwięk. Na instrumencie mógł grać zarówno wykwalifikowany muzyk jak i człowiek bez muzycznego przygotowania.

Rosyjski wynalazca, doceniony przez Lenina, zostaje wysłany do Stanów Zjednoczonych w celu propagowania radzieckiej myśli technicznej. Petr Zelenka śledzi losy swojego bohatera na tle lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Jest to niezwykle interesujący okres w historii USA. Na ten czas przypada "dekada dolara", szampańskich zabaw i prohibicji, kultury masowej i rewolucji obyczajowej, ale też Wielkiego Kryzysu. Teremin, dzięki zaradności swojego impresaria, zrobił w USA oszałamiającą karierę. Stał się prekursorem muzyki elektronicznej, przyciągającym na swoje koncerty tłumy.

Jak się jednak okazało, nie to było celem władz radzieckich które wysłały Teremina za granicę. Wynalazca znajdował się pod czujnym okiem sowieckich służb specjalnych, które żądały od niego wykonywania szpiegowskich zadań. Tak stał się bezwolnym narzędziem w rękach GRU. Zgadzał się na to wszystko sądząc, że w ten sposób chroni życie ojca, dawnego sługi carskiego. Teremin poza granicami swojej ojczyzny, w wolnym kraju, nigdy nie był wolnym człowiekiem, a instrument muzyczny, dzięki któremu zrobił taką karierę, nigdy w swoim założeniu instrumentem nie był.

Petr Zelenka często wybiera na bohaterów swoich sztuk dziwolągów, rozbitków życiowych, nie potrafiących sprostać swoim czasom. Postaci te często śmieszą. Śmieszyć może także postać Teremina. Czy to właśnie jest istotą tragikomedii Zelenki? Reżyser przerobił ją na muzyczną farsę utrzymaną w lekkiej i zabawnej atmosferze. Nie był to jednak trafiony pomysł. Trio towarzyszące Tereminowi - Goldberg impresario (Krzysztof Kowalewski), Samuel Hoffman prywatny detektyw (Sławomir Orzechowski) i kompozytor Joseph Shillinger (Janusz Michałowski) nie jest porywające. Pod koniec i tak przydługiego spektaklu ich gra wydaje się ociężała, a widz zamiast się uśmiechać coraz częściej zerka na zegarek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji