Młoda śmierć: dlaczego?
CHŁOPAK z dobrego domu, za namową znajomego z ulicy, morduje matkę szkolnego kolegi. Syn zabija ojca, chociaż ten nawet kieszonkowe wypłacał mu sowicie w markach. Nastolatek zmusza do powieszenia się swoją własną dziewczynę. Dlaczego tak okrutnie, tak po prostu, dlaczego właśnie oni? Dlaczego młoda śmierć tak obfite zbiera ostatnio żniwo? Obfite i przez to, że zabójca także swoje własne życie niszczy. Nie mamy tu przecież do czynienia ze "zbrodnią doskonałą". Przed sprawcami otwierają się bramy zakładów poprawczych i więzień.
"Młoda śmierć" Grzegorza Nawrockiego: dawno nie było tak dyskusyjnej sztuki w szczecińskim Teatrze Współczesnym. Nie wystawił jej do tej pory żaden teatr w kraju, mimo że po publikacji w miesięczniku "Dialog" wielu uznało ją za najciekawszą sztukę roku 1995. Na tradycyjnej premierze z "Kurierem" sala teatru była niemal wypełniona, a bodaj większość widzów została w nim po spektaklu, żeby uczestniczyć w dyskusji. Wzięli w niej udział m.in. goście specjalnie zaproszeni, pracujący z młodzieżą, stykający się na co dzień z krzywdą i patologią. Jednak przede wszystkim głos zabierali ludzie młodzi - na scenie zobaczyli opowieść o dramatach swoich rówieśników.
Przypomnijmy: "Młoda śmierć" oparta jest na wydarzeniach autentycznych, Grzegorz Nawrocki, doświadczony dziennikarz, opisywał je wcześniej w prasowych reportażach Jego sztuka też przypomina reportaż napisany według klasycznych reguł gatunku: pokazać bohaterów i fakty, niczego nie komentować wprost. Zdać relację o wydarzeniach, wulgarnym, bo powszednim, językiem, którym mówią bohaterowie - resztę, znaczenie i sens wydarzeń, ma sobie dopowiedzieć odbiorca.
Rzecz nie w tym, by polemizować tu z Nawrockim, trzeba wszak zwrócić uwagę, że dramat sceniczny rządzi się własnymi, innymi niż gazetowy reportaż prawami, inne są reguły jego odbioru. "Młoda śmierć" w teatrze jest propozycją uczestnictwa teatru w dyskusji na tematy najbardziej dziś może drażliwe, jest szokującym zwróceniem uwagi na zjawisko niebezpieczne: na osamotnienie młodych ludzi, ich bezradność wobec agresywności i jałowości kultury video, disco, rap. "Młoda śmierć" brutalnie pokazuje najbardziej drastyczne skutki tego osamotnienia.
Przedstawienie mocno wpisało się w swój czas. Fala zła i zbrodni wzbiera coraz gwałtowniej, ale rodzi się też opór przeciw niej. Marsze protestacyjne, spontaniczna reakcja na zabójstwa, które ostatnio zostały popełnione, jest tego najwidoczniejszym przejawem. Problem społeczny ujawnił się więc z siłą, której nie mają dziś nawet konflikty polityczne. Ale przecież nie rozwiążą go najszlachetniejsze nawet marsze ani protesty. Jaki może być w tym wszystkim udział sztuki, teatru?
Dyskusja po przedstawieniu trwała ponad dwie godziny. Jedni byli przeciw temu, by wprost przenosić na scenę język i sytuacje zbyt dobrze znane z ulicy. Problemu to nie rozwiąże, twierdzili, a przeciwnie: może odebrać teatrowi znaczenie miejsca, które powołane jest do tego, by nie poprzestawać na reportażowym sygnalizowaniu spraw, lecz drążyć je, szukać dróg wyjścia. Po wtóre - twierdzili ci sami - reporterska powierzchowność może spowodować, że przedstawienie nie będzie odbierane jako rzecz skłaniająca. do przemyśleń i działań przeciwko złu, lecz jako niezamierzona propaganda zła; efektem może być choćby znieczulanie na wulgarność zachowań i języka.
Inni chwalili teatr właśnie za odwagę nieuciekania przed zjawiskami najbardziej bolesnymi i najbardziej dramatycznymi. Dyskusja wybiegła daleko poza sprawy teatru, kilkoro młodych ludzi ostro wypowiadało się np. przeciwko systemowi szkolnemu, który niszczy - jak twierdzili - ich osobowość, ich indywidualność, wymaga uległości i bezwzględnego posłuszeństwa. Byli też tacy, którzy - po trosze przeciwnie - uważali, że szkoła niszczy przede wszystkim tych, którzy sami chcą być niszczeni, bo miast zmagać się z własną bezradnością - winią za nią tych, którzy są najbliżej: nauczycieli, rodziców, szkołę.
Dlaczego więc zło jest dziś tak powszechne? Dlaczego tak mocno istnieje w świecie ludzi młodych? Czy są oni tylko jego sprawcami czy raczej ofiarami? Czy zaprezentowana przez teatr sztuka pomoże odpowiedzieć na te pytania? Zdania pozostały podzielone. Ale pozostał spektakl, wobec którego obojętność byłaby chowaniem głowy w piasek.
W " " zamieszczamy zapamiętane z dyskusji fragmenty kilku wypowiedzi kilkorga dyskutantów w różnym wieku i różnych profesji. Nie dodajemy nazwisk, chodzi o problem.
psycholog
"Dlaczego młodociani mordują? Odpowiedzi jest wiele. Ale ta najważniejsza może dotyczy ich nieprzystosowania. Ich bezradności. Niewykształcenia uczuć, które pomogłyby im bronić się przed światem. To nasza, całego społeczeństwa, wina, że są tacy. To wina rodziców, że stosując jedynie system zakazów nie dają dzieciom szansy, by dowiedziały się, jaki jest sens tych zakazów. Dlaczego nie umiemy z nimi rozmawiać? Dlaczego nie potrafimy ich uzbroić w odpowiedzi, jakich mogliby udzielić swoim rówieśnikom, którzy z nich drwią? Dlaczego nie umiemy sprawić, by młodych obroniła nasza miłość? Miłości trzeba się uczyć od pierwszych godzin naszego życia. Jeśli jej sami nie zaznamy, nie będziemy też umieli znaleźć w niej ochrony przed agresją świata. I sami zamienimy ten brak miłości w agresję".
ksiądz
"Pokazujemy dziś młodym ten idiotyczny, chory, brudny świat i chcemy, żeby to było oklaskiwane. Traktowane jako nasz sprzeciw przeciw takiemu światu. Tymczasem młodzi przyjmują to jako akceptację rzeczywistości. Dlaczego więc nie spróbujemy, miast atakowania ich agresją, zachęcać do dobra? Tego wulgaryzmu, chamstwa, zbrodni pełno jest wokół. Czy sztuka nie powinna być w tej sytuacji chroniącym przed nimi azylem? Czy nie powinna dawać pozytywnych wzorów? To nie naiwność przeze mnie przemawia. Ja znam tzw. trudną młodzież, pracowałem przez wiele lat w ośrodkach wychowawczych i wiem, jakie skutki powoduje zniszczenie wszelkich autorytetów: szkoły, rodziców. Wiem, że młodzi ludzie marzą o świecie idealizmu, pięknym, czystym świecie bez zła i przemocy. Czy sztuka nie mogłaby być dla nich takim światem? Wyjeżdżam z moimi wychowankami w góry, oglądamy przyrodę - nie tam, gdzie są brudne kanały, ścieki, gdzie jest to wszystko, co dobrze znają. Pokazuję im świat, gdzie jest jeszcze nie skażona przez cywilizację przyroda. Bo jest i taka. Czemu nie pokazać młodym tego, co nie skażone, budzące zachwyt? Czemu nie dać im takiego oparcia?"
oficer policji
"Dziennikarze, podobnie jak autor tej sztuki, zwykli zbrodnię przedstawiać migawkowo, koncentrując się na jej wyjątkowości. To, oczywiście, fałszuje obraz. Przez lata miałem do czynienia ze światem młodocianych przestępców, naczytałem się o zbrodniach, rozbojach, włamaniach. W tej masie to już nie były "przeboje na pierwszą stronę gazety". Zło jest powszednie, raczej banalne i wiele wokół niego wódy, za większością morderstw kryje się też totalnie nieporadna, chora rodzina, agresja na podwórku, w szkole: Ale też każda zbrodnia ma swe własne podłoże, głębszą, psychologiczną motywację... Malując świat "Młodej śmierci" tak jednolitym, czarnym kolorem, gubimy więc wiele z jego prawdziwej barwy. W tej sztuce brak mi światełka, maleńkiej świeczki, jaka się powinna zapalić w tle. Jakiejś wartości, jakiejś wątpliwości..."
psychiatra
"Powinniśmy być ostrożni mówiąc, że sztuka, w tym wypadku teatr, może niszczyć jakieś autorytety. One same się niszczą albo tworzą, zupełnie niezależnie od sztuki. Nie jest więc, tak, że kiedy przedstawimy w teatrze złego nauczyciela, to młoda widownia przestanie szanować wszystkich pedagogów. Może być całkiem inaczej, bo młodzi powiedzą: owszem, nauczyciele są na ogół wredni i głupi, ile ja znam trzech takich, którzy warci są, by ich szanować, to są świetni, wspaniali ludzie!. A jak młodym ludziom powiemy, że nauczyciele są z reguły wspaniali i mądrzy, to oni rnachną ręką i powiedzą: może byśmy znaleźli i trzech przyzwoitych, ale ta całą reszta... szkoda gadać!"
chłopak
"Szkoła jest naszym największym wrogiem. Nie tylko nie mamy w niej oparcia, ale przeciwnie - bez przerwy rzuca się nam w niej kłody pod nogi. Wciąż się tylko wymaga. Nie daje szans rozmowy. To, czego się uczymy, nie podlega żadnej dyskusji. Więc czy może dziwić, że młodzi się buntują? Że próbują swój bunt jakoś wyrazić po swojemu? U wielu przeradza się to w agresję. A że świat ludzi dorosłych jest tą agresją przepojony, więc młodzi mają tu wzory do naśladowania. Jesteśmy tacy, jakimi się nas tworzy."
dziewczyna
Traktuje się nas jakbyśmy nie byli ludźmi, jakbyśmy nie czuli i nie myśleli. A wiadomo, że nakazy powodują odruch sprzeciwu. I zawsze jest ta ochota, żeby zrobić odwrotnie, na złość. Przykłady czerpiemy zresztą z życia wokół nas. Ulica jest straszna, szkoła budzi tylko nienawiść, w domu nie czujemy się ani bezpieczni, ani rozumiani. Nie każdy ma siłę, żeby się temu przeciwstawić."
socjolog
"Żyjemy w specyficznych czasach przełomu cywilizacyjnego. Niełatwo odpowiedzieć, dlaczego młodzież zachowuje się dziś tak, a nie inaczej, bo my wszyscy podlegamy tym procesom, tej agresji, którą eksponują media. Moim zdaniem, zachowania ludzi młodych kształtuje przede wszystkim nieprzystosowanie do tego świata, w którym muszą żyć. Z jednej strony nie potrafią sobie poradzić z wysoko zawieszoną poprzeczką, z ustawicznym, obowiązującym parciem do sukcesu za każdą cenę, a z drugiej - z masą zakazów, z którymi spotykają się na każdym kroku. To zderzenie młodych z tak zbudowaną rzeczywistością stawia ich wielokrotnie w bardzo dramatycznej sytuacji. Czyni z nich albo potencjalnych samobójców, albo morderców. "