Rzecz męska po kobiecemu
MC: Dlaczego "2 maja"?
AG: To taki dziwny dzień, między 1 a 3 maja, kiedy jedną nogą jesteśmy w przeszłości, a drugą w nowej rzeczywistości. I wciąż stoimy nad drugim maja okrakiem. Po tym absurdalnym świecie oprowadzają nas mieszkańcy pewnego domu. Inteligent, wybitny fotograf (Krzysztof Stelmaszyk), właśnie przechodzi kryzys osobisty i zawodowy. Wydaje mu się, że nic, co robi, nie ma sensu. Inny (Andrzej Blumenfeld) w PRL był związany z urzędem państwowym, a teraz pracuje jako dozorca. Oni żyją w ciągłym konflikcie, na przykład o to, czy flagę należy wywiesić 1 czy 3 maja.
MC: Co skłoniło panią do zajęcia się tematem tak nudnym jak polityka?
AG: To wcale nie jest polityka! Raczej obraz społeczeństwa. Opowieść o ludziach żyjących w Polsce. Moje podejście do przedstawianych spraw różni się od podejścia autora scenariusza. To pozwala spojrzeć na tę samą rzecz z różnych stron. Tworząc postać fotografa, Andrzej Saramonowicz skupił się na tym, jak słaba jest polska inteligencja w konfrontacji z rzeczywistością. Mnie bardziej interesuje, że 50-letniemu mężczyźnie nie ułożyło się życie.
MC: Dlaczego narratorami w przedstawieniu są mężczyźni? Czy postaci kobiece mają pełnić jedynie funkcję tła?
AG: Ależ skąd! Portrety kobiet - zresztą liczne - są równie ciekawe i ważne. Mężczyźni oprowadzają nas po tym świecie, a kobiety w nim żyją. Wszystkie albo chcą mieć dziecko, albo nie mogą go mieć, albo zachodzą w niechcianą ciążę, albo zajmują się wychowywaniem dzieci. Krąży wokół nich widmo Matki Polki, która wypierze, ugotuje, posprząta, odprowadzi, a odchowanego utrzyma... To jest mit, z którym w codziennym życiu wciąż musimy się zmagać.
MC: Jak pani sobie radzi z tym mitem?
AG: Kiepsko. Męczy mnie, że kobiety są wpędzane w role, które pisze im ktoś inny. Mnie cudem udaje się połączyć funkcje matki i reżyserki. Ale są miliony kobiet, które sobie nie radzą. W "2 maja" pojawia się dziewczyna (Anna Grycewicz) w niechcianej ciąży i kobieta (Danuta Stenka), która się rozwiodła i teraz samotnie wychowuje dwójkę dzieci. Nie bierze od byłego męża pieniędzy, bo jest na to zbyt dumna.
MC: "2 maja" będzie wystawiany w Teatrze Narodowym. Czy to oznacza, że ma być sztuką narodową?
AG: Nie wiem, co miałoby znaczyć dzisiaj określenie "sztuka narodowa". Cieszę się, że dyrektor Jan Englert podjął się wystawienia "2 maja". Słowo "narodowy" może budzić złe skojarzenia. Instytucje nim opatrzone niepokoją skostniałymi strukturami i pewnym konserwatyzmem. A od tego, co ma pełnić "narodową" funkcję, blisko do narodowościowych fobii. Nie mam zadęcia na narodową sztukę, "2 maja" mówi po prostu o nas dzisiaj.