Artykuły

Wypasiona klapa

Któż nie widział Szekspira na scenie? Nie ma takiego człowieka, bo Szekspir to autor wzięty. Co i rusz ktoś do niego podchodzi. Czasem z sercem na dłoni, czasem ze śrubokrętem, żeby trochę w tej teatralnej maszynce, co na ogół nieźle sama się kręci-pogmerać. Widziałem ostatnio takie harce - i do dziś nie wiem: śniłem, czy pałą od kibola z Legii stadionu dostałem, mecz po sąsiedzku bowiem ważny grali.

Wielka kampania reklamowa. Wynajęty Torwar. Modny reżyser i choreograf, co zdawałoby się zjadł zęby na musicalu. Popularny kompozytor. Wzięty autor list dialogowych popularnych kreskówek. Na scenie: Jaguar, Mercedes cabrio, większa ilość motocykli Suzuki, prawdziwa zagłówka, równie prawdziwy deszcz z fajerwerkami na okład, młodziutcy wykonawcy głównych ról, doświadczony artysta Teatru Narodowego, popisy walk Wschodu, rewia mody. I wydawałoby się, że to musi być sukces.

Ale nie jest, bo: grafomańska adaptacja najpiękniejszej historii miłosnej świata, napisana zresztą językiem, przy którym zapach z oczyszczalni ścieków jest jak pęk fiołków, kompletny brak gustu, bo te wszystkie luksusowe gadżety nijak nie są ze sobą skomponowane, artysta Teatru Narodowego, grający starego Kapuleta, tak przerażający w swej szmirowatości, że wampir Nosferatu jest przy nim tak łagodny i milutki jak oddział Armii Zbawienia, młodziutcy wykonawcy puszczeni samopas. Straszliwa muzyka, brzmiąca jak polskie zespoły rockowe sprzed 20 lat. Jeśli jeszcze dodać do tego okrzyk "Tybalt bez jaj!", co znaczyć miało, żeby Tybalt nie stroił sobie żartów-to już wiadomo, że jest to "Romeo i Julia" Janusza Józefowicza, pupila Jeremiego Przybory, który -jak pamiętamy - preferował raczej inny gust.

Z czym porównać to dzieło? Kilka lat temu powszechnie znany i lubiany Krzysztof Warlikowski wsławił się w Dramatycznym idiotyzmem "Poskromienie złośnicy", w którym Shakespeare'owi dopisał od siebie parę linijek, bo -jak wiadomo - stary teatru nie znał i poprawiać go trzeba. No więc zuchwałość: wypisz wymaluj Warlik z Dramatu. Koszarowe poczucie humoru? Toż to istne "Wesołe kumoszki z Widsoru", co je spaprał kilka lat temu w Powszechnym sam rycerz niepokalany polskiego teatru, czyli święty i natchniony Piotr Cieplak. Do tej pory sądziłem, że "Romeo i Julia" we włoskiej pizzerii, czyli śmiała, inscenizatorska wizja Oskarasa Korśunovasa pokazana nam na tegorocznym festiwalu Kontakt to już takie dno, że głupiej być nie może. Okazuje się, że jakeśmy na tym dnie już osiedli-od spodu zapukało trio Józefowicz-Stokłosa-Wierzbięta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji