Artykuły

Jaki będzie VI Festiwal Dialogu Czterech Kultur?

Łódzka impreza nie jest już ani młoda, ani jeszcze stara. Ma najlepszy czas, żeby się zmieniać i rozwijać. Plan jest taki, żeby festiwal ewoluował jeszcze odważniej w stronę wydarzenia międzynarodowego. Jesteśmy przecież w UE. Pora pomyśleć o Łodzi nie tylko jako mieście czterech kultur, ale polikulturowym miejscu w środku Europy - mówi Piotr Trzaskalski, dyrektor Festiwalu Czterech Kultur.

Szósta edycja festiwalu zacznie się 31 sierpnia i potrwa do 9 września. Jak co roku na program złożą się wydarzenia z bardzo różnych dziedzin: koncerty muzyki klasycznej, jazzowej, rozrywkowej i etnicznej, spektakle teatralne, projekcje filmowe, wystawy i naukowe konferencje, jak i parady uliczne, spotkania klubowe... Tym razem jako gwiazdy muzyczne wystąpią m.in. Barbara Hendricks i Lwowska Orkiestra Symfoniczna z Ukrainy. Największym wydarzeniem teatralnym ma być spektakl "The father" The Cameri Theatre z Tel Awiwiu. Teatr im. Szaniawskiego z Wałbrzycha pokaże sztukę Gombrowicza "Iwona, księżniczka Burgunda", a Teatr z Omska "Ożenek" Gogola. Łódzki Jaracz przygotowuje "Powrót idioty" wg Dostojewskiego, Nowy "Zabawy na podwórku" Mazya i "To wszystko miłość" Ayckbourna, a Wielki - "Hrabinę" Moniuszki. Zaplanowano też wystawę fotografii Evy Rubinstein oraz przegląd twórczości Zbigniewa Rybczyńskiego, laureata pierwszego polskiego Oskara, reżysera filmów animowanych. Szczegółowy program organizatorzy przedstawią w sierpniu.

Rozmowa z reżyserem Piotrem Trzaskalskim, dyrektorem artystycznym imprezy

Krzysztof Kowalewicz: Przypuszczał Pan, że kiedykolwiek w życiu zostanie dyrektorem?

Piotr Trzaskalski [na zdjęciu]: Dyrektor to moja funkcja wynikająca z zawodu reżysera, ale nigdy nie myślałem, że na dodatek zostanę jeszcze stricte dyrektorem. Podchodzę do tego festiwalu i dyrektorowania w ten sam sposób, jak robię filmy. Najpierw staram się dokonać maksymalnie dobrego wyboru z puli nazwisk, które są osiągalne dla nas finansowo, czyli robię coś na zasadzie castingu. Potem ustalam kolejność, czyli piszę scenariusz. W końcu montuję, czyli układam zdarzenia według pewnego porządku tematów czy nastrojów. A na koniec, tak jak w przypadku filmu, towarzyszyć mi będzie już tylko nadzieja, że projekt spodoba się publiczności.

Przyjął Pan propozycję ze względu na to podobieństwo zajęć reżysera i szefa artystycznego imprezy?

- Nie było tak łatwo. Wahałem się, bo lubię robić to, na czym się bardzo dobrze znam. Na razie nie przeceniałbym mojej roli. Dyrektor artystyczny to spiritus movens przedsięwzięcia, ale nie wszystko zależy wyłącznie od niego. Zanim przyjąłem zaproszenie do przygotowania imprezy sporo rzeczy zostało wcześniej ustalonych, bo program festiwalu powstaje przez cały rok. Zacząłem brać udział w konstruowaniu imprezy, kiedy część klocków była już poustawiana. To jednak nie przeszkadzało, żeby mógł nadać całości pewien osobisty charakter.

Co Pan doda Pan od siebie do już ułożonej części programu?

- Niezbadanym dotąd w pełni obszarem "czterokulturowym" jest folk, czyli muzyka i kultura związana z podstawowymi "ludowymi", trendami w muzyce. Ten temat moim zdaniem dotychczas na festiwalu nie został dostatecznie wyeksponowany, choć był oczywiście obecny w poprzednich edycjach. Dlatego na ten festiwal przyjedzie do Łodzi wiele grup patrzących bardzo różnie na problem tradycji w muzyce.

Niemal każdy organizator swoją kilkudniowa imprezę już nazywa festiwalem. A co faktycznie potrzeba Pana zdaniem, żeby móc się szczerze posługiwać tym terminem?

- Dla mnie weryfikacją każdej imprezy, która chce się nazywać festiwalem, jest jej długość istnienia w kulturze. Np. duże festiwale filmowe są potężne, bo przez lata obrastają w legendę. Łódzka impreza nie jest już ani młoda, ani jeszcze stara. Ma najlepszy czas, żeby się zmieniać i rozwijać. Plan jest taki, żeby festiwal ewoluował jeszcze odważniej w stronę wydarzenia międzynarodowego. Jesteśmy przecież w UE. Pora pomyśleć o Łodzi nie tylko jako mieście czterech kultur, ale polikulturowym miejscu w środku Europy. Dyrektor Maciej Okuński już zainteresował łódzką imprezą stronę austriacką i niemiecką. Chcemy włączać też kolejne kraje unijne. Moim zdaniem nadeszła najwyższa pora, żeby Polacy nauczyli się żyć w Europie. Nie chodzi tutaj przecież o znajomość jakiegoś zachodniego języka, tylko umiejętność bycia w świecie. Europejczyk to nie kosmopolita, tylko człowiek świadomy wielokulturowości. Łódź nigdy nie będzie Paryżem czy Lizboną. To oczywiste. I nie to jest jej zadaniem. Jest inna i w tym jej wielki atut. Tak jak Wrocław czy Poznań może się idealnie wpisywać w tę nową, tworzącą się europejską mapę kultury. Jesteśmy przecież świetnym przykładem mieszania się kultur i estetyk, które w gruncie rzeczy mają jeden wspólny wyraźny korzeń. W tym widzę ogromną zaletę Łodzi, to miasto od zarania było europejskie i tak powinno - między innymi dzięki Festiwalowi Dialogu Czterech Kultur - być postrzegane.

Jako łodzianin z pewnością przyglądał się Pan festiwalowi przez lata. Co stanowi jego mocne strony, a jakiego potencjału dotychczas nie wykorzystano?

- Nie chcę mówić o negatywnych stronach i na tym zbijać kapitał. Każda kolejna edycja posuwała imprezę naprzód. Mam nadzieję, że obecna edycja wpisze się w dotychczasową historię. Trzeba mieć świadomość, że ruszanie z każdym nowy projektem przypomina chodzenie po polu minowym. Zawsze istnieje ryzyko, ale ono jest przecież wpisane w każdą działalność, którą potem weryfikuje widz.

Przez lata tytułowe słowo dialog budziło największe emocje na festiwalu. Czy zaproszenie artystów z różnych krajów to już dialog? Moim zdaniem publiczność powinna być świadkiem artystycznej interakcji?

- Próbujemy tak działać już w tym roku. Grzegorz Wiśniewski adaptuje tekst młodego niemieckiego dramaturga ("Brzydal"), przyjeżdża teatru "Cameri" z Izraela, który zaprezentuje swoje spojrzenie na dramaturgię Strinberga ("Ojciec"). Przyszłoroczny festiwal jest planowany jako "edycja koprodukcji". Myślimy o spektaklach czy innych wydarzeniach, przy których mają pracować międzynarodowe składy realizatorów. Nie można wymagać wielu takich punktów programu, bo to są rzeczy trudne w realizacji ze względów czysto logistycznych.

Czy za 3 mln złotych można robić pomysłową imprezę? Czy finanse w tym przypadku są decydujące?

- Pieniądze są zawsze ważne. Już mogę obiecać, że najbliższy festiwal nie będzie gorszy od poprzednich. Ma swoje gwiazdy i mam nadzieję, że łodzianie równie masowo się w niego włączą jak w latach ubiegłych.

Są naciski na dyrektora, żeby kogoś dopisać do programu?

- Nie (śmiech). Chyba, że sam naciskam zapraszając kogoś do uczestnictwa. Nie mamy bajońskiego budżetu, ale też nie narzekamy. Bardzo pomagają nam władze miasta. Mamy naprawdę pełne wsparcie "duchowe" i " materialne". Może za rok wspomogą nas do tego środki z funduszy unijnych i będzie jeszcze lepiej.

Na razie sprawdzi się Pan tylko przy jednej edycji, czy zostanie na dłużej szefem artystycznym festiwalu?

- To łodzianie zweryfikują moją użyteczność. Jeżeli impreza okaże się sukcesem, zostanę. W przeciwnym razie przyjdzie ktoś inny. Lepszy.

* **

Piotr Trzaskalski ukończył reżyserię w łódzkiej szkole filmowej w 1992 r. Zrealizował dwa filmy fabularne: "Edi" (2002 r.) i "Mistrz" (2005 r.). Pierwszy z nich obsypano nagrodami na festiwalach na całym świecie: Berlin, Karlovy Vary, Split, Gdynia, Konin, Tarnów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji