Artykuły

Sukces "Scen miłosnych..." w Teatrze Dramatycznym

"Sceny miłosne dla dorosłych" w reż. Bogusława Semotiuka w Teatrze Dramatycznym w Elblągu. Pisze Ryszard Tomczyk w Tyglu.

Teatr Dramatyczny - o czym świadczą częste na ten temat wypowiedzi dyr. Mirosława Siedlera - nie kryje swego eklektyzmu, tj. godzenia w praktyce repertuarowo-artystycznej wielu różnych funkcji, zrozumiałego ze względu na wielorakość upodobań odbiorczych. Aliści przewagę od lat mają realizacje lżejsze gatunkowo, komediowe, co także zrozumiałe wobec przewagi odbiorców ukierunkowanych na rozrywkę. W tym też nurcie plasuje się już dziesiąta (i ostatnia) propozycja sezonu - "Sceny miłosne dla dorosłych" Zbigniewa Książka w prezentacji Małej Sceny.

Przyznam, że realizacją tą teatr mnie jednak zaskoczył i to pozytywnie, w sensie nie tyle repertuarowym, ile artystycznym. Komedia - a rzecz jest czymś pośrednim między komedią a widowiskiem typu wodewilowego a nawet kabaretowego - należy właśnie ze względu na swoją "lekkość" do najtrudniejszych gatunków dramaturgicznych - o czym doskonale wiedzą wszyscy ludzie teatru. Nieczęsto też trafiały się w Elblągu w okresie ostatnich - powiedzmy - 15 lat opracowania w tym zakresie w pełni zadowalające, tj. równie gładko prezentujące się pod względem wykonawczym, jak i równie bezpretensjonalne i dowcipne.

Sukces spektaklu o relacjach między miłością a seksem jest oczywistym sukcesem wziętego dziś dramaturga, scenarzysty oraz autora tekstów popularnych już piosenek. Rzecz stanowi nie pozbawioną głębszych odniesień komedię o seksie i miłości z właściwymi temu obszarowi życia relacjami, paradoksami, perturbacjami psy chologiczno-obyczajowymi, intymnymi pragnieniami, oczekiwaniami, uzmysłowieniami, złudzeniami i nie możnościami. Kilkuwątkowy tekst o zabawnym dialogu i ukorzenionych w "samym życiu" sytuacjach, np. znakomicie też i zawsze ironicznie puentowanych, jest inkrustowany dowcipnymi i wykonywanymi z brawurą piosenkami pod brzmienie usytuowanego na scenie pianina. Zaś rzecz "leci" na Małej Scenie teatru, wobec publiczności tym razem zasiadającej przy stolikach, co tworzy kameralną atmosferę wymiany m. aktorami a widzami i kędy (tzn. między stolikami), choć ciasnota, od czasu do czasu przeciskają się aktorzy w prezentacjach indywidualnych.

Summa summarum rzecz jest jednak zasługą teatru. Zatem reżyserii Bogusława Semotiuka ze Słupska (aktor teatralny i filmowy, pedagog teatralny szkoły łódzkiej) , jak i czwórki elbląskich wykonawców. Rzadko ogląda się w dzisiejszych teatrach Polski powiatowej poziom aktorski tak wyrównany. Widowisko urzeka pomysłowością i niebanalnością propozycji aktorskiej, jak i kulturą interpretacji - co istotne, jako że ze względu na tematykę i rodzime sposoby jej traktowania bardzo łatwo było tu np. o trywializację. Tętni temperamentem komicznym aktorów i energią wykonawczą, jest krwiste, choć pełne dyscypliny, toczy się lekko, rozgrzewając stopniowo publikę, jak wino sączone z kielichów postawionych na stolikach i po prostu bawiąc. Na inwencji aktorów kładę tu akcent, ponieważ i sam reżyser przyznaje w słowie programowym spektaklu: Nie narzucam jednak aktorom swoich wizji, staram się ich jedynie inspirować, traktując jako partnerów - bo właśnie od aktora wyprowadzam swój teatr...

Obsadę widowiska stanowią - od dłuższego czasu nieobecna na scenie - Irena Adamiak, Monika Andrzejewska, Tomasz Czajka oraz Mariusz Michalski. Tym razem znakomicie zużytkowują oni przyrodzone właściwości swych (objawionych w innych realizacjach scenicznych) temperamentów jak i właściwości fizycznych. Miałbym trudności w ustaleniu, komu z nich tym razem należałoby się szczególne wyróżnienie. Prawdopodobnie jednak zdecydowałbym się na Irenę Adamiak jako wykonawczynię najbardziej kreatorską, nad wyraz sprawną, pełną vis-comica, znakomicie pokonującą progi przeistoczeń (pełna kompleksów i tłumionego żaru żona lekarza seksuologa - gorejąca namiętnością przyjaciółka z lat młodości) oraz zabawną w prezentacji brzmiących z młodopolska piosenek kabaretowych. Nie zawodzi również Andrzejewska i jako ciekawa oraz spragniona nie dostarczanych jej przez małżeństwo doznań erotycznych i jako kochanka płacąca za swoją pełną złudzeń przygodę przykrymi, ale nieuniknionymi - co stanowi naturę życia - rozczarowaniami. Za znakomitą uznałbym sekwencję z jej utrzymaną w charakterystycznym wyrazie (co za uroda, kostium, poza etc.!) rolą prostytutki. Trudno wręcz uwierzyć, że jej zakompleksiona i wydeptujące poczekalnie gabinetów lekarskich dama a oszałamiająca w natarczywości córa Koryntu to propozycje sceniczne tej samej aktorki.

Tyle samo o rolach męskich. Przyzwyczailiśmy się już do repertuaru ról Tomasza Czajki, z powodzeniem grającego figury 2 asortymentu bohaterów raczej "szarawych", ociekających banałem i co najmniej nie heroicznych - bo i takiego emplois wymaga dramaturgia teatralna. Taką postacią w najwyższym stopniu jest grany tym razem sfilistrzony zoportunizowany i prymitywny żonkoś,. jak się okazuje - łasy na bezkarne i niezobowiązujące przygody erotyczne 2 przedstawicielkami płci, której zrozumieć nie jest w stanie. To znaczy jego Rysic, prowadzony jest tak, byśmy początkowe z dobrą wiarą i poprzez pryzmat metod} Freuda traktowali jego libido, by w sytuacji konkluzyjnej stanąć oko w oko z jakąś karykaturalną edycją prostaka, cynika i grubo-skórca , narzucającego już kwalifikacje natury moralnej. Cennym walorem widowiska jest bowiem to, że miłosne rozhowory boha terów służą nie tylko (chce się powiedzieć - nie tyle) beztroskiej, szampańskiej zabawie lecz i dyskursowi na temat miłości jako najważniejszej z cnót (także ewangelicznych!, która w każdym razie wbrew wesołkom nie jest wcale uczuciem kończącym się m określonej części ciała.

Z równą satysfakcją przyjmuję wraz ; odbiorcami Mariusza Michalskiego w cały garniturze figur męskich, znamiennych dla; rewiru klientów już to Pryapa, już to Wenery. Realizuje tu Michalski kilka wcieleń poczynając od nie wolnego od znamienne słabości wobec swej studentki profesora poprzez figurę buchającego samczym żaren męża swej rozluźniającej się żony. Gdzie po drodze znajdujemy równie znakomicie zagraną sceną z prostytutką w restauracji hotelowej, świetnie też choć przekorni spuentowaną zaskakującym rozwiązaniem Bo oto odpierający ataki uroczej ladacznicy nobliwy i nafaszerowany kategoryzmami moralnymi starszy pan, nieoczekiwanie zostaje zdemaskowany przez... kelnera, który przywołuje do obsłużenia pana senatora (a odprawiwszy kurewkę właśnie zdąża do swego stałego apartamentu) równie stał; reprezentantkę hotelowego fraucymeru. Te samej miary wykonawczej jest niezwykle dowcipna farsowa sekwencja (Michalski i Adamiak} spotkania po latach dwojga przyjaciół z groteskową próbą klecenia rozmowy na tematy intymne.

Interpretację tekstu we wszystkich przypadkach należy uznać za nad wyraz sprawną, trafną i konsekwentną w wyrazie komediowo-farsowym, widowisko zaś za dowcipne, żywe, zwarte i pełne dynamiki. Brak miejsca nie pozwala tu na szersze dywagacje dotyczące poszczególnych rozwiązań sytuacyjnych i pomysłowości aktorów. W każdym razie realizacja to pełna wdzięku i godna najlepszych scen kraju, co zapewne przyznają odbiorę), którzy odbiorą ją wśród lata - do czego teatr tym razem nie bez powodów zachęca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji