Artykuły

Przykry śmiech z ludzkich defektów

"Pomrocność Jasna" w reż. Piotra Nowaka w Teatrze Montownia w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Czarna komedia może być zwariowana, byle nie idiotyczna. A to główny grzech "Pomrocności Jasnej" Davida Lindsaya-Abaire'a wystawionej przez Piotra Nowaka

W Stanach Zjednoczonych sztuka bije rekordy popularności. Autor został nawet tegorocznym laureatem Nagrody Pulitzera za "Rabbit Hole". Nie zmienia to faktu, że choć w jego "Pomrocności Jasnej" trafiają się zgrabniejsze pomysły, to wywołują na widowni śmiech, który trudno nazwać oczyszczającym.

Bo i z czego się śmiejemy? Nie z nas samych przecie. A bawić się ułomnościami innych to przykry rodzaj uciechy. Tak się niestety składa, że w gronie siedmiorga bohaterów nie ma ani jednej osoby normalnej. Wszyscy mają jakiś defekt fizyczny, psychiczny czy mentalny.

Główna bohaterka Claire (Hanna Kochańska) ma skomplikowany rodzaj amnezji, powodujący, że każdego dnia po przebudzeniu musi na nowo nabywać podstawowe informacje o sobie i otoczeniu. Jej matka Gertie (Hanna Stankówna) przeszła wylew krwi do mózgu i wypowiadając się, przekręca wyrazy.

Sepleni syn Claire, popalający marihuanę dyslektyk Kenny (Krzysztof Skonieczny), jak też rozkołysany na boki, bo utykający, Kulawy (Mirosław Zbrojewicz). Knajackim slangiem wypowiada się także mąż głównej bohaterki Richard (Leszek Lichota).

Grono tych dziwolągów zasilą wkrótce zdziecinniały były pedel szkolny Millet (Piotr Miazga), rozmawiający wciąż z nałożoną na dłoń pacynką, oraz Heidi (Marta A. Zygadło), fałszywa policjantka, a de facto pomoc kuchenna w więzieniu, skąd pomogła w ucieczce Kulawemu i Milletowi. Słowem, indywidua dobrane tak, by zapewnić ubaw po pachy.

Akcja jest tym staranniej pogmatwana, że jej przebieg dyktują postępy Claire w odzyskiwaniu przytomności umysłu. To ona zdaje się tu być najbardziej niewinną i czystą (claire) osobą, przed którą wszyscy wokół ukrywają niewygodną prawdę, starają się ją zaprogramować tak, jak im wygodnie. Okaże się jednak, że i ona dźwiga brzemię mrocznego postępku.

Rzecz przygotowana w Montowni jest raczej trudno przyswajalna przez tych widzów, którzy w scenicznej opowieści cenią sobie logiczny ciąg wydarzeń. Reżyser nie krył, że tworzy przedstawienie podobne w klimacie do filmów Quentina Tarantino. Daje to efekt całkowitego zatarcia granic między prawdą a fałszem, realnym a wyobrażonym. Niestety tam, gdzie wszystko jest możliwe, nic nas nie może zaskoczyć.

Ani wyjmowanie butów zbiegłego więźnia Kulawego z lodówki Claire, ani jej ucieczka z białą suknią, która chwilę później w samochodzie okaże się czerwoną, ani nawet ponętny erotyczny taniec, jakim roznegliżowana pseudopolicjantka zatrzymuje pojazdy. To tylko dodatkowo usypia czujność widza i śmiertelnie go nuży.

Dobranoc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji