Artykuły

Chcę opowiadać o tym, co mnie boli

- Żyję w świecie, który mnie boli - mówi reżyser AGNIESZKA OLSTEN przy okazji inscenizacji "Tartaku" w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie.

Sceniczny "Tartak" to adaptacja głośnej już powieści Daniela Odii, która w tym roku znalazła się w finale nominowanych do i nagrody Nike. To obraz polskiej prowincji i ludzi, dla których i życie stało się koszmarem. Agnieszka Olsten [na zdjęciu podczas próby "Tartaku"], reżyserka spektaklu, stawia w swej teatralnej twórczości na sztukę zaangażowaną społecznie, lecz bez popadania w modne i efekciarskie brutalizmy. Interesuje ją człowiek, jego świadomość i bezradność w zmaganiu się z okrucieństwem świata. Premiera "Tartaku" odbędzie się 17 i 18 IX o godz. 19 w Teatrze im. J. Słowackiego.

- Pracuje Pani zaledwie dwa lata w teatrze, a już doczekała się etykietek: wrażliwa terrorystka, brzytwa. Zgadza się Pani z takim swoim wizerunkiem?

- Jeszcze dochodzi jedna metka: męski szowinista. Wiem, wiem i zgadzam się, bo rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. Mój terroryzm polega na rozsadzaniu stereotypów, męski szowinizm na nieuleganiu modnemu feminizmowi. Mam w sobie bunt, sprzeciw, a to się łatwo metkuje. Ja niczego nie robię na pokaz. Chcę jedynie spróbować uporządkować sobie, i może przy okazji innym, ten straszliwie chaotyczny świat.

- Zrealizowała już Pani "Solo" Stasiuka - historię bezwzględnego mordercy, Przebitkę - rzecz o aborcji, a teraz przygotowała artak Odii, opowiadający o przerażających ludziach żyjących w przerażającym świecie polskiej prowincji. Interesują Panią ekstremalne sytuacje życiowe?

- Nie. Chciałabym już być starcem, dojrzałym reżyserem, który robi "Powrót Odysa", a więc z dystansem opowiadać o urodzie świata i dawać ludziom nadzieję. Ale nie mogę, bo nie żyję w pięknym świecie, lecz w takim, który mnie boli. Widzę wokół nędzę, bezrobocie, gwałty i morderstwa, ludzi agresywnych, złych i zniszczonych. Odwiedziłam wsie, o których opowiada Odija, rozmawiałam z ludźmi należącymi do gangów, prostytuującymi się tylko dlatego, iż jest to ich jedyne źródło dochodu. Zobaczyłam świat opuszczony i zapomniany. Skoro w takim świecie żyję, to próbuję skreślić jego topografię. Chcę rysować w teatrze, bez zakłamania, mapę kraju i opowiadać o tym, co mnie boli nie tylko jako reżysera, ale przede wszystkim - człowieka. Nie interesują mnie salonowe czy klubowe historie, lecz Polska B i C, która jest zarówno w postpegeerowskich wsiach, jak w Tartaku., ale także obok Krakowa i innych wielkich miast. Żyję w określonym społeczeństwie i nie będę udawać, że nie zauważam tego, co się wokół dzieje. Bo zauważam. W gazetach czytam

o zbrodniach, na ulicy widzę wściekłość i agresję, ludzkie przerażenie, czego wielu nie chce dostrzec. To co mam robić w teatrze? Właśnie w nim próbuję ten świat sobie uporządkować poprzez zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi. Nie szukam tematów epatujących złem - to one mnie odnajdują.

- Skoro na swojej mapie życia kreśli Pani tak wiele czarnych plam, to zapewne stara się też dociec przyczyn istniejącego zła. Dlaczego bohaterowie Tartaku są tak zezwierzęceni?

- Bo nie potrafią i myśleć, rozmawiać ze sobą, ograniczają się wzajemnie, a zasady dekalogu relatywizują. Żyją w wyobcowanym miejscu, bez własnych korzeni, są skazani tylko na siebie, a więc zarażają się wzajemnie złem. Ale ono nie tkwi immanentnie w człowieku. My je sami preparujemy. Jest wynikiem relacji międzyludzkich, które sami tworzymy. Żeby być dobrym, trzeba trenować pozytywne działania. A bohaterowie Tartaku trenują tylko złe emocje. Bo nie potrafią inaczej, bo przez całe życie nie mieli pozytywnego punktu odniesienia. Żyją jak w klatce, w której są na siebie skazani. Ich działania są rodzajem sztafety polegającej na przejmowaniu i przekazywaniu zła. A w życiu tak naprawdę ważne jest to, co potrafimy sobie sprzedawać: dobro czy zło.

- Czy w opisywanym przez Panią świecie jest choć odrobina nadziei?

- Ona zaistnieje, jeśli weźmiemy odpowiedzialność za to, jaką rzeczywistość tworzymy. Bo w życiu nie ma obojętnego gestu czy słowa. Jeśli uświadomimy sobie, że najmniejsza drobina zła przez nas wyrządzonego potężnieje w świecie, to wówczas pojawi się dla nas jakaś nadzieja. W Tartaku stawiam dość ryzykowną tezę: każda bieda i każdy smutek wpływają na losy świata. Nasze zło spowoduje, że w Nowym Jorku czy Biesłanie będą wybuchać bomby. Bo tak naprawdę w świecie nie ma odległości. Ruch skrzydeł motyla na Tajwanie powoduje tornada na amerykańskich wybrzeżach - głosi socjologiczna teoria z lat 60. Czyli nasze działania budują lawinę kolejnych. Niekoniecznie w tym samym miejscu i czasie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji