Artykuły

Przeciw nieautentyczności

Eustachy Rylski, autor jedne­go z najciekawszych debiutów prozatorskich ostatnich lat ("Stankiewicz. Powrót"), twór­ca już wystawionej w telewizji sztuki "Chłodna jesień", zapre­zentował w teatrze poniedział­kowym swój kolejny utwór - "Zapach orchidei" przezna­czony dla Kazimierza Kutza, który właśnie spektakl wyreży­serował w Krakowie.

Rzecz jest pomyślana intrygu­jąco, ma wyraźnie dwie warst­wy: dotyczy materii polityki i tzw. filozofii życia, sposobu egzystencji. Obserwujemy tu właściwie grę trzech różnych postaw (ponieważ postać portu­galskiego dyplomaty, czy raczej pseudodyplomaty, stanowi po­zycję niejako pomocniczą).

Główny bohater, Morawiecki, przewodniczący stowarzyszenia chrześcijańsko-narodowego, którego poznajemy najpierw jako purytanina i ascetę, przeżywa swoistą metamorfozę - nie tylko ulega nagle pokusie, ale za­czyna się nią, delektować, wy­bierze z pewną ostentacją nowy model życia, świadomy kosztów tej decyzji. Dysponentką pokusy jest dziewczyna uosabiająca ów zawarty w tytule "zapach orchidei" - świat doraźnych, emocji , wypełniony seksem i cielesnoś­cią. Najbardziej zagadkowa po­stać to stryj Morawieckiego - Ksawery, legendarny, przywódca z czasów okupacji, który zręcznie odgrywa przed nim ro­lę franta i lekkoducha, lecz po jego śmierci okazuje się, że to tylko pozór, że mając istotnie heroiczną przeszłość spędził re­sztę życia w Kanadzie jako spo­kojny pracowity i zamożny człowiek interesu. W tym portrecie autor wykazał chyba najwięcej umiejętności obserwacji, a zarazem zmysłu paradoksu.

W politycznym planie sztuka ukazuje nasze wczoraj - Mora­wiecki lawiruje (do czasu) mię­dzy władzą (jeszcze socjalistycz­ną) a Kościołem. Ale stereotyp przykładnego katolika, męża i ojca rodziny, staje się tylko warstwą nieautentyczności, kos­tiumem czy kamuflażem. Mó­wiąc o tych sprawach tekst ma ostro satyryczny charakter. Drwi bez pardonu z wszystkiego, co udawane i mistyfikatorskie.

Świetnie wspiera tu autora kreujący rolę Morawieckiego Jan Peszek, który w jednym i drugim wcieleniu nie budzi wątpliwości, jest zadziwiająco elastyczny, w pełni absorbuje uwagę widza. Dziewczynę bez kompleksów zagrała swobod­nie, a unikając szarży Anna Maj­cher. Najbardziej wieloznaczną postać stryja zbudował przekonująco z godną odnotowania na­turalnością - Igor Śmiałowski.

Reżyser Kazimierz Kutz po­prowadził aktorów sprawnie i czysto, nie przerysowując cha­rakterystyk, pamiętając cały czas o potrzebie zachowania pełnej równowagi między wars­twą polityczną a rodzajową utworu. Przedstawienie dowo­dzi, że można i warto mierzyć się, ze współczesnością na małym ekranie. Niekoniecznie w tona­cji panegirycznej. Zwłaszcza w sztukach o wymiarze bardzo kameralnym jest na to miejsce. Nawet, jeśli końcowa pointa spektaklu wydaje się mocno dwuznaczna. Zarówno katolicka ortodoksja bohatera, jak i jego wyzwolona autentyczność nie budzą przecież aprobaty ze stro­ny widza. Pozostaje jeszcze wie­le pytań. Ale w tym tkwi rów­nież wartość całej prapremiery "Zapachu orchidei".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji