Artykuły

Jak z Mrożka

"Miłość na Krymie" - najnowsza sztuka S. {#au#87}Mrożka{/#}, napisana na zamówienie Starego Teatru w Krakowie, stała się głośna jeszcze przed swoją premierą. Po pierwsze dlatego, że - jak wieść niosła - miało to być dzieło jego życia, wielka synteza naszych najnowszych dziejów. Po wtóre - wystawieniu sztuki towarzyszyły z lekka bulwersujące okoliczności. Oto bowiem autor dołączył do swojego dzieła 10 punktów przykazań dla reżysera, które w istotny sposób ograniczają twórczą inwencję inscenizatora.

Czy Mrożek dzisiaj wciąż jeszcze jest punktem od­niesienia do życiowych sytuacji? Czy aktualne są te obiegowe powiedzenia: "Sytuacja jak z Mrożka", albo "Nawet Mrożek by tego nie wymyślił" - i wszyscy wiedzą o co chodzi? W dużym stopniu sam Mrożek stara się na te pytania odpowiedzieć w "Miłości na Krymie". Spektakl w Starym Teatrze wyreżyserował Maciej Woj­tyszko a opracował muzycznie Bolesław Rawski, ale muzyki prawie nie słychać, bo Mrożek w punkcie 4. za­kazał. Scenografię projektowali Anna i Tadeusz Smo­liccy.

Sztuka jest - by tak rzec - literackim przełajem przez 80 lat historii XX wieku. Akt I - 1910 rok - dla mnie najwspanialszy, jest cały z Czechowa, nie pastiszem, nie naśladowaniem formy Czechowa, ale - jak wyznał to sam Mrożek - współbrzmi z Cze­chowem. Z tym ginącym światem ludzi, którzy nie mogą się porozumieć i nie mają odwagi wyznać swo­ich uczuć, tkwią w nostalgicznej, obezwładniającej at­mosferze. Akt II - 1928 rok. Tu już nie "jedzie" (określenie samego Mrożka) Czechowem, ale sobą, posiłkując się jednak czytelnymi tropami wypoży­czeń z Gorkiego, Bułhakowa, Szekspira a nawet Gombrowicza. Wiele tu błyskotliwych dialogów, do­bre tempo, gra półsłówek. No i III akt - 1990 rok - wizerunek współczesnego świata, który tworzą: kur­wy, mafiosi, "bladziowa industria", marynarze z Potiomkina sprowadzeni do poziomu burdelu i symbole - przemieszczające się w głębi sceny na tle cerkwi z płonącymi witrażami i flagą amerykańską - tułów generała, głowa popa, wilkołaki, Katarzyna Wielka w stroju koronacyjnym. Wszystko to prowadzi do za­tracenia.

Główny bohater - Zacheredyński (świetną rola Jerzego Treli) jest uosobieniem trzech różnych dekaden­cji. Za cara bronił się przed samounicestwieniem pi­sząc wiersze, w 1928 roku, w okresie szalejącego terro­ru stalinowskiego jako zastępca naczelnika cenzury przy Radzie Komisarzy Ludowych idzie do więzienia, bo nie chciał być donosicielem. Pazerna pierestrojka też nie była dla niego. Cóż więc robi? Udaje się w ostatnią podróż ze swoim odwiecznym antagonistą, byłym oficerem armii Wrangla, porucznikiem Sjejki­nem w poszukiwaniu Tatiany, w której obaj byli zako­chani, mimo że "poszła w rewolucję".

Bohaterowie dramatu, czy jak chce Mrożek, komedii tragicznej, zmieniają się, ale zgodnie z wymykającym się prawem logiki, porządkującym świat prawom miło­ści, nie starzeją się. Przede wszystkim zaś nie starzeje się miłość. Jest wieczna. I to jest główne przesłanie sztuki. Miłością w tej sztuce jest Tatiana, która otwie­ra i kończy "Miłość na Krymie". Gra ją przekonywują­co Anna Radwan. Gra aktorów jest w tym przedsta­wieniu na wysokim poziomie, do czego Stary Teatr zdążył już nas przyzwyczaić. Bardzo dobrzy są: Anna Dymna, Dorota Segda, Izabela Olszewska i Piotr Cyr­wus, świetny Jerzy Grałek. Na "Opus magnum" Mroż­ka musimy jeszcze trochę poczekać, ale "Miłość na Krymie" jest sztuką napisaną z epickim rozmachem, ma wspaniałe momenty, jest w niej nieodmiennie wy­rafinowany dowcip Mrożka i jest mimo wszystko uda­na bezlitosna wiwisekcja fenomenu tzw. słowiańskiej duszy. Jesteśmy w świecie Mrożka - komicznym i pełnym rozpaczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji