Bip nie wyjdzie już do ukłonów
Trzy lata temu, podczas konferencji w teatrze Na Woli, Marcel Marceau stanął za dyrektorem Bogdanem Augustyniakiem, wsunął mu ręce pod ramiona i ilustrował gestem dłoni niezrozumiałą dla siebie mowę. Obaj już nie żyją. Żartobliwy gest Marceau został w pamięci. - pisze Iza Natasza Czapska w Życiu Warszawy.
Pantomima bez Marcela Marceau? Jeszcze trudno to sobie wyobrazić. Na szczęście słynny mim dbał o to, by zostawić po sobie wielu uczniów.
Marcel Marceau był dobrze znany polskim widzom. Przyjeżdżał do nas dość często, po raz ostatni w 2004 roku, by poprowadzić warsztaty podczas Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Mimu.
Urodził się 84 lata temu w żydowskiej rodzinie w Strasburgu. W czasie II wojny światowej działał w ruchu oporu, pomagając m.in. ukrywać żydowskie dzieci. Potem służył w siłach zbrojnych Wolnej Francji generała Charlesa de Gaulle'a i jako oficer łącznikowy w wojskach generała George'a Pattona.
Po wojnie Marceau uczył się u wybitnego aktora i reżysera Charlesa Dullina oraz u mistrza pantomimy Etienne'a Decrouxa. Szybko zyskał sławę znakomitego mima.
Stworzył postać niezdarnego i wzruszającego zarazem Bipa, będącego kontynuacją Pierrota i Arlekina. W 1978 roku otworzył w Paryżu szkołę, z którą związani byli m.in. Gregg Goldstone, Stefan Niedziałkowski i Josef Nadj.
Trzy lata temu, podczas konferencji w teatrze Na Woli, Marcel Marceau stanął za dyrektorem Bogdanem Augustyniakiem, wsunął mu ręce pod ramiona i ilustrował gestem dłoni niezrozumiałą dla siebie mowę.
Obaj już nie żyją. Żartobliwy gest Marceau został w pamięci.