Artykuły

Operowy byk ostatecznie dobity

"Carmen" w reż. Lecha Majewskiego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Katarzyna K. Gardzina w Życiu Warszawy.

Po "Rigoletcie" w Teatrze Wielkim wznowiono kolejny operowy hit. "Carmen" Bizeta wróciła na stołeczną scenę w inscenizacji z 1995 roku w reżyserii Lecha Majewskiego, scenografii Janusza Kapusty i kostiumach Hanny Bakuły.

Tę niezbyt udaną inscenizację znamy od lat. Pozostaje więc pytanie o jakość muzyczną obecnego wznowienia.

Kierownictwo muzyczne spektaklu powierzono José Marii Florencio, który wrócił do wersji ze śpiewanymi recytatywami. Orkiestra pod jego batutą grała lekko, kilka drobnych kiksów nie zepsuło odbioru. Miało się jedynie wrażenie, że tempa czasami były zbyt szybkie, co ujęło niektórym fragmentom dramatyzmu. Orkiestrowe tutti w kilku momentach mogłoby też mieć większą siłę emocjonalną i trochę niezbędnego patosu. Z dobrej strony zaprezentował się chór przygotowany przez Bogdana Golę. Szczególnie ładnie wypadł finał drugiego aktu rozgrywający się w tawernie Lilasa Pastii.

Do partii solowych wybrano artystów rozporządzających solidnym materiałem głosowym. Szkoda, że większość z nich nie umiała się nim posłużyć na tyle, by można było mówić o poprawnym śpiewaniu. W roli tytułowej słuchaliśmy Elżbiety Kaczmarzyk-Janczak. Artystka wchodziła w skórę Carmen stopniowo, na początku tak w śpiewie, jak w grze zbyt wulgarna, z czasem stawała się coraz bardziej naturalna. Szkoda, że śpiewaczka ucina frazy, prawie żadnej nie kończąc, rzadko udaje się jej uzyskać płynność śpiewu, na czym traci melodyjność partii. Występujący jako Don Jose Włoch Mario Leonardi ma głos jak dzwon, ale zupełnie nie potrafi go wykorzystać. Śpiewa jednostajnie, a podczas wieczoru wznowieniowego zdarzało mu się tracić kontrolę nad głosem i fałszować.

Podobnie było z Agnieszką Wolską, doświadczoną śpiewaczką o pięknym sopranie. W duecie z Don Jose pogubili się oboje artyści, a głos Wolskiej w wielu momentach nieładnie filował i wibrował. Na występ Mikołaja Zalasińskiego jako Escamilla szkoda słów. Popularną arię toreadora zwyczajnie wykrzyczał.

Jeśli więc to przyzwoita strona muzyczna spektakli ma być najważniejsza w Operze Narodowej kierowanej przez Janusza Pietkiewicza i Ryszarda Karczykowskiego, to oczekujemy znacznie, znacznie więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji