Artykuły

Aktorstwo wymaga pokory

- Jest wolny rynek. Nasza szkoła jest szkołą niepubliczną, choć czynimy starania, by nadać jej status dającej pełne uprawnienia zawodowe. Dziś nie ma przydziałów pracy - jak w latach 40. i 50. ubiegłego wieku, gdy przy Teatrze Śląskim działały dwa pierwsze Studia Aktorskie. Teatry mogą honorować nasze zaświadczenia, ale nie muszą - mówi Roman Michalski, dyrektor Studium Aktorskiego przy Teatrze Śląskim w wywiadzie dla Śląska.

Rozmowa z ROMANEM MICHALSKIM, dyrektorem Studium Aktorskiego przy Teatrze Śląskim:

Pierwszy rocznik opuścił mury szkoły. Co Pan czuje?

- Dużą ulgę, że udało się wszystkie plany i założenia doprowadzić do końca. Tyle było różnych przeciwności, trudności, sporo burz i zawieruch, bo nasi słuchacze chcieli często więcej niż mogliśmy im dać.

Z czym były największe trudności?

- Z realizacją trzech przedstawień dyplomowych. Tym dyplomem także i my chcieliśmy się wpisać w jubileusz stulecia Teatru Śląskiego. Przygotowaliśmy trzy spektakle: "Mrukoty czyli kotodram na 13 kotów, wąsy i ogon" według scenariusza Anny Podsiadło i Jacka Szarańskiego, który rzecz wyreżyserował, "Balladynę" [na zdjęciu] Juliusza Słowackiego według mojej adaptacji i inscenizacji, w reżyserii Jerzego Głybina oraz przedstawienie "Don Juan x 2" według Moliera i Erica-Emanuela Schmitta w reżyserii Ewy Zembok i pod opieką artystyczną Grzegorza Kempinsky'ego. Do roli Grabca w "Balladynie" zaangażowaliśmy słuchacza II roku, a obok dyplomantów wystąpili też aktorzy Teatru Śląskiego i pedagodzy Studium: Bogumiła Murzyńska, Wiesław Kupczak, i ja. Gdyby Pani wiedziała, jak ci młodzi aktorzy są pazerni na granie, jak bardzo pragnęli się sprawdzić, jak bardzo chcieli, by ktoś ich zobaczył na scenie i ocenił ich talent. Oni sprawdzili się już w wielu pozycjach teatralnych, statystowali w kilku przedstawieniach zrealizowanych w Teatrze Śląskim, min. w "Królu Edypie", a ostatnio w "Romeo i Julii". Każdy reżyser jest inny, chcieliśmy, by poznali, jak się z nimi pracuje, bo co reżyser, to inne myślenie o teatrze, o konkretnej sztuce i zadaniach aktorskich. Chcieliśmy, by nasi słuchacze o tym wiedzieli.

"Balladyna" to jednak wielkie wyzwanie dla stawiających pierwsze profesjonalne kroki na scenie.

- Bardzo się upierałem przy tym tytule, kiedyś miałem zamiar wystawić "Balladynę" ze studentami wydziału wokalno-aktorskiego Akademii Muzycznej w Katowicach, gdzie przez 20 lat wykładałem. Teraz zrealizowałem ten zamiar. Pokonać taki repertuar, to pokonać wszystko. Współczesne sztuki jest znacznie łatwiej grać, a "Balladyna" to wyzwanie. Myślę, że w dużej części udało się temu wyzwaniu sprostać. Kiedy opadła kurtyna, widownia wstała z miejsc, a Krystyna Szaraniec, dyrektor Teatru Śląskiego, powiedziała, że zrobi wszystko, by nasza "Balladyna" znalazła się w repertuarze Teatru Śląskiego.

Czy objawiły się jakieś osobowości aktorskie, czy widać już określone predyspozycje do ról np. komediowych?

- Trudno mi powiedzieć. Jestem do moich studentów za bardzo przyzwyczajony i czasem widzę więcej wad niż powinienem. Wydaje mi się, że jeszcze długo nie będą wiedzieli, jakie naprawdę mają warunki i predyspozycje do określonych ról. Trzeba przełamywać się, szukać. Wiele zależy od starszych kolegów na scenie i reżyserów, którzy mogą młodych ukierunkować. Ta droga dopiero przed nimi. To ciężki zawód, chyba nie w pełni sobie to uświadamiają.

W czasie prezentacji spektakli dyplomowych w foyer Teatru Śląskiego otworzyliście wystawę malarstwa Jerzego Pitery, zatytułowaną "Pozostało".

- To było pośmiertne podziękowanie za jego pracę w Studium Aktorskim. Ten niedawno zmarły malarz, scenograf, grafik, poeta naszych słuchaczy wprowadzał w świat scenografii i kostiumu. Stojąc przed jego obrazami czuliśmy, że jest z nami.

Naukę w Studium rozpoczynało 18 osób, w tym czterech mężczyzn, ile osób ją skończyło?

- Dziesięć kobiet i dwóch mężczyzn.

Co było powodem, że jedna trzecia słuchaczy odpadła?

- Głównie warunki zdrowotne, np. kłopoty z kręgosłupem. Trzeba mieć końskie zdrowie, by uprawiać zawód aktora. Jeden ze słuchaczy zrezygnował ze Studium, by zgłębiać kulturoznawstwo. Drugi po roku nauki u nas dostał się do szkoły teatralnej w Łodzi. Cieszymy się z tego, zresztą w jego ślady idą inni, z młodszych roczników. Talent każdego z naszych słuchaczy jest pielęgnowany, poświęcamy każdemu dużo uwagi, z każdym wiele rozmawiamy, pokazujemy, nad czym i w jaki sposób powinien pracować. Na ile się to udało, czas pokaże. Do końca dotrwali ci najbardziej odporni i utalentowani. Na pewno będzie-

my śledzić ich drogę zawodową. Jak tylko usłyszymy o nich coś dobrego, to i nas będzie to budowało.

Role w spektaklach dyplomowych to jeszcze nie wszystko. Słuchaczy III roku Studium czeka również sprawdzian zasobu wiedzy teoretycznej oraz lektur z historii teatru powszechnego, współczesnego i historii dramatu.

- W połowie września będziemy podsumowywać ich wyniki, zarówno w zagranych rolach, jak i z wiedzy teoretycznej. W komisji oceniającej role w spektaklach dyplomowych zasiadali przedstawiciele Kuratorium Oświaty, Wydziału Kultury Urzędu Marszałkowskiego, ZASP-u z Warszawy i Katowic, Akademii Muzycznej. Podsumujemy oceny wystawione przez wykładowców i dopiero wówczas każdy z absolwentów otrzyma zaświadczenie o ukończeniu Studium Aktorskiego.

Co dalej będzie się działo z absolwentami?

- Jest wolny rynek. Nasza szkoła jest szkołą niepubliczną, choć czynimy starania, by nadać jej status dającej pełne uprawnienia zawodowe. Dziś nie ma przydziałów pracy - jak w latach 40. i 50. ubiegłego wieku, gdy przy Teatrze Śląskim działały dwa pierwsze Studia Aktorskie. Teatry mogą honorować nasze zaświadczenia, ale nie muszą. Nasi absolwenci powinni jeszcze zdać państwowy egzamin eksternistyczny przed komisją ZASP-owską.

Czy Teatr Śląski kogoś z nich zatrudni?

- Tego nie wiemy. Nowy dyrektor artystyczny, Tadeusz Bradecki widział "Don Juana x 2" i na pewno zapozna się z nagraniami pozostałych dwóch spektakli dyplomowych. Jak obejrzy, zdecyduje.

Z jakim przesłaniem żegnacie pierwszych absolwentów Studium Aktorskiego?

- Przede wszystkim życzymy im samozaparcia i rozwoju talentu aktorskiego, a także świadomości intelektualnej. W tym zawodzie nie wystarczy jedynie dobry warsztat. Aktor gra samym sobą, swym intelektualnym zapleczem, do konstrukcji roli nie wystarczy dobra dykcja, umiejętność śpiewania czy poruszania się. Liczy się samodzielność w pracy. Jeżeli ktoś nie umie wykonać zadania aktorskiego, które dostał, to znaczy, że do niego nie dorósł. Nasi absolwenci muszą się nauczyć pokory. A oni są i chcą być przebojowi. Tymczasem indywidualna praca wymaga pokory.

Studium Aktorskie przy Teatrze Śląskim działa znów od sezonu 2005/06. Pieczę pedagogiczną ma nad nim Ministerstwo Kultury. Nauka jest odpłatna, a czesne pokrywa koszty działalności Studium.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji