Artykuły

Saramonowicz, Konecki: Faceci sa przewidywalni

"Testosteron" to najwięk­szy hit teatralny ostatnich lat. Spektakl autorstwa Andrzeja Saramonowicza obejrzało ponad 100 tysię­cy widzów w kilku mia­stach Polski.

Teraz Tomasz Konecki i Andrzej Saramonowicz, re­żyserzy tak głośnych filmów jak "Pół serio" i "Ciało" po­stanowili wziąć na filmowy warsztat właśnie "Testoste­ron": opowieść o siedmiu fa­cetach, którzy spotkali się na nieudanym przyjęciu po nieudanym ślubie. Na planie filmowym aż kipi od testo­steronu: w ponadczterdziestoosobowej ekipie jest tylko kilka kobiet, a siedem głów­nych ról gra siedmiu zna­nych aktorów, między inny­mi Piotr Adamczyk, Borys Szyc i Maciej Stuhr. Konec­ki i Saramonowicz kończą pracę nad filmem, który, jak zapowiadają, ma być abso­lutnym hitem. W dodatku bardzo, bardzo śmiesznym.

WOJCIECH CIEŚLAK: "Testosteron" był hitem teatralnym. Postanowili panowie pójść za ciosem i zrealizować film, który też będzie hitem?

ANDRZEJ SARAMONO­WICZ: To nie tak. Pierwot­nie pomysł na opowieść o mężczyznach, którzy się spotykają w jednym miejscu i rozmawiają o swoich do­brych i niedobrych relacjach z kobietami, przeznaczony był do filmu, a nie do teatru. Uznałem jednak, że prościej i szybciej będzie napisać sztukę teatralną. Moi przy­jaciele, aktorzy z Teatru Montownia, potrzebowali nowej premiery, a ja chcia­łem, by w miarę szybko od momentu napisania moja sztuka została wystawiona. W ten sposób po czterech miesiącach od powstania, w czerwcu 2002 roku, powsta­ła sceniczna wersja "Testo­steronu". A ponieważ odnio­sła wielki sukces, postanowiłem poczekać z filmem. Teraz jest idealny czas, by wrócić do pierwotnego po­mysłu i zrealizować film.

TOMASZ KONECKI: Ro­bienie kolejnych filmów to dla nas spełnianie marzeń. Zaczęliśmy od partyzanc­kiego "Pół serio", później by­ło "Ciało". A teraz jest "Te­stosteron".

W Warszawie spektakl obejrzało ponad 100 tysię­cy ludzi. To tyle, ile całkiem dobry film...

A.S.: W Warszawie zostały zagrane 303 spektakle, w Je­leniej Górze blisko 200, w Krakowie i Łodzi też bardzo dużo. Wszędzie, gdzie sztu­ka jest grana, staje się frekwencyjnym hitem i ludzie ją bardzo lubią. To szalenie sa­tysfakcjonujące.

Dlaczego do filmu nie za­angażowali panowie akto­rów z Teatru Montownia? To też dla ich talentu pu­bliczność chodziła na "Te­stosteron".

A.S.: Mimo że napisałem "Testosteron" dla konkret­nych aktorów, to jest w nim pewien uniwersalizm i do­brze się sprawdza w innych obsadach. Niezwykle cenię teatralne umiejętności ak­torów z Montowni, ale film to zupełnie inne medium, w jakim stosuje się inne środ­ki wyrazu. Wszyscy aktorzy, których zaangażowaliśmy do kinowej wersji "Testoste­ronu", mają wielkie doświadczenie filmowe. Z Tomkiem zawsze staramy się dobierać obsadę opty­malną do naszych wyobra­żeń. Uznaliśmy w pewnym momencie, że optymalny będzie skład aktorski, jaki właśnie z nami współpracu­je, czyli Borys Szyc, Piotr Adamczyk, Maciek Stuhr, Krzysiek Stelmaszyk, To­mek Karolak, Tomek Kot i Czarek Kosiński. To prze­cież polscy "galacticos"! Nie mogliśmy przegapić takiej szansy.

Łatwo ich okiełznać, wyre­żyserować siedem głów­nych ról?

A.S.: Tak, bo to są świetni aktorzy. Doskonale wyczu­wają niuanse, świetnie re­agują na reżyserskie uwagi. Są przy tym pełni inwencji i własnych pomysłów.

A jak te wasze reżyserskie testosterony się ścierają? Czy to wygodna sytuacja, kiedy jeden film reżyseru­je dwóch facetów?

A.S.: W przypadku trud­nych projektów, a ten jest trudny, wygodna. Znamy się z Tomkiem od lat, ba­wią nas podobne rzeczy, także na poziomie niuan­sów. Zanim przystąpimy do pracy, wiele kwestii mamy już zdefiniowanych. Tak więc wobec ekipy i aktorów zachowujemy się jak jeden reżyser. Dwugłowy... Poza tym mamy ogromne wsparcie w osobie opera­tora Tomka Madejskiego, którego wiedza, doświad­czenie i smak plastyczny są nie do przecenienia. Działa­my więc niejako w trójkę, co jest świetnym rozwiąza­niem, bo się wspieramy, rozkładając niejako stres na trzy części. Nie mam przy tym poczu­cia, że moje ego na tym tra­ci, bo generalnie wychodzę z założenia, że lepiej zjeść ciastko we trzech niż g... sa­memu. Jeżeli - w co głębo­ko wierzę - film, który teraz robimy, spodoba się widzom, to żaden z nas nie będzie miał poczucia straty, że dzie­li się splendorem z pozosta­łymi dwoma przyjaciółmi.

Czy tym filmem uda się trochę "odpapieżyć" Pio­tra Adamczyka?

T.K.: Wierzymy w talent ko­mediowy Piotra Adamczy­ka. Mieliśmy już próbkę przy okazji pracy nad poprzed­nim filmem. Świetnie zagrał epizod w "Ciele". Potrafi bar­dzo realistycznie grać w sce­nach o charakterze kome­diowym. To jest to, na czym nam najbardziej zależy.

"Testosteron" będzie ko­medią, tragikomedią czy może jeszcze jakimś innym gatunkiem?

A.S.: To będzie komedia. Wierzę, że bardzo śmiesz­na, a przy okazji niegłupia. Napisałem "Testosteron" także po to, by pomóc zrozu­mieć ludziom płci obojga, ja­kie mechanizmy biologicz­ne napędzają ich działanie.

T.K.: Dzięki tej komedii można powiedzieć wiele ważnych rzeczy o relacjach między kobietami a mężczy­znami. Zarówno One, jak i Oni zmieniają się pod wpły­wem swoich partnerów. Śle­dząc historię życia jednego mężczyzny, można obser­wować, jak zmienia się po­przez swoje związki z róż­nymi kobietami. W "Testo­steronie" Andrzej Saramonowicz stara się opisać te relacje przez pryzmat histo­rii siedmiu różniących się od siebie charakterologicznie bohaterów. Już na pozio­mie realizacji filmu widać, że jest to bardzo obiektyw­na forma opisu świata męż­czyzn i kobiet. To świat, w którym skomplikowaną grę prowadzą obie strony. Tym, co mnie zaskoczyło po lek­turze sztuki i scenariusza, jest to, że nasze męskie za­chowania w tej grze są za­skakująco przewidywalne.

Feministki się nie obrażą?

T.K.: Wręcz przeciwnie. Gdybym był feministką, to bym bardzo lubił ten film.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji