Artykuły

Pod przetrąconą Gwiazdą Dawida, czyli Moscow 52

"Pieśni nad Pieśniami - Moscow '52" - koncert w wykonaniu André Ochodlo w Teatrze Atelier w Sopocie. Pisze Tadeusz Skutnik w Dzienniku Bałtyckim.

Międzynarodowe Spotkania z Kulturą Żydowską tego lata rozpoczęły się od "wysokiego C". Na początek - wieczór gwiazd. Wspólny koncert w Krzywym Domku takich znakomitości, jak amerykański kwintet żeński Divahn, krakowski kwartet męski Kroke i dzielnie im sekundujące Trójmiejskie Trio Klezmerskie.

Oczywiście: można pogrymasić trochę na naszpikowanie elektroniką koncertu Kroke, ale wydatny brzuszek Galeet Dardashti - liderki Divahn, w zaawansowanej ciąży - w pełni rekompensował niewymuszoną naturalnością elektroniczne awanse Krakusów. Była to uczta muzyczna najwyższego lotu.

Gdyby nie tragedia pod Grenoble i żałoba narodowa, niemal nazajutrz czekało nas kolejne "danie" tej uczty, niestety o dwa dni odsunięte. Mówię o światowej premierze recitalu André Ochodlo w międzynarodowej oprawie muzyczno-myślowej "Moscow 52". Anonsowany jako wydarzenie - wydarzeniem rzeczywiście był.

Złożyła się na to poezja zamordowanych w 1952 r. poetów żydowskich (stąd w scenografii Marty Roszkopf przetrącona Gwiazda Dawida), muzyka Ewy Korneckiej, jej aranżacje i wykonanie przez zespół Geralda Preinfalka i - oczywiście - dramatyczne śpiewy Andre Ochodlo. Zamienione w pieśni wiersze, które miały być zamordowane razem z ich autorami.

Do grona wskrzesicieli naumyślnie zapomnianego fragmentu historii komunistycznej Rosji trzeba koniecznie dodać hipnotyzujący głos Marty Roszkopf, odczytującej na żywo polskie tłumaczenia wierszy śpiewanych przez Andre w jidysz. Jest to głos ze starej, zdartej płyty, z chrobotami, obcym akcentem - zaiste głos z innego świata, którego już nie ma, a który - dzięki sztuce - jednak jest.

Zdumiewające rzeczy pisali ci poeci, jakby przeczuwając, że wkrótce dopełni się ich los. Słychać takie frazy, jak te o zabieraniu do grobu swojej "kochanki muzyki", razem z "czaszką dziurawą (!), która jest państwowym mieniem". Jak te o pochodzie martwych kobiet w szynelach; "w ich oczach lodowe kryształy". Jak te o Aniele Śmierci, idącym nocą przez Moskwę z podniesioną wysoko kosą Jak wreszcie arcysmutne pytanie Isi Charika: "Czemuż od ludzi uczyłem się śpiewać", czemu w ogóle śpiewam, a nie jestem prostym szewcem? Takie wiersze, pisane w Moskwie AD 1952, były już nie igraniem z losem; były podpisywaniem na siebie wyroków śmierci.

Jeśli czegoś w tym wspaniałym oratorium ku pamięci pomordowanych poetów brakuje, to jaśniejszego akcentu, promyka nadziei. Przecież nie same martyrologiczne wiersze musieli pisać Perets Markish, David Hofshetyn, Itzik Feler, Lejb Kvitko, Chaim Bender czy Isi Charik. Ochodlo zaś wybrał tylko takie. Jedyny, w którym pojawia się szansa na lżejszy akcent, w erotyku, gdzie mowa o zdumionej róży leżącej na stole - Ewa Kornacka tekst przywołała do porządku martyrologicznego. Szkoda.

Co jeszcze przed nami? Dziś i jutro: koncerty klezmerów jazzujących i rockujących, pokazy współczesnego kina żydowskiego i prac Hanny Kośmickiej "Śladami Chagalla". W środę - recital Erwina Schoenhausera i na zakończenie znów dwa mocne uderzenia: recital Eszter Biró (jedyny, w czwartek!) oraz trzy koncerty Andre Ochodlo "Shalom Live". Wszystko w Krzywym Domku, a na ostatek przysmaki kuchni żydowskiej w foyer Atelier, 5 sierpnia późnym wieczorem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji