Artykuły

Rozmowa z Robertem Dorosławskim

- Współpracowałem ze znanymi, bardzo dobrymi aktorami i dyrektorami tej sceny. Naturalne wręcz było, iż rozpocząłem poszukiwania odpowiedniej osoby na dyrektora artystycznego właśnie wśród aktorów. Takie myślenie znajdywało również potwierdzenie w powojennych dziejach naszej sceny - mówi dyrektor częstochowskiego Teatru im. Mickiewicza ROBERT DOROSŁAWSKI.

Elżbieta Wróbel: Najpierw był kabaret szkolny i działalność w teatrze amatorskim. Potem studia polonistyczne. Kiedy pojawi! się moment, w którym wiedział Pan, że teatr to nie tylko namiętność i pasja, literackie zainteresowania, ale również sposób na życie?

Robert Dorosławski: Nie wiem... Kiedy przypominam sobie wszystkie etapy mego jeszcze niezbyt długiego życia, to muszę stwierdzić, iż ponad jego połowę związałem z teatrem. Czy to z teatrem amatorskim, czy zawodowym, czy przez fakt, że uczyłem o teatrze, czy wreszcie przez to, że byłem również dziennika-

rzem i pisałem o teatrze do różnych, nie tylko częstochowskich periodyków. Czasem dzięki teatrowi zarabiałem na chleb, czasem traktowałem teatr tylko jako "odskocznię". Jednak teatr zawsze był blisko mnie.

Czy przełomem był rok 1995, w którym objął Pan funkcję kierownika literackiego?

- Myślę, że chyba jednak nie. Przyjąłem propozycję Henryka Talara, nie wiedząc jeszcze, że tak mocno się z teatrem zwiążę, raczej potraktowałem tę pracę jako rodzaj kolejnej przygody. Przede wszystkim chciałem poznać specyfikę funkcjonowania sceny profesjonalnej. Nie wiedziałem, czy sobie poradzę. Bo przecież, jak patrzyłem na inne teatry, to kierownikami literackimi bywały znakomite osobowości, wybitni tłumacze, teatrolodzy, krytycy literaccy, często z profesorskimi tytułami. A ja, zwykły magister, po uczelni pedagogicznej, mam pracować razem z Henrykiem Talarem, doskonałym aktorem, gwiazdą? Talar wówczas przyjechał do Częstochowy prosto z "Ateneum", a na dodatek znany był z wybuchowego charakteru. Myślałem, że jak szybko przyszedłem do teatru, to równie szybko z niego wylecę. Traktowałem swoją pierwszą funkcję w zawodowym teatrze raczej w kategoriach sprawdzenia samego siebie. Jeszcze nie rezygnowałem z innej pracy, między innymi na uczelni. Jednak praca w teatrze tak bardzo wciąga, że zorientowałem się, iż muszę wybrać. Chyba po roku okazało się, że dobrze nam się razem pracuje z dyrektorem Talarem, że się świetnie rozumiemy.

Jaką rolę odegrał w kształtowaniu zawodowego oblicza Roberta Dorosławskiego Marek Perepeczko? Powszechnie uchodził Pan za jego przyjaciela, wspólnie odeszliście z teatru...

- Czy byłem jego przyjacielem? Oczywiście, bardzo bym chciał tak się nazywać, ale może to za duże słowo. Funkcjonowaliśmy w teatrze w wielkiej zawodowej bliskości. Za jego prawie sześcioletniej kadencji byłem kierownikiem literackim oraz promocyjnym i należałem do grona ludzi bezpośrednio biorących udział w zarządzaniu teatrem. Spotykaliśmy się nadal także wtedy, kiedy odeszliśmy z teatru. Marek mieszkał przecież w Częstochowie. Może to nawet nas do siebie zbliżyło. Jednak powody odejścia z teatru moje i Marka były różne. I nie jest do końca tak, że ja odszedłem, bo odszedł Marek Perepeczko. Odszedłem, uważając, ze nie można pracować w teatrze na siłę. Ludzie, którzy działają razem w teatrze, muszą nadawać na tych samych falach. Nie chciałem i nie mogłem być pracownikiem teatru, w którym do działania motywuje jedynie pensja!

W lipcu ubiegłego roku objął Pan funkcję dyrektora naczelnego teatru w niełatwym dla częstochowskiej sceny czasie; wewnątrz zespołu trwał konflikt, a wszyscy oczekiwali szybkiej zmiany. Czy nie bał się Pan przejąć teatru właśnie w tym momencie?

- Nie bałem się. Natomiast zastanawiałem się długo. Zostałem zaskoczony propozycją objęcia funkcji dyrektora naczelnego, którą złożył mi prezydent miasta.

Pierwszą decyzją, jaką podjął Pan, to powołanie Piotra Machalicy na funkcję dyrektora artystycznego. Dlaczego akurat postawił Pan na tego świetnego aktora, który jednak nie posiadał doświadczenia w kierowaniu sceną?

- Współpracowałem ze znanymi, bardzo dobrymi aktorami i dyrektorami tej sceny. Naturalne wręcz było, iż rozpocząłem poszukiwania odpowiedniej osoby na dyrektora artystycznego właśnie wśród aktorów. Takie myślenie znajdywało również potwierdzenie w powojennych dziejach naszej sceny. Kiedy dyrektorami byli znakomici aktorzy, to w teatrze częstochowskim działo się całkiem nieźle; świadczy o tym kadencja Augusta Kowalczyka, Tadeusza Bartosika, Henryka Talara czy Marka Perepeczko. Piotra Machalicę poznałem, pracując w agencji "Certus". W naszych kontaktach zawodowych postrzegałem go jako człowieka bardzo odpowiedzialnego, nieprze-siąkniętego "gwiazdorstwem" i niezwykle rzetelnego w działaniu. Istotny był również fakt, iż Piotr Machalica wychowany został na tym typie teatru, który jest mi szalenie bliski. Wiedziałem, że chyba nie będzie między nami zasadniczych różnic w zakresie wizji artystycznej i podejściu do repertuaru. Machalica zaraz po szkole został zaangażowany przez Zygmunta Huebnera do Teatru Powszechnego i spędził w nim całe dotychczasowe życie zawodowe - 25 lat pracy aktorskiej. Teatr Powszechny był do niedawna jednym z moich ulubionych teatrów warszawskich, reprezentujący szczególnie cenioną przeze mnie teatralną - estetyczną i artystyczną - wrażliwość. Oczywiście, decyzja o zwróceniu się do Piotra Machalicy nie była decyzją jednoosobową, tu również swój głos mają władze miasta. Pan Piotr potrzebował dużo czasu do namysłu, rozmawialiśmy kilkakrotnie.

Wspomniał Pan o estetyce teatralnej. Jaki był Pański pomysł na teatr w Częstochowie?

- Z Piotrem Machalicą analizowaliśmy wszystko, co w naszym teatrze się działo. Dość szybko zgodziliśmy się, iż teatr w Częstochowie musi być różnorodny, tak jak to bywało w przeszłości, a poza tym nie ma co wyważać otwartych drzwi. Jedyny w mieście instytucjonalny teatr musi proponować repertuar szeroki, adresowany do różnych grup widowni. Tworzenie teatru autorskiego czy teatru odnoszącego się do jednej konwencji artystycznej z góry skazane jest na porażkę. A przecież różnorodność nie oznacza wcale, iż powstaje scena mniej ambitna, idąca na łatwiznę. Teatr repertuarowy oznacza zatem realizację bajki dla dzieci i ofertę teatralną dla młodzieży, w tym także propozycję - nie bójmy się tego słowa - lekturową. Różnorodność w teatrze nie pozwala lekceważyć rozrywki, ale daje także możliwość sięgania po tematy trudne czy wręcz bolesne. Najważniejsze jednak, żeby wywoływać emocje, bo dobry teatr musi dostarczać widzowi emocji! Zły teatr to teatr obojętny - w tym myśleniu bardzo szybko zgodziliśmy się z panem Piotrem. Nie chcę mówić banałów, ale tak sądzę. Czy my widza rozśmieszymy, czy wyjdzie z teatru oburzony, czy zachwycony - nie jest wcale najistotniejsze - ważne, by w teatrze przeżył określone emocje. Uważam, że w pierwszym sezonie nam się to udało. Był trudny, bo mieliśmy mało czasu na zbudowanie repertuaru. Świadomie rozpoczęliśmy od "Jabłka" V. Thiessena, aby pokazać, że nie będzie w teatrze rewolucji, bo ten teatr jej nie potrzebuje! To, co wartościowe i sprawdzone, należy kontynuować. Jabłko wpisuje się przecież w formułę repertuarową stworzoną przez moją poprzedniczkę, Katarzynę Deszcz. Sztuka grana była już 50 razy. Postanowiłem także uciec od nużących dywagacji na temat teatru w Częstochowie - specyficznym mieście. Zamierzam traktować publiczność częstochowską normalnie. Często nawet w rozmowach z twórcami pojawiają się pytania-wątpliwości typu: "No tak, ale czy to w Częstochowie wypada?". Myślę, iż w Częstochowie wszystko wypada. Mam prawo tak mówić, bo tu się urodziłem i tu upłynęło moje życie. Nie chcę być uważany za widza teatralnego "specjalnej troski", pod parasolem ochronnym. Musimy w jakimś zakresie starać się oddzielić traktowanie Częstochowy jako miasta centrum religijnego i miasta pełniącego, z oczywistych względów, również funkcję ośrodka kulturalnego. Nie można sprowadzać rozmowy o działalności teatru czy innej instytucji kulturalnej w naszym mieście do poziomu, co wypada i co nie wypada w Częstochowie.

W teatrze zdecydowanie dominuje współczesność. Pojawili się twórcy młodej generacji: reżyserzy Tomasz Dutkiewicz ("Jabłko") czy Piotr Gietzky ("Ożenek").

- Rzeczywiście tak jest. Stwierdziliśmy, że młodzi twórcy posiadają ten rodzaj energii, na którym nam zależy. Czasami wolimy zaryzykować, chociaż w przypadku wymienionych twórców, trudno mówić o ryzyku, bo są to już osoby ze sporym dorobkiem, ale stawiamy na ludzi zaangażowanych, którzy wciąż poszukują czegoś nowego w teatrze. Nie powinniśmy się obawiać twórców nieznanych, mimo iż - jak powiedziałem - wiąże się to z pewnym ryzykiem. Jeżeli mamy do wyboru wielkich twórców, którym się już trochę nie chce, albo ludzi nieznanych, ale którym się bardzo chce, to wqlimy postawić na młodych. Trwają rozmowy z Kariną Piwowarską, młodą reżyserką, aby wystawiła z naszym zespołem "Plażę" Petera Asmussena, ale to już w nowym sezonie. Sięgniemy też po klasykę; pojawi się Antoni Czechow i jego "Trzy siostry". Pragnę zaznaczyć, iż decydujący głos w doborze repertuaru ma Piotr Machalica, którego nasza publiczność w nowym sezonie będzie miała okazję także podziwiać na scenie.

Ostatnie wydarzenie to premiera "Kramu z piosenkami" Leona Schillera w reżyserii Laco Adamika, którą uczczono 80-lecie istnienia stałego zespołu aktorskiego w Częstochowie.

- Zdecydowaliśmy się na "Kram z piosenkami" pod warunkiem, że reżyserem będzie Laco Adamik. Adamik ma nie tylko doświadczenie w tego typu przedsięwzięciach, ale pracuje ze świetnymi scenografami z Czech, mającymi niezwykle nowoczesne widzenie sceny. Udało nam się pozyskać do-

skonałych i młodych aranżerów muzyki - Janusza Fraczka i Pawła Lucewicza. Traktujemy "Kram z piosenkami" również jako element teatru narodowego, ale nie tego monumentalnego. Schiller zebrał pieśni i piosenki, i poprzez muzykę pokazał kawałek historii Polski. Nie bez znaczenia był dla nas fakt, iż na scenie mógł zaprezentować się praktycznie cały zespół aktorski.

Jakie plany na najbliższe miesiące?

- Jeszcze czeka nas "Tajemniczy ogród" a wspomniany Gabriel Gietzky zrealizuje "wariacje bernhardowskie" Przemysława Fiugajskiego. To totalny "dziwoląg" teatralny, który trudno nawet nazwać przedstawieniem. Gietzky dwukrotnie realizował "Wariacje - w Teatrze Polskim we Wrocławiu i w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Widziałem warszawskie i uważam, że było to świetne przedstawienie dla dwójki aktorów, oparte głównie na ruchu, scenografii wypunktowanej światłami i muzyką. U nas tekst zaprezentowali w "Utopii" [częstochowski pub, gdzie odbywał się cykl imprez "Czytanie dramatu współczesnego" -E.W.] Adam Hutyra i Iwona Chołuj i okazało się, że właśnie w takiej formie jest idealne - kiedy się tego nie gra, ale traktuje jako rodzaj swoistej partytury dla aktora. Premiera odbędzie się na Scenie Kameralnej, ale zamierzamy grać w różnych miejscach, chociażby na rampie przed teatrem i właściwie wszędzie, gdzie się da. Teatr przyjdzie do widza - głównie młodego. Spektakl planujemy pokazać także w salach wykładowych, w klubach studenckich. Mamy zamiar urządzić przedstawienia na uczelniach częstochowskich. Zwrócimy się również do szkół wyższych w Polsce, może również zainteresują się naszą propozycją.

Dużym wydarzeniem artystycznym stanie się, a o tym jestem głęboko przekonany, organizowany przez nasz teatr w listopadzie Międzynarodowy Przegląd Przedstawień Istotnych "Przez dotyk". Traktujemy przegląd jako swoiste uzupełnienie naszej oferty programowej, gdyż prezentować będziemy sztuki, których z różnych względów u siebie nie zrobimy. Pragniemy pokazywać spektakle dotykające ważnych i drażliwych problemów współczesnego świata. Osią tematyczną pierwszej edycji stało się dziecko i jego relacje ze światem dorosłych. Będzie osiem przedstawień, chwilami ostrych, drapieżnych i kontrowersyjnych, zmuszających do dyskusji, na której nam zależy. Mamy nadzieję, że zaprezentujemy publiczności, między innymi, sztukę Poduszyciel Martina McDonagha z Teatru Narodowego w reżyserii Agnieszki Glińskiej. Chcielibyśmy pozyskać do współpracy Agnieszkę Glińską, ale to szalenie trudne zadanie, gdyż jest niezwykle zajęta i zapracowana. Na nasz przegląd przyjadą także teatry z Katowic, Łodzi, Sosnowca i Wrocławia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji