Artykuły

Szczecin. Wielkie premiery, wielkie wyzwania

Od mocnego uderzenia w gong zaczynają sezon teatralny obie szczecińskie sceny dramatyczne. Premiery w Teatrze Polskim - "Peer Gynt" (15 bm.) i Teatrze Współczesnym - "Wesele" (22 bm.) zapowiadają się jako wielkie i ważne. W obu weźmie udział cały aktorski zespół, a we Współczesnym wzmocni go też jeszcze kilka nazwisk spoza Szczecina (m.in. Irena Jun).

Co jednak ważne szczególnie - w obu przypadkach nie będą to tylko "widowiska", szeroko zamierzone inscenizacje klasyki, lecz - jeśli sądzić po przedpremierowych deklaracjach i po prostu po randze dzieł - przedstawienia istotne, znaczące artystycznie i jako głos na temat naszej rzeczywistości.

"Peer Gynt" Henryka Ibsena przyjmuje tu perspektywę kameralną, prywatną - ma być opowieścią o współczesnym (uwspółcześnionym?) Fauście, który trochę po omacku, a trochę jak badacz-podróżnik przemierza życie, aby znaleźć odpowiedź, czym ono jest, jaka jest jego wartość. Prywatność tych poszukiwań ma jednak charakter uniwersalny. Peer Gynt to, w założeniu, jeden z nas, Evryman rzeczywistości, w której żyjemy.

Twórcami przedstawienia będzie młody, dobrze rokujący reżyser Ireneusz Janiszewski - mający za sobą m.in. udane doświadczenia Sceny Młodych w Teatrze Nowym w Łodzi, a także współpracę z Krystianem Lupą - oraz bardzo już ceniona w kraju scenograf Katarzyna Paciorek, mająca w dorobku tak rozmaite realizacje, jak "Kadisz", "Norway Today", "Przygody Sindbada żeglarza" czy "Wesele Figara".

"Wesele" we Współczesnym zapowiada się jako zadanie arcytrudne, ale też trudno sobie wyobrazić aktualniejszą klasykę niż właśnie "ten" Wyspiański. Zderzający polskie mity z polską niezmienną rzeczywistością (mentalną, obyczajową), polskie tęsknoty z polskimi złudzeniami, nasz narodowy dramat i naszą narodową groteskę.

Po "Wesele" sięgano czasem ot tak, tylko po to, by pogrzebać w kolorowej klasyce, wygłosić kilka ogólnych banałów na temat naszej "chaty rozśpiewanej" i "Chińczyków, co trzymają się mocno". Ale Współczesny nie od dziś czuje i czyta swój czas - jest na bieżąco z nastrojami i problemami społecznymi. Taki też jest teatr Anny Augustynowicz - z pozoru chłodny, obserwujący rzeczywistość, a w istocie gorący, prowokujący, burzący łatwe konstrukcje myślowe na temat tego, co wokół. Po "Wyzwoleniu" sprzed paru sezonów - inscenizacji na ogół dobrze ocenianej, ale też przyjętej z pewną rezerwą (jako nazbyt wystudzona, niezbyt romantyczna) - drugie to w niedługim czasie spotkanie Anny Augustynowicz z Wyspiańskim i jego opowieścią o Polsce. Kontekst społeczny i polityczny, który wytworzył się w minionych miesiącach wokół tkwiącej w "Weselu" gorzko-słodkiej refleksji: "A to Polska właśnie..." na pewno przyda temperatury temu fascynująco zapowiadającemu się przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji