Artykuły

Między "Grunwaldem" a "Samoobroną"

Co najmniej interesującą prowokacją, niekoniecznie tylko artystyczną, było zafundowanie Stalowej Woli, w prezencie na obchody 87. rocznicy odzyskania niepodległości, wystawienia "Zmartwychwstania" w reżyserii Bohdana Poręby.

Teatry nie chcą wpuszczać tej kontrowersyjnej inscenizacji, rekomendowanej jako współczesne "Wesele". Firmuje ją Fundacja Promocji Kultury "Requiem", a sfinansowała m.in. "Samoobrona". Poszukiwania sponsora, jak twierdzi reżyser, trwały raptem... cztery lata. Jedynym, który odpowiedział na prośby o wsparcie, była "Samoobrona" i jej mierzący wówczas w prezydenturę przewodniczący. Szef biura tej partii, Janusz Maksymiuk: - Pieniądze pożyczyliśmy od Związku Zawodowego Rolnictwa, bo nie chcemy w to mieszać partii. Kwoty, jaką zainwestowano, nie ujawniono.

- "Zmartwychwstanie" jest niezwykle odważnym tekstem, do tego poziomu nie dorasta większość polskich teatrów - tłumaczy reżyser fakt, iż mająca swą premierę 31 maja w Sali Kongresowej w Warszawie sztuka miała do tej pory ledwo kilka wystawień, tuła się po kraju i jest prezentowana przez zespół nie mający stałego składu (wielu zaproszonych aktorów odmówiło udziału), co, niestety, na scenie widać, słychać i czuć.

Sztukę napisała w 1999 r. 25-letnia wówczas Lusia Ogińska, żona Ryszarda Filipskiego, odtwórcy głównej roli w "Hubalu" reżyserowanym przez Porębę. Obaj panowie działali w ultranacjonalistycznym Zjednoczeniu Patriotycznym "Grunwald" z czasów PRL, animowanym przez najbardziej betonową, fundamentalistyczną frakcję PZPR. Poręba, po latach pracy dość enigmatycznie nazywanej "na wschodzie", postanowił przypomnieć się Polsce i Polakom. Autorka zaś (urodzona, przypomnijmy, w 1974 r.) realizowała się dotychczas, pisząc dla dzieci m.in. "Przygody misia Bidulka" czy "Księgi Roztoczańskich Krasnali". - Jej drogę twórczą można porównać do drogi Marii Konopnickiej, od baśni " O krasnoludkach i sierotce Marysi" po "Rotę" - rekomenduje ją Bohdan Poręba. Nie brak też porównań Ogińskiej ze... Słowackim. Na razie "robi" ona za autorytet i pion moralno-patriotyczny w kręgach radiomaryjnych i TV Trwam...

Akcja sztuki dzieje się współcześnie w tej samej chacie w Bronowicach, gdzie rozgrywało się "Wesele". Po 100 latach zjeżdżają tam biesiadnicy z Warszawy, którzy dla żartu wynajęli zabytkowe wnętrza. Są wśród nich bankier, politycy i artyści, dziennikarz, ksiądz i biznesmen, a także chłop opłacony specjalnie na zabawę. Rozgrywające się pomiędzy tymi postaciami kwestie mają dać wymowny obraz współczesnego polskiego społeczeństwa i toczących go chorób: oportunizmu, interesowności, zakłamania, karierowiczostwa, sprzedajności, braku wierności zasadom i ludziom, bezideowości. Sytuacja staje się poważna, kiedy pijana ciocia jednej z bohaterek zaczyna mówić wierszem. Gościom ukazują się widma, zjawy i upiory. W tym momencie Ogińska już nie pozostawia wątpliwości, że stara się wejść w buty Wyspiańskiego, a Poręba nadaje i tak wymownej, jednoznacznej w swoim przesłaniu sztuce dość oryginalny, katonacjonalistyczny sztafaż.

Reżyser jak zwykle "subtelnie" daje do zrozumienia, kto gra na polskim weselu: w jego przedstawieniu grajek ma kręcone włosy, w prologu zapala siedmioramienny świecznik, a potem gra na, oczywiście, żydowską nutę. - Znamy dobrze tych grajków: choć ukrywają się pod nowymi nazwiskami, melodia, którą grają, jest wciąż ta sama, antypolska - entuzjazmują się recenzenci z nurtu narodowego. Postaci Żyda z "Wesela" wprawdzie w sztuce nie ma, ale kimże jest postać Bankiera...? Padające ze sceny kwestie o brukselskim knucie i atlantyckim bucie nie pozostawiają wątpliwości co do oznaczenia patriotycznych norm Dobra i Zła. Bo przecież "Łopocze flaga brukselska/ i słychać chichot historii/ chichot Lenina, Marksa, Engelsa..."

Dla Ogińskiej i Poręby nic się w Polsce nie zmieniło się od czasów Wyspiańskiego: "wciąż te same spory, swa-ry/wciąż honoru brak i wiary". Inny tylko diabeł przygrywa chocholemu tańcowi... I upiory przeszłości w inne odziane są szaty, miast głów przez Szelę zrąbanych mamy żołnierzy Katynia i Powstania Warszawskiego, pytających: "Po co my umarli, o co my walczyli?". Zjawa Marszałka krótko rozprawia się z demokracją: "Ona tylko diabłu służy/ prawem polityków chroni", a tragiczny monolog Pana Młodego ze słowami: "Czymże ten polski dom?!/ To spęd bydląt!/ Pożądanie ich religią," zakończony patetyczną konstatacją: "Orzeł gdy złączy się z orłem/ oddaje mu swoją wierność!/ Może dlatego jest naszym godłem?/ Może w tym tkwi niepodległość?" wprowadza akcję dramatu w miejsce, w którym, niestety, już nie ma miejsca na pytania, wątpliwości, a są tylko odpowiedzi. Jednoznaczne i proste, jak na partyjnym wiecu. W finale czara goryczy się przepełnia i na Warszawę ruszają miliony ludzi żądających śmierci dla zdrajców. Ten fragment na premierze był gorąco oklaskiwany przez posłów i sympatyków Samoobrony...

Wymowa sztuki, oglądanej w dzień po zaprzysiężeniu rządu, osadzającego rację swego istnienia na enigmatycznym planie rewolucyjno-fundamentalnej naprawy państwa i mającym oparcie w populistyczno-nacjonalistycznych partiach, nie mogła nie być szczególna. Dla jednych - szczególnie wzniosła i trafna, dla innych - szczególnie złowieszcza i groźna. Jeśli celem przedsięwzięcia było niepozostawienie kogokolwiek obojętnym, to chyba cel ten osiągnięto. Jeśli było nim też udzielanie prostych i nie budzących wątpliwości odpowiedzi zamiast stawiania najtrudniejszych nawet pytań i wyrażania wątpliwości, to również cel ten został osiągnięty. Czy komuś to coś przypomina...?

Nieusatysfakcjonowani mogli pozostać tylko ci, którzy martwią się o przyczyny, dla których w zaczynającej się jakoby IV RP obowiązywać ma tylko jeden, jedynie słuszny patent na patriotyzm i polskość. Oni też mają skojarzenia z przeszłości.

"Zmartwychwstanie" jest niewątpliwie ogromnym przedsięwzięciem scenicznym, jednym z większych w historii Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli, na którego scenie zaistniało. Rozbudowana, sugestywna scenografia, akcja wyrażona w jednej, 2,5-godzinnej części, ponad 50 występujących na scenie aktorów mówią wszystko o rozmachu, z jakim projekt został zrealizowany. Czy warto było? Muszą sobie na to odpowiedzieć ci, którzy za to zapłacili, i ci, którzy z zaproszenia skorzystali. Jedni i drudzy mają świadomość, że w przypadku tej akurat sztuki jej artystyczny walor zszedł na drugi, a może jeszcze dalszy plan...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji