Moje przeboje i podboje
- Prywatnie i zawodowo wszystko bardzo dobrze się układa. Podpisałam kontrakt z Telewizją Polską. Mam nadzieję, że ta trzydziestka jest taką furtką, początkiem nowych, ciekawych wyzwań. I tego sobie życzę - mówi NATASZA URBAŃSKA, aktorka Teatru Studio Buffo w Warszawie, która skończyła właśnie 30 lat.
Rozmowa z Nataszą Urbańską, aktorką, piosenkarką, tancerką:
Kończy Pani dziś 30 lat. Czego Pani życzyć?
- To szczęśliwy dzień. Prywatnie i zawodowo wszystko bardzo dobrze się układa. Podpisałam kontrakt z Telewizją Polską. Mam nadzieję, że ta trzydziestka jest taką furtką, początkiem nowych, ciekawych wyzwań. I tego sobie życzę.
Najlepszy prezent to chyba propozycja prowadzenia nowego programu w telewizyjnej Jedynce?
- Rzeczywiście, zostałam zaproszona do udziału w najnowszym rozrywkowym show Jedynki "Przebojowa noc". Program poprowadzi Janusz Józefowicz, który jest pomysłodawcą tego projektu od początku do końca. Pojawią się w nim gwiazdy światowego formatu i najsłynniejsze przeboje muzyczne z różnych krajów. Zaproszenie przyjął już Paul Anka. Zgodził się zaśpiewać ze mną w duecie. Już teraz mam tremę. Od jesieni w niedzielne wieczory będzie się mnóstwo działo. "Przebojowa noc" będzie emitowana na żywo.
To przez ten program wycofała się Pani z roli policjantki Silene w "Fali zbrodni"?
- Nie, absolutnie. Już dawno zadecydowałam, że będę grać w "Fali zbrodni" tylko do końca serii emitowanej przed wakacjami. Miałam mnóstwo zajęć związanych z pracą w teatrze Buffo, trudno to było pogodzić. Nie chciałam, żeby cała ekipa była uzależniona od moich planów. Zawiesiłam pracę w serialu, zupełnie się nie spodziewając, że udział w "Jak oni śpiewają" przyniesie tyle zmian w moim zawodowym życiu, nowych propozycji. Do "Fali zbrodni" na razie nie wrócę, ale według scenariusza tylko zaginęłam, choć pierwotnie miałam wylecieć w powietrze razem z wysadzonym mostem. Ale scenarzyści ulitowali się, darowali mi życie. Przy tym serialu pracują naprawdę wspaniali ludzie, fantastyczni aktorzy.
Była Pani w serialu szczęśliwa jako żona przystojnego Jana Wieczorkowskiego?
- Pewnie. Pierwszy film i od razu taki fajny mąż! (śmiech)
A była Pani świetnie zapowiadającą się sportsmenką, wielokrotną mistrzynią Warszawy w gimnastyce artystycznej.
- Nie wiem, czy tak świetnie, bo na treningach owszem, byłam dobra, ale na zawodach zjadały mnie potworne nerwy. Te mistrzowskie tytuły to naprawdę czysty przypadek! Powiem tak. Wychowałam się w cudownej rodzinie. Rodzice dawali mi i Magdzie, mojej starszej o dwa lata siostrze, miłość, wsparcie i opiekę, a jednocześnie pozwalali decydować nam o sobie. A ja od dziecka chciałam zostać sportowcem. Fakt, podśpiewywałam sobie pod prysznicem, podczas akademii na zakończenie przedszkola miałam nawet solówkę w piosence o lalce. Ale to nie było najważniejsze. Wtedy liczyło się to, że biegam szybciej od wszystkich chłopaków z podwórka. Gorzej było z jakimikolwiek ćwiczeniami. Nawet na zwykłej skakance nie potrafiłam skakać, bo się w nią zaraz zaplątywałam. Ale w pierwszej klasie podstawówki wróciłam do domu i oznajmiłam rodzicom, że chcę ćwiczyć gimnastykę artystyczną. Spojrzeli po sobie znacząco, tłumiąc pewnie śmiech, ale nie protestowali. Tak trafiłam do Legii. Następnych dziesięć lat życia wyznaczyły mi szkoła, treningi i dom. Było mi dobrze, nie znałam innego życia. Na przykład nie miałam pojęcia, co to jest teatr muzyczny.
To jak trafiła Pani na scenę?
- Pierwsze podejście i pierwsze spotkanie z Januszem Józefowiczem zdarzyło się, kiedy chodziłam do ósmej klasy podstawówki. Odbywały się eliminacje do drugiej obsady znanego już wtedy musicalu "Metro". Musical święcił triumfy, jechał na Broadway. Poszłam z koleżanką, bo zależało jej na udziale w tym przedstawieniu, ale bała się iść sama. A ja, co tu dużo mówić, nawet nie za bardzo wiedziałam, co to jest to "Metro". A potem było jak w amerykańskim filmie: ona odpadła, ja przechodziłam przez kolejne sita i dotarłam do finału. I dopiero wtedy Janusz zapytał mnie, ile mam lat i się wydało. Odesłał mnie do domu. Byłam wściekła.
Jednak los i tak was połączył.
- Czasem zastanawiam się, czy nie maczała w tym palców moja ukochana babcia ze strony taty, która dziś już nie żyje. Miała takie zdjęcie z gazety, na którym były trzy osoby: ja, moja koleżanka i Janusz. I proszę sobie wyobrazić, że babcia wycięła z fotografii moją koleżankę. Na zdjęciu zostałam tylko ja i Janusz. I babcia przypięła to zdjęcie pinezką na ścianie nad telefonem. I tak wisieliśmy we dwoje. To było wiele lat przed tym, zanim w ogóle pomyślałam, że coś mnie z Januszem połączy. A prawdziwą przygodę z Buffo rozpoczęłam dzięki mojemu tacie. Przechodziłam wtedy okres buntu, miałam siedemnaście lat. Ścięłam włosy. Moje życie zaczęło mieć więcej barw niż w czasach szkoły i Legii. Tato widział, co się dzieje. Dowiedział się, że w Buffo są eliminacje do przedstawienia "Grosik". I namówił mnie, żebym spróbowała. Nie chciałam, ale - jakby to powiedzieć - nogi same mnie zaprowadziły. I tak mija trzynasty rok mojej pracy w tym teatrze.
I dziesiąty związku z Januszem Józefowiczem. Jest Pani szczęśliwa w miłości?
- Bardzo. Żeby tylko nie zapeszyć. Janusz jest dla mnie autorytetem. Jest wspaniałym człowiekiem: lojalnym, opiekuńczym, dobrym.
Znany jest jednak z niełatwego charakteru. Powszechnie wiadomo, że bywa tyranem w pracy.
- Janusz w pracy nie uznaje taryfy ulgowej. Najważniejszy jest efekt końcowy i wszyscy na to ciężko pracujemy. W swoim fachu jest perfekcjonistą.
A w domu? Pomaga Pani przy codziennych zajęciach?
- Nie jest fanem domowych prac, ale gdy widzi, że jestem zmęczona, chętnie mnie wyręcza w myciu naczyń czy sprzątaniu i nie narzeka.
Wyjedziecie w tym roku na wakacje?
- Na razie dużo zawodowych projektów przed nami. Pod koniec sierpnia na Białorusi odbędzie się światowa prapremiera musicalu "Prorok", który Janusz reżyseruje. Wakacje spędzamy teraz za wschodnią granicą.
NATASZA URBAŃSKA
Urodziła się w Warszawie. Jest tancerką i piosenkarką związaną od kilkunastu lat z teatrem Buffo. Grała m.in. główną rolę w musicalu "Metro". Jednak prawdziwą popularność przyniosła jej rola policjantki Silene w polsatowskim serialu "Fala zbrodni", a potem udział w programie "Jak oni śpiewają". Pracuje także jako modelka, studiuje filologię angielską i nagrywa debiutancką płytę. Od sierpnia stała się nową twarzą Telewizji Polskiej. Jesienią razem z Januszem Józefowiczem, swoim życiowym partnerem, poprowadzą w telewizyjnej Jedynce wielkie muzyczno-taneczne show. Jako nastolatka Przez 10 lat była zawodniczką sekcji gimnastyki artystycznej w Legii Warszawa, wielokrotną mistrzynią stolicy.
Na zdjęciu: Natasza Urbańska w "Metrze", Teatr Studio Buffo, Warszawa.