Artykuły

Można dostać czkawki

"Ragazzo dell'Europa" w reż. René Pollescha W TR Warszawa. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Od jakiegoś czasu, a trwa to już dość długo, polski teatr - wprawdzie nie cały, ale spora jego część, i to ta najbardziej widoczna, medialna - fascynuje się aż do zachłyśnięcia literaturą niemieckojęzyczną, reżyserami niemieckimi i w ogóle teatrem niemieckim ze wszystkimi jego nurtami, które nijak nie korespondują z polską tradycją teatralną. A głównym apologetą tych niemieckich klimatów wprowadzanych do polskich teatrów jest Krystian Lupa, reżyser uważany za guru, zwłaszcza przez swoich "podopiecznych", byłych studentów krakowskiej reżyserii, do których dołączają też inni. Polska literatura, nawet ta największa, Lupy nie interesuje, uważa ją za zmumifikowaną. W poniedziałkowym wywiadzie na łamach "Dziennika" mówi wprost, że na pewno nie będzie zaprzątał swojej uwagi "lekturami inwentarza duchowo zapóźnionych Sarmatów".

Trudno więc się dziwić, że lupopodobni sięgają tam, gdzie ich "mistrz", fascynują się tym, czym ich guru, i w efekcie oglądamy na naszych scenach jakieś dziwaczne, obce nam i naszym problemom "transplanty". A przeszczep jak to przeszczep nierzadko bywa odrzucany przez rodzimy organizm. Bo gdybyż jeszcze ta niemieckość przeflancowywana na polski grunt teatralny była wybitna w swym kształcie artystycznym i intelektualnym i dawała dobre, zdrowe "zbiory", to niech by tam. Tymczasem sprawa ma się tak jak z tą kukurydzą modyfikowaną genetycznie: właściwie niby jest, ale dbając o swoje zdrowie, lepiej jej nie używać. Podobnie jest z "Ragazzo dell'Europa", autorskim spektaklem niemieckiego reżysera René Pollescha, który jeszcze zanim zaczął próby z polskimi aktorami w Teatrze Rozmaitości, miał już prasę pełną zachwytu dla swego powstającego "arcydzieła". A po jego ukończeniu zachwytów nie tylko nie ubyło, ale nastąpił wręcz wyścig mediów - i tych prasowych, i tych elektronicznych - prześcigających się w pochwałach. A że to takie oryginalne, że nowy język, że autor i zarazem reżyser tego wspaniałego dzieła odcina się właściwie od teatru pojmowanego wprost itd., itd. Można czkawki dostać.

Oglądam spektakl i przecieram oczy ze zdumienia. Gdzie oni to wszystko zobaczyli? Od okrzykniętego przez dziennikarzy jednym z najwybitniejszych niemieckich twórców teatralnych René Pollescha miałam prawo oczekiwać na scenie choć cząstki tych wszystkich "wspaniałości", o których bębniono wokół. Tymczasem zobaczyłam jakiś offowy bełkot z odrzutu, który nijak ma się do teatru. Począwszy od bezsensownego i pretensjonalnego tytułu aż po wszystko to, co się na scenie dzieje i mówi. A scena podzielona jest na dwie części: jedna to obraz filmowy, druga - obraz na żywo, z czerwonym napisem LIVE. Ten podział nie jest konsekwentny, tak zresztą jak wszystko pozostałe. Aktorzy: Aleksandra Konieczna (wciąż wyglądająca jakby była pod wpływem narkotyków), Agnieszka Podsiadlik, Piotr Głowacki i Tomasz Tyndyk (ciągle pobudzony, nadekspresywny, jakby w brzuchu nosił granat) odcięci od widowni ścianką, zza której widać ich poruszające się cienie, siedzą jakby za kulisami sceny, w garderobie pewnie, i prowadzą rozmowy mniej więcej takie: "Adamczyk musi zneutralizować w sobie Chopina, aby teraz być papieżem", albo: "Kapitalizm ma w planach tylko depresję", czy takie: "Nie chcę grać esbeków, mam ich dość w teatrze" itd., itd. Oczywiście, nie mogło zabraknąć naigrawania się z Kościoła katolickiego, któryś z aktorów woła: "Na polecenie Watykanu sklonowano chustę świętej Weroniki"; Aleksandra Konieczna zaś, raz po raz wyglądając zza kurtyny, ubolewa, że straciła czar (aktorski), a "czar to jedyna możliwość kontaktowania się z rzeczywistością". Ktoś inny krzyczy: "Ty przesiąknięta kapitalizmem gnido", albo: "On je tort, bo syci grzyba w ten sposób", no i jest powszechne przekonanie wśród rozmawiających, że dziś "aktorzy grają już tylko muzeum", bo teatr to nic innego jak muzeum. Ktoś zakłada opaskę ze swastyką hitlerowską, widocznie - według niemieckiego reżysera - ma to być ten element rozrachunkowy z przeszłością.

A wszystko razem wzięte - chodzi o teatr pojęty "normalnie" - to według autora tego bełkotu nic innego jak "mieszczańskie g...". Nie ma tu właściwie podziału na kobiety i mężczyzn, płeć - w tym ujęciu - jest uniwersalna, aktorki mówią: "byłem, widziałem" i odwrotnie, aktorzy: "byłam, widziałam", i też odwrotnie. Przemieszanie cytatów z filmów z osobistymi, prywatnymi problemami aktorów, jakieś zaczęte i urwane nagle zdania. Jest parodia, nawet zabawna, serialu przeżywającego obecnie swój renesans w polskiej telewizji publicznej "Stawka większa niż życie".

Tak wygląda to quasi-przedstawienie w warstwie tekstowej, a w warstwie sytuacyjnej wcale nie lepiej, jeśli nie gorzej. Przez cały czas trwa kretyńskie puszczanie oka do widowni, wybieganie na proscenium i dziwaczne zachowania, przez cały czas filmowanie kamerą aktorów przemieszczających się z miejsca na miejsce nie wiadomo dokąd i w jakim celu. Mimo tych wszystkich zabiegów wieje ze sceny nudą. Czym jest to, co na scenie widz jest zmuszony oglądać? Nie wiadomo. Na pewno nie jest to teatr, może chwilami rzecz trąci o marny kabaret, ale zadęcie reżyserskie jest ogromne. Podobno jest to nowy język teatru, a reżyser - według chwalców - jest najwybitniejszym reprezentantem modnego dziś nurtu postdramatycznego, czyli takiego, w którym teatr nie posługuje się tekstem dramatycznym rozpisanym na dialogi i sytuacje, lecz aktorzy mówią to, na co mają ochotę.

Podobno Pollesch "uprawia" teatr ostry politycznie, w którym autor "precyzyjnie analizuje mechanizmy socjopolityczne i ekonomiczne determinujące sytuację współczesnego człowieka". Dla mnie jest to zwyczajny bełkot, który media awansem nobilitują. Co to ma wspólnego z teatrem? Aby realizować taki teatr, nie trzeba studiów, wystarczy z ulicy przyjść i nawrzucać na scenę ileś bezsensownych "pomysłów", dodać do tego "scenariusz" zakładający, że wykonawcy - a nie muszą to być zawodowi aktorzy - będą wyrzucać z siebie potok nieuporządkowanych myśli. I tyle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji