Artykuły

Godzina bełkotu

"Tartak" w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

"Nie każda proza, choćby wyszła spod ręki tak uzdolnionego prozaika, jak Daniel Odija, nadaje się do przeniesienia na scenę - chyba że inscenizator podejmie się trudu twórczej adaptacji. Reżyser Agnieszka Olsten udzielała przed premierą wywiadów, z których niedwuznacznie wynikało, że pokaże, co tak naprawdę autor miał na myśli. Stanowczo wolę jednak lekturę prozy Odiji, niż mękę oglądania sztucznej martwoty świata powołanego na scenie przez Olsten.

Siła Tartaku Odiji leży w świetnym opanowaniu pisarskiego warsztatu. W umiejętnym posługiwaniu się metaforą. W barwnym opisie świata, w którym nawet błahy z pozoru szczegół staje się w konsekwencji niezbędnym kamyczkiem zaskakująco bogatej mozaiki, ukazującej życie naszej współczesnej, popegeerowskiej prowincji.

To autora nie czyni jednak dramaturgiem. W jego powieściach nie ma głównego bohatera, a losy zbiorowej społeczności podupadłej wsi, z której narrator wydobywa na plan pierwszy poszczególnych uczestników, nie układają się w żadną linearną akcję. Adaptacja Agnieszki Olsten sprawiła tylko tyle, że ze świata powołanego przez Odiję nie ostał się nawet kamień na kamieniu. Nie zyskaliśmy ani jednej postaci godnej tego, by ją pokazać na scenie. Powstały dziwotwory bez cienia życiowej prawdy, którym aktorzy bezskutecznie starają się nadać pozory życia.

Widzowie przez zakratowane otwory okienne godzinę z okładem obserwują czworobok, w którym kilkoro osobników, nie wiadomo skąd, siedzi i bredzi. Jedni niezwykle górnolotnie - mamy nawet miniwykład o pochodzeniu naszej planety - inni równie bezsensownie, tylko mniej uczenie. Z tego bełkotu w zadziwiający sposób wyparował - obecny w powieści - problem trudnego losu ludzi, których przemiany polityczno-ekonomiczne ostatnich lat pozostawiły nieprzygotowanych do walki o byt własny i rodziny.

Wersja Olsten okazała się czystej wody grafomanią, pobrzmiewającą banałem spostrzeżeń z gatunku tak oczywistych, że aż skóra cierpnie. Świat zmierza w złą stronę, więc nie warto nic robić, tylko czekać, aż się rozleci. A pomogą mu w tym dziele jedyni naprawdę dziś aktywni ludzie, czyli terroryści. Teza to wątpliwa, naciągana i mocno zalatująca lewackim populizmem.

Więcej o sytuacji w popegeerowskiej wsi mówi dziś obiegowy dowcip. Pod jedynym sklepem w promieniu dziesięciu kilometrów dwóch bezrobotnych raczy się najtańszym winem. Białym mercedesem zajeżdża para eleganckich miastowych. Znikają we wnętrzu sklepu, by wyjść po chwili z plastikowymi buteleczkami niegazowanej wody. Wypijają, odjeżdżają. Odbywa się rozmowa: Widziałeś?. Widziałem. Wodę pili. Pili. I to niegazowaną. Niegazowaną. Jak zwierzęta!.

Gdyby w przedstawieniu Agnieszki Olsten było przynajmniej tyle prawdy życiowej, ile w tym dowcipie, to poświęconego mu czasu nie uważałbym za stracony".

{zdjęcie z próby spektaklu]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji