Mam o co walczyć
W piątek 10 grudnia Aleksandra Kurzak zaśpiewa w Metropolitan Opera partię Olimpii w Opowieściach Hoffmana. - Jestem szczęśliwa, że nasza artystka robi tak błyskotliwą karierę - mówi EWA MICHNIK, dyrektor Opery Dolnośląskiej.
"Leszek Pułka: Nie żal Pani utraty takiego talentu?
Ewa Michnik [na zdjęciu]: Jestem pewna, że Ola jeszcze we Wrocławiu zaśpiewa. Ale dla młodziutkiej artystki rola w Metropolitan Opera czy kontrakt z Covent Garden, bo i tam Ola wystąpi, to znakomity początek światowej kariery. Wyobraża pan sobie, że mogłabym zapewnić Oli warunki finansowe lepsze niż Amerykanie.
Nadal mizeria w teatralnej kasie?
- Dotacja państwa nie wystarcza na pokrycie kosztów stałych i na taką pracę artystyczną, jaką chcielibyśmy wykonywać. Pod względem artystycznym i organizacyjnym stać nas na ponad dwadzieścia spektakli w miesiącu, gramy kilka, by ograniczyć koszty. To groźny paradoks: prowadzenie teatru jest najtańsze, gdy niczego się w nim nie gra. Efekt - to powolna śmierć teatru.
To błędne koło.
- Konieczność. Mamy w repertuarze kilkadziesiąt tytułów operowych i baletowych, ale przejmując wyremontowane części budynku, zwiększamy koszty jego utrzymania, a dotacja państwa dla Urzędu Marszałkowskiego tego nie uwzględnia. W tym roku nie będzie dramatu, jeśli otrzymamy obiecaną dotację z rezerwy budżetu Rady Ministrów. Gdybyśmy tych 2 milionów złotych nie otrzymali, nie przeżyjemy.
Za co będzie Pani produkować nowe spektakle?
- Postaramy się o sponsorów.
Skomentuje Pani ucieczkę KGHM od sponsoringu opery?
- Nie rozmyślam o tym. Moim zdaniem to błąd. W Europie tak się nie buduje prestiżu firmy.
W przyszłym roku będzie lepiej?
- Musimy tak zaplanować przyszłoroczny budżet, aby przejąć gotowy już budynek, a potem utrzymać gmach i zespół. W tym tygodniu będę rozmawiać o budżecie z marszałkiem.
Widać koniec remontu?
- Tak. Wykonawcy przyspieszyli. Remont ma być ukończony z pieniędzy budżetu państwa i europejskich funduszy strukturalnych. Ale słyszałam już tyle zapowiedzi. Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.
Jeśli się uda?
- To 8 września 2005 r. ze względów historycznych zagramy w odnowionym budynku Halkę Moniuszki. W 60. rocznicę powołania we Wrocławiu polskiej opery. Na starych fotografiach z 1945 r. widać wśród ruin i zwałów cegieł ścieżki wydeptane ku operze. Tamtędy szła publiczność na pierwszy powojenny spektakl. To ważna data. Dlatego chcemy wystawić właśnie Halkę.
Coś się udało?
- Foyer i widownia. Będą jednymi z najefektowniejszych obiektów teatralnych w Polsce. I to, że nasz chór, niezatrudniony przy realizacji pierwszej części tetralogii Wagnera, pracował w ubiegłym roku nad utworami z repertuaru a cappella. Małgorzata Orawska świetnie prowadzi zespół. Na otwarcie sezonu chór zaskoczył muzykologów i publiczność. Śpiewa teraz zupełnie inaczej niż tradycyjne chóry operowe. To już nie jest równo i głośno. Zachwycili nie tylko mnie wykonaniem tej trudnej i pięknej muzyki.
Co z premierami?
- Najbliższa 16 października. Wystawimy Walkirię Wagnera. Pierwszy spektakl zaśpiewamy w obsadzie niemieckiej. W piątek 22 października, druga premiera - w obsadzie polskiej. Z ciekawostek - to nasz pierwszy spektakl, który trwa sześć godzin.
Ktoś to wytrzyma?
- Będą dwie przerwy. Ustawimy wokół Hali Ludowej namioty, w których w przerwie widzowie będą próbować potraw kuchni bawarskiej i polskiej. Jedne potrawy będą tanie, inne wyszukane. Widzowie, których stać na bilet za 20 zł, będą mogli jeść pyszną grochówkę z chlebem i kiełbasą. Zamożniejsi golonkę po bawarsku z wykwintną kapustą. Niektóre z tych potraw ugotuje na oczach publiczności sam Robert Makłowicz. Każdy po biesiadzie będzie mógł jeszcze pospacerować po parku wokół Hali.
Nie wszystkie kobiety zachęci dość ciężka kuchnia bawarska.
- Zapraszamy także na słodkości w uroczej kawiarence. Małgorzata Słoniowska przygotowuje już wystrój holu - będzie m.in. udekorowany stojakami z kostiumami teatralnymi.
Ma Pani o co walczyć?
- Oprócz rozsądnego budżetu opery na 2005 r. powalczę jeszcze o teatr letni na pergoli nieopodal Hali Ludowej".