Artykuły

Dulski komediopisarz

"Całe życie głupi" w reż. Macieja Wojtyszki w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku.

Lubię biograficzne sztuki Macieja Wojtyszki - o Katarzynie Wielkiej, Bułhakowie, Petrarce... Ale "Całe życie głupi" w Teatrze im. Słowackiego udało mu się połowicznie, mimo Tomasza Międzika w roli Bałuckiego

Sceniczne biografie Wojtyszki to zwykle coś więcej niż zabawa literacka, komponowanie możliwych wariantów życiorysów wielkich ludzi. Autor raz stawia na pastisz, potem wchodzi w głowy postaci. Czasem uda mu się synteza epoki, otrze się o rozwikłanie tajemnicy twórczości. Tym razem wziął na stół laboratoryjny Michała Bałuckiego, dostarczyciela mieszczańskich komedyjek na krakowskie sceny w drugiej połowie XIX wieku, i zamarł ze skalpelem w rękach. Bo zrobienie pasjonującego spektaklu z dziejów człowieka poczciwego, safanduły i pantoflarza to czasem zadanie niewykonalne. Bawił mnie benefisowy rytm tej sztuki, kolejne sceny dekorowania Bałuckiego i Rapackiego wieńcami od krakowskich salonów. Pyszna była scena pisania tekstu do pieśni "Góralu, czy ci nie żal" (Bałucki jest jej autorem???) w celi więziennej, w której autor "Domu otwartego" przesiedział powstanie styczniowe. Bo to przekorny rewers do "Dziadów" i frazy "hic natus est Konradus".

U Wojtyszki także rodzi się wieszcz. Wieszcz czasów kapitulanctwa. Wieszcz z przedpokoju. Felicjan Dulski, który w wolnych chwilach układał facecje. Po krakowskiej scenie chodzi podwojony Bałucki, młody (Bartek Kasprzykowski) i stary (Tomasz Międzik), stary patrzy na młodego, zdumiewa się nim i strasznie go żałuje. Ale Wojtyszko gubi konsekwencję, bo w drugiej części powinno być odwrotnie: niech młody patrzy na starego, jak zdziadział i zatracił ideały. Wstrząsająca jest scena śmierci bohatera. Dwa strzały w powietrze, jeden w głowę. Koniec. Życie, które mogło być poematem, skończyło się aktem rozpaczy pośród oceanu nudy. Bałucki ze Słowackiego mimo usiłowań aktorów, autora i reżysera jest nudny, za poczciwy na artystę, za ospały na bywalca, za mierny na artystę. Jeśli już mu się coś niezwykłego w życiu zdarzyło, to i tak sam to zepsuł, przegapił, nie docenił. Jak pocałunek emancypantki Elizy Orzeszkowej (jak zwykle wielka Joanna Mastalerz), po którym jak głupi rozłożył bezradnie ręce. Jak miłość pierwszej żony śpiewaczki (kusząco wiotka Natalia Strzelecka), którą zwodził latami. Wojtyszko nie broni go jako autora i nie do końca ocala jako człowieka. Zamiast galopu przez całe życie komediopisarza lepiej było wybrać jeden mocny moment z jego biografii.

Patrzyłem na Tomasza Międzika w roli starego Bałuckiego. Rasowy aktor! Zwłaszcza w monologu z "Hamleta", włożonym w usta zgorzkniałego pisarza. Człowieka, który przegrał, któremu nie wyszło, rozmienił się na drobne, zakłamał. W premierowy wieczór na skutek pomyłki aktorów usłyszeliśmy ten monolog dopiero po oklaskach na wyraźne życzenie reżysera. Powiedziane na bis, może jako epilog "Być albo nie być" brzmi jak lament. Spowiedź, kogoś, kto źle wybrał i chciałby znów postawić na niebycie. "Całe życie głupie" to opowieść o małym człowieku, miernego talentu, byle jakim szczęściu, który dostał od losu tyle, na ile zasłużył. Popularność za życia, zapomnienie po śmierci. Choć Bałucki jako autor pieśni "Góralu, czy ci nie żal" jest nieśmiertelny. Jako anonim. Pan Bóg nieźle to wymyślił.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji