Artykuły

Czas emocji, czas refleksji

- Mnie nie wystarcza czyste aktorstwo, szukam w teatrze czegoś więcej. Zajmowałam się różnymi rzeczami np. fotografią. Przez pewien czas prowadziłam nawet restaurację i galerię - mówi OLGA STOKŁOSA, reżyserka "Wielkoludów" w kaliskim teatrze.

Rozmowa z reżyserem Olgą Stokłosą przed premierą "Wielkoludów".

Pierwszy raz pojawiła się pani w naszym teatrze jakieś ćwierć wieku temu. Jak zapamiętała pani tamten Kalisz? Czy to był tylko epizod, czy coś więcej?

- Najpierw trafił do Kalisza mój mąż, Janusz Stokłosa. Ściągnęła go tu Roma Próchnicka, kiedy objęła dyrekcję kaliskiego teatru. Janusz już wcześniej pisał muzykę do jej spektaklu w Grazu. A potem ja zostałam aktorką kaliskiego zespołu, w którym był też m.in. Igor Michalski (obecny dyrektor tej sceny). Mój najważniejszy spektakl w Kaliszu to "Osmędeusze i "Kabaret Kici Koci" wg Białoszewskiego. Grałam tu również w "Baśni jesiennej" i "Weselu", a na koniec w "Trzech siostrach". Dla mnie to był bardzo ważny okres, ponieważ po raz pierwszy znalazłam się w teatrze profesjonalnym. Wcześniej byłam związana ze studenckim Teatrem Stu. Tam, w studyjnych warunkach, pracowało się co najmniej pół roku nad spektaklem, a potem jeździliśmy z nim po całym świecie.

I z tego wielkiego świata trafiła pani na prowincję, a potem był stan wojenny. Niezbyt dobre doświadczenia?

- Wtedy nie mieliśmy poczucia, że jesteśmy na prowincji. Przyjechaliśmy tu silną grupą, aby zrobić fantastyczny teatr. Mieliśmy zamiar przewrócić świat do góry nogami. (Dopiero teraz rozumiem, jakie to było naiwne!) Naszym guru był Tadeusz Słobodzianek. Człowiek bardzo inspirujący, wnoszący sporo fermentu twórczego, ale też bardzo... skomplikowany. Na to wszystko nałożył się stan wojenny. Teatr był zamknięty, siedzieliśmy w domu aktora, wypijaliśmy nieskończone ilości herbaty i innych napojów, sprzedawanych wówczas na kartki - i bez końca dyskutowaliśmy o sztuce. A wrogiem nr 1 był wówczas dla nas ten biedny Romek Kordziński, który miał zastąpić Próchnicką. (Za co my go tak nie lubiliśmy?) To był niezwykły czas, pełen wielkich emocji... A poza tym miałam wtedy małą córeczkę i nieustanne wyrzuty sumienia, że poświęcam jej za mało czasu.

Jak dalej potoczyły się państwa losy? O panu Januszu bywało głośno np. z okazji sukcesów " Metra", pani gdzieś zniknęła.

- Wróciliśmy do Warszawy, gdzie Janusz dość szybko się przebił. Ja przez pewien czas występowałam w Łodzi, potem w Toruniu, aż w końcu związałam się na dłużej z zespołem Janusza Wiśniewskiego w Warszawie. To było kolejne bardzo ciekawe doświadczenie teatralne. Ale kiedy Wiśniewski zdecydował się wrócić do Poznania, zostałam w Warszawie. I nie znalazłam już takiego zespołu, w którym czułabym się dobrze. Mnie nie wystarcza czyste aktorstwo, szukam w teatrze czegoś więcej. Zajmowałam się różnymi rzeczami np. fotografią. Przez pewien czas prowadziłam nawet restaurację i galerię.

Kiedy zainteresowała się pani reżyserią?

- Reżyserować zaczęłam przez przypadek, gdy mój mąż razem z Januszem Józefowiczem założyli teatr .Buffo". Kiedyś rozmawiali o tym, że warto by wystawić bajkę. Powiedziałam im, że znalazłam świetną sztukę Maleszki "Wielkoludy". I usłyszałam: - No to zrób ją! Potem wyreżyserowałam w Teatrze Groteska w Krakowie jeszcze inną sztukę Maleszki, który najwyraźniej mnie urzekł. A kiedy - po 6 latach nieobecności w teatrze - dyrektor Michalski zaprosił mnie do Kalisza, po raz drugi wróciłam do "Wielkoludów".

O czym jest ta sztuka?

- To jest to piękna i mądra opowieść o miłości, o tolerancji, o niezwykle ważnych wartościach w relacjach międzyludzkich, którą warto pokazać dzieciom. Jest to też opowieść o pozorach, jakim ulegamy i o dojrzewaniu do wiedzy, kim jesteśmy naprawdę. Sztuka refleksyjna - trochę smutna, ale - jak to bajce - wszystko kończy się dobrze.

Minął czas wielkich emocji, nadszedł czas refleksji. Czy Kalisz zmienił się przez te lata?

- Na pewno wypiękniał. Cudownie jest usiąść wieczorem w kawiarence pod ratuszem i popatrzeć na miasto. To jest już kawałek Europy! A w teatrze odkryłam ten sam zapach sprzed lat, ten sam klimat, tę samą popielniczkę przy wejściu na scenę. I okazało się, że wiele osób mnie jeszcze pamięta, że tamte więzi nie zostały zerwane.

Może dzięki temu wróci pani na dłużej do teatru?

- Na razie wiem tyle, że dobrze mi się tu pracuje. A zaraz po premierze wybieramy się z mężem na rajd samolotowy, któremu patronuje Antoine de Saint-Exupery. Trasa: Tuluza -Saint Louis (w Senegalu) czyli 12 tysięcy kilometrów! Janusz w roli pilota, a ja będę fotografować i filmować.

Co porabia maleńka córeczka, która płakała w Kaliszu?

- Urosła, została tancerką i choreografem, uprawia taniec współczesny. W tej chwili występuje w Nowym Jorku. Może przyjedzie na moją premierę do Kalisza, która otworzy nowy sezon teatralny 22 września.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji