Artykuły

Żyję krótką perspektywą

- Czuję, że jestem teraz w bardzo dobrej formie, mam sporo sił i jest we mnie chęć działania. Nadal odgrażam się, że zrobię recital o Josephine Baker, z intensywnym tańcem, trochę szalony - mówi ANNA CHODAKOWSKA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.

Debiutem w roli "Antygony" naraziła się Irenie Eichlerównie. Wielka gwiazda miała pretensje do reżysera, Adama Hanuszkiewicza, że na zaproszeniach umieścił zdjęcie młodej koleżanki. "Dlaczego ten pomysł nie przyszedł ci do głowy, drogi Adamie, gdy ja grywałam główne role?" - zapytała wielka dama polskiego teatru. Na szczęście "konflikt" nie zaważył na karierze Anny Chodakowskiej, która kilka lat później przeszła do historii teatru rolą Balladyny w słynnym spektaklu Hanuszkiewicza z hondami w tle. Od tamtego czasu jej miłość do hond nie ostygła. Potem przyszły kolejne role, m.in. tytułowa w "Śnie srebrnym Salomei", w filmowej "Bestii", a także w kolejnych obrazach: "Wielkim podrywie", "Doktorze Murku", "Dziewczętach z Nowolipek", "Sztuce kochania", "Kuchni polskiej" i w "Labiryncie". Jej fascynacja poezją Edwarda Stachury zaowocowała monodramem "Msza wędrującego", z którym zjechała całą Polskę. Kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy wiele lat temu, planowała monodram o Josephine Baker. Niestety, dotąd go nie zrealizowała. A szkoda, bo głos ma imponujący.

Odkryta przez Hanuszkiewicza, później na wiele lat związała swoje losy z Teatrem Studio Jerzego Grzegorzewskiego, a następnie z prowadzonym przez niego Teatrem Narodowym, w którym pozostaje do dziś. Szalona, niekonwencjonalna brunetka o oryginalnej urodzie, poczuciu humoru i dystansie do swojego zawodu. Od lat pochłania ją nie tylko aktorstwo, ale też pisze scenariusze, nakręciła i wyprodukowała film "Minotaur". Sporą część życia poświęca kotom, których ma "więcej niż ustawa przewiduje" - jak sama wyznaje.

Z ANNĄ CHODAKOWSKĄ [na zdjęciu] o teatrze, Minotaurze, kotach i hondach rozmawia Jolanta Ciosek:

Jest Pani bardzo zabiegana, termin na spotkanie wyrywa Pani spod serca - czy to wynik zapracowania w teatrze, czy "kocich" obowiązków?

- Wszystkiego po trochę. Mam do załatwienia miliony spraw zupełnie ze sobą nie powiązanych. Z powodu zwierząt, które wymagają tytanicznej pracy, nie mogę wyjść z domu na dłużej niż pięć godzin. Każdy mój dłuższy wyjazd to katastrofa, bo wiąże się z koniecznością przekonania mojego przyjaciela do opieki nad tymi stworzeniami.

Dużo ich Pani ma?

- Nie wiem ile, ale na pewno nie "naście" tylko "dzieści". Mieszkamy w 80-metrowym mieszkaniu: ja na czterdziestu metrach, one w drugiej połowie. Z tą różnicą, że koty mają klimatyzację, bo muszą mieć, a ja nie. No i jeszcze długi balkon, na którym rozgościł się ten małpi gaj. Tak się z nimi zrosłam, że śniadanie, obiad, kolację jemy razem. Nie mam poczucia, że zwariowałam. Po prostu wyręczam ludzi pozbawionych wrażliwości, opiekuję się biednymi zwierzątkami i już. A do teatru chodzę odpocząć. Aktorstwo przy kocich obowiązkach jest naprawdę relaksem. A teraz dużo gram, więc i dużo odpoczywam. "Władza", "Tartuffe", "Duszyczka", tytułowa rola w "Starej kobiecie" Różewicza, jeszcze Scena Prezentacje - to frajda mieć takie "wczasy". A przecież wciąż przygotowuję nowe projekty, jestem w trakcie rozmów z dyrektorem Englertem. Zobaczymy, może coś z tego wyjdzie?

Czy zdarzył się taki czas, kiedy była Pani mniej zajęta?

- Owszem. W Teatrze Narodowym za dyrekcji Grzegorzewskiego. Tak się składało, że nie zawsze były dla mnie role. Mimo iż grałam w "Wiśniowym sadzie", "Weselu", "Bloomusalem", to jednak mam poczucie przestojów w tamtym okresie. A estetyka Grzegorzewskiego, szczególnie jego metafizyka, była mi bardzo bliska. On tkał ze wszystkich materii naraz. Tzw. intryga w ogóle go nie obchodziła. Popychał ludzi i przedmioty w kierunku, który nie do końca był mu znany, a w finale wszystko znakomicie łączył. Był wspaniałym malarzem sceny. Ale też wizjonerem "dziania się" człowieka na scenie. Malarskość zainteresowała mnie też u Leszka Mądzika, z którym zrobiłam "Antygonę", a w Teatrze Studio zagrałam tytułową rolę w "Kasandrze", gdzie Leszek stworzył wspaniałą plastyczną wizję przestrzeni scenicznej. To było świetne i udane przedsięwzięcie, którego akcja działa się w... basenie. Role bliskie metafizyki, jak choćby moja ukochana Greta w "Pułapce" Różewicza, uświadamiają mi, po co właściwie uprawiam ten zawód. Od kilku lat planujemy z Leszkiem kolejny projekt, może się uda. No i nadal odgrażam się, że zrobię recital o Baker, z intensywnym tańcem, trochę szalony. Czuję, że jestem teraz w bardzo dobrej formie, mam sporo sił i jest we mnie chęć działania.

Myślę, że koty też dodają mi energii. Nie mam czasu się martwić, rozpamiętywać przeszłości. To mnie w ogóle nie interesuje. Gnam do przodu, ale sądzę, że w rozsądnym tempie. A może nie?

Czy w związku z kocimi obowiązkami nie umyka Pani zbyt wiele spraw artystycznych?

- Umyka, oczywiście, że umyka. Ale coś za coś.

Ostatnio umyka film, telewizja - nie żałuje Pani tego?

- To nie z powodu braku czasu, ale "zapisu", jaki jest na mnie w tych mediach i w paru gazetach. Nieoficjalnego, nie na piśmie, czyli najobrzydliwszego.

Nie ulega Pani spiskowej teorii dziejów?

- Ależ skąd! Przed laty bardzo mocno zaangażowałam się w ochronę zwierząt. Podjęłam działania, które sprawiły, że ludzie, którzy uzurpowali sobie w Polsce prawo do odpowiedzialności za losy zwierząt zostali obnażeni w swej nieuczciwości. Wystąpiłam kiedyś bardzo ostro przeciwko konkretnym ludziom na bardzo wysokich stanowiskach, związanych z pewną fundacją. Oskarżyłam ich w prasie, że okradają schronisko dla zwierząt i z powodów nieuzasadnionych usypiają je. Wszystkie dowody miałam w ręku. Sprawa wylądowała w sądzie - wygrałam ją. Ujawniłam koterie, powiązania przyjacielsko-biznesowe - wiele nieprawidłowości i za to płacę medialną cenę. Wybieram się do nowego szefa Telewizji Polskiej, nie po to, żeby mu proponować swoją "sztukę", tylko po to, żeby wiedział o całej sprawie. Wybieram się też do Komisji Etycznej Mediów i KRRiT.

Z tematów niezałatwionych pozostał też "Minotaur".

- To była zwariowana przygoda. Wymyśliłam scenariusz, reżyserowałam, montowałam, organizowałam produkcję i sponsorów... No nie, istne szaleństwo. Film jest od dawna gotowy, ale muszę dokręcić sceny dialogowe. To konieczne dla jasności konstrukcji. Okazało się, że jest mało czytelna. Ale kiedy ja na to znajdę czas?! A przecież mój sponsor w końcu upomni się o telewizyjną emisję. I jeszcze Wyższa Szkoła Komunikowania i Mediów Społecznych, w której uczę scen aktorskich i muszę napisać pracę doktorską. Może o Stachurze, a promotorem będzie Wojtek Siemion? To też mi zajmie furę czasu. Sama pani widzi, że nie mam lekko. Ale wierzę, że dam radę. Nie narzekam. Lubię jak adrenalina skacze. Wyciszać się jeżdżę na pustkowie. Może kiedyś znajdę czas, żeby pojechać do Szwajcarii, gdzie mój brat kupił dom. Fajny facet. Jest inżynierem z wykształcenia, a jak mu "odwali" robi filmy dokumentalne. "Robotnicy 80" to dzieło jego i Andrzeja Zajączkowskiego.

A co Pani robi, jak jej "odwala"?

- Też filmy. I piszę scenariusze. Chciałabym nakręcić kolejny, ale w normalnych warunkach, tzn. z producentem i z całą ekipą od innych spraw.

Jak urodził się pomysł na opowieść o Minotaurze?

- Mit o Minotaurze intrygował mnie od lat. Tak jak wszyscy odmieńcy. Minotaur jest tajemnicą. To w byku ofiarnym zakochała się Pasifae, matka Fedry, Minotaura i żona króla Minosa. Ten film inspirowany jest mitem, ale reszta została wymyślona. Kręciliśmy w Chorwacji. Nie wyobraża pani sobie, ile z tym było problemów. Począwszy od przekraczania granicy. Głowy byków, cała ta dziwna dekoracja - nie była ubezpieczona, bo skąd mieliśmy na to wziąć pieniądze? A teraz wszystkie zalegają w moim garażu.

Znamy się od wielu lat, a ja wciąż widzę w Pani ten sam napęd do działania. Niczym z dobrego samochodu, którym Pani jeździ.

- Zawsze lubiłam dobre auta i szybką jazdę, ale w granicach rozsądku i bezpieczeństwa. 140 nie przekraczam. Kręciła mnie toyota, ale jeżdżę hondą. Myślę, że bardziej do mnie pasuje, toyota jest zbyt elegancka. Następna będzie też honda, jeśli na nią kiedykolwiek zarobię. Na razie tego nie widać. Co prawda gram dużo, ale pieniędzy nie mam. Moje zarobki to wysokie minimum socjalne, które przejadam z kotami.

W jakim punkcie artystycznym znajduje się Pani teraz, po 34 latach uprawiania zawodu?

- Coraz mniej interesuje mnie granie, choć je lubię i wiem, że zapewnia mi egzystencję, a coraz bardziej ciekawi mnie etap prób, dochodzenia do roli. Bardzo interesująca była praca z Lassallem nad "Tartuffem". Dawał nam wiarę w to, że tradycyjny teatr może być piękny. Że iluzja w teatrze jest fantastyczna i że jej właśnie widzowie wciąż oczekują. Chodzi za mną od lat "Makbet". Może wreszcie uda nam się z Leszkiem Mądzikiem go zrealizować? Dobrze nam się pracowało. Jego świat wyobraźni styka się z zewnętrzną stroną mojej dłoni. Tylko tak to potrafię określić. Jestem na etapie ciągłego poszukiwania, bo jestem osobą niespokojną, ale uporządkowaną i pewną siebie. Mogę na sobie polegać. Jako aktorka wiem, co potrafię i czego mogłabym się jeszcze nauczyć. Z miłością aktora do grania jest tak, jak z miłością dentysty do zębów. Leczy je, bo wie, że pacjent cierpi. I musi to robić dobrze. Ja też staram się wykonywać zawód dobrze. Najciekawszy etap pojawia się wtedy, kiedy chce się jeszcze szukać. Ja nadal chcę.

Próbuje Pani definiować siebie jako aktorkę?

- Nie. Gdybym spróbowała, to na pewno bym się przeraziła.

Jest w Pani chyba wiele sprzeczności?

- O tak, na pewno. I to daje mi siłę. Ten ciągły kocioł, który bulgocze w środku. Kompletnie nie interesuje mnie przeszłość, ani dalsza przyszłość. Żyję krótką perspektywą.

Nie boi się Pani starości bez finansowego zaplecza?

- Ja się w ogóle niczego nie boję i to jest straszny stan. Kiedyś mogę wpaść w sidła. Mam okropny charakter, prawda? A finanse? Po ojcu odziedziczyłam mieszkanie w świetnym punkcie, więc bardzo drogie. Zawsze przecież mogę się sprzedać wraz z mieszkaniem jakiemuś bankowi. Najpierw tylko muszę uprzątnąć bycze głowy, bo ich nikt nie będzie chciał. Co nie znaczy, że odpuszczam bykom. Nadal lubię je w życiu chwytać za rogi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji