Artykuły

Zdarzenia. Dzień trzeci

Zdarzenia doczekały się też pokazu symboliczno-wizualnego - o VIII Międzynarodowym Festiwalu Działań Teatralnych i Plastycznych Zdarzenia pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

Ostatni dzień tczewskiego festiwalu otworzył spektakl "John Sinclair". Czesi z praskiej Akademii Sztuki dokonali w nim prawdziwego spustoszenia wyobrażeń o tradycyjnym teatrze. Ich przedstawienie jest afabularne, pozbawione wątku przewodniego. Historia bohaterów przedstawienia, Johna Sinclaira i jego drużyny, to zlepek komiksu i kryminałów napisanych na podstawie losów dyrektora Tajnych Służb Wywiadowczych Jej Królewskiej Mości - tytułowego Johna. Całość przypomina grę komputerową, bo też wykonawcy sięgają tam, gdzie podąża wyobraźnia współczesnego gimnazjalisty - przygodowa gra komputerowa (wędrówka do labiryntu) z hip-hopowymi rytmami i beatboxowym akompaniamentem do przygód bohaterów. Młodzi Czesi postanowili stworzyć show. I to, trzeba przyznać, im się udało. Szkoda, że kosztem teatru.

Bohaterowie "Johna Sinclaira" są dwuwymiarowi - każdy ma swój odpowiednik w formie lalki ze sklepu z zabawkami dla dzieci. Figurka "przejmuje" część roli. W czasie, gdy jest animowana przez którąś z dziewczyn w zielonożarówiastym kostiumie (jak wiele elementów widowiska, zupełnie niepotrzebnych), żywy wykonawca dubbinguje swoją lalkę. Logika, harmonia i sens to pojęcia obce w świecie "Johna Sinclaira" wyreżyserowanego (wyreżyserowanego?) przez Petrę Tejnorovą według prozy Jasona Darka. Jest kolorowo, zabawnie (za syntezatorem siedzi "pan papryczka", który dodatkowo operuje światłami) i surrelistycznie. Próba sparodiowania teatru się powiodła, ale poziomem artystycznym Czesi zbliżają się bardziej do szkolnych apeli niż sztuki, którą zgłebiają na zajęciach w Akademii.

Tego dnia byliśmy świadkami najciekawszych instalacji na Zdarzeniach. "Wariacje z powtórzeniami. Das Spiel" Aleksandry Grudzińskiej z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie to mała komórka, pokoik, w którym można było zobaczyć zmultiplikowaną podobiznę amerykańskiego aktora Bernarda Hugona Goetza, spoglądającą na widza z każdej ściany i sufitu (nawet rybki zawieszone na suficie mają twarz aktora). Swą obecność (choć nieobecna podczas prezentacji) autorka zaznaczyła powieszeniem w pokoiku własnego zdjęcia. Instalację uzupełnia muzyka Johna Cage`a. Ślady obecności są dyskretne, ale bezkompromisowo narzucają się odbiorcom.

Za to instalacja "2005", bardzo ciekawa w swej genezie, została potraktowana przez twórcę z rzadką u artystów autoironią i dystansem. Jan Rusiński z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie z powycinanych fragmentów gazet z 2005 roku utworzył kompozycję własnej podświadomości. Jak sam zauważa, większość wycinków (wybieranych spontanicznie) zawiera wizerunek postaci w mundurach i zamaskowane twarze, a "to na pewno coś oznacza". Stworzył program, w którym obrazki można konforntować ze sobą, dając w efekcie różne zaskakujące połącznia i konfiguracje. Autor na prezentację poświęcił kilka minut, uznając ją za niewartą uwagi i zaczął przybliżać zgromadzonym animacje, którymi zajmuje się na co dzień. Choć prezentacja miała trwać 20 minut, wiele osób chętnie zostało ponad godzinę na pozakonkursowym pokazie twórczości Jana Rusińskiego i jego kolegów z warszawskiej ASP.

Zdarzenia doczekały się też pokazu symboliczno-wizualnego. Grupa artystyczno-teatralna To, skupiająca się wokół miłośników tańca współczesnego z większości śląskich uczelni, zaprezentowała bardzo ciekawe widowisko o tytule "Mu (pustka, która wyłącza ze zwykłego biegu rzeczywistości...)". Widowisko jest sekwencją obrazów zbudowanych na kotraście bieli, czerni i czerwieni. To historia kobiety uśmiercającej własne alter ego (bliźniaczo podobną lalkę swoich wymiarów). Ten czyn spłynie krwią. Czerwona piłka trzymana przez kobietę okaże się czerwonym arbuzem, pociętym chwię później na części. Po kawałkach arbuza na białym stole zostaną czerwone smugi z miąszu, w miejscu gdzie wcześniej dokonano zbrodni. Zbrodni w wymiarze duchowym, choć ucieleśnionej. Mieszanie porządków wzmacnia efektowną wizualizację. Ispiracje sztuką japońską oddaje muzyka, choć obraz, wyraźnie przejaskrawiony, również czerpie kolorystykę z kultur Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie ma podziału na dobro i zło. Walka miedzy lalką a kobietą, wyobrażeniem i rzeczywistością, przypomina chocholi taniec. Każdy musi taką walkę podjąć, nie każdy musi ją wygrać. Grupa artystyczno-teatralna To ucieka od stawiania diagnoz. Zostawia nas samych z naszą wewnętrzną walką.

Ostatnią konkursową prezentacją było "Wystarczy, że zmienisz kierunek biegu" Grupy Teatralnej B3 z wrocławskiego Wydziału Lalkarskiego krakowskiej PWST. Przedstawienie powstało na podstawie tekstów Pierre`a Henri Cami z jego czasopisma "Mały ilustrowany karawan", będącego podręcznikiem absurdalnego humoru i surrealizmu dla Kabaretu Starszych Panów czy Cyrku Monty Pythona. Tekst jest więc gwarancją sukcesu. Z takiego założenia wyszli młodzi aktorzy Grupy Teatralnej B3, bo poza tekstem niewiele mieli do zaoferowania. "Wystarczy..." zrobione jest w konwencji czarno-białej kreskówki. Uwagę zwracają ogromne maski na głowach wykonawców. Kabaretowo-komediowe gagi w ich wykonaniu są niestety mało śmieszne, a większość partii tekstu potraktowanych zostało zbyt dosłownie. Choć w scenie zjadania Zielonego Kapturka, który znając losy swojego czerwonego poprzednika, nie chce wymówić magicznej formułki "babciu, a dlaczego masz takie wielkie zęby?" czy w perypetiach pewnego ekscentrycznego małżeństwa nakazującego córce wziąć ślub i relacjonować noc poślubną przez telefon, aby poczuła się pewniej, tkwi duży potencjał, to nie zostaje on wyzwolony. Powtarzane wielokrotnie w czasie przedstawienia zdanie - tytuł przedstawienia - nie przekonuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji