W drodze
Rozśpiewaną chatę Wyspiańskiego zastąpił psujący się co chwilę autobus. Weselników - polscy pielgrzymi wędrujący po świętych miejscach Europy. Legnicki spektakl to szkic do portretu społeczeństwa na koniec wieku.
"Wesele raz jeszcze" Marka Pruchniewskiego, którego premierę zobaczyliśmy w sobotę w legnickim Teatrze im. Modrzejewskiej, jest jak piękny obraz. Bardzo starannie zrealizowane, poczynając od strojów niczym z domu ekologicznej mody (len w różnych zestawieniach), a skończywszy na grze zespołu aktorskiego.
W takim spektaklu, gdzie społeczeństwo obrazuje grupa katolickich pielgrzymów, bardzo łatwo jest przerysować całość. Reżyserowi Pawłowi Kamzie udało się nikogo nie obrazić. Pewnie dlatego, zabrakło w sztuce choć kilku ostrych słów. Pielgrzymkowym autobusem wyrusza w podróż po Europie grupa z Polski. Właśnie "w podróż", a nie "na pielgrzymkę", bo nie wszyscy mają "pielgrzymkowe" intencje. Lakiernik Pan Staszek (Janusz Chabior), kiedyś kierowca milicyjnej "suki", pojechał, bo tak chciała żona. Bo jemu już jest wszystko jedno. I na pielgrzymce może się napić, zwłaszcza że znajdzie do tego kumpli.
Wśród podróżników jest młodzież w postaci nastoletniego Jerzyka (Marek Sitarski) i żyjących w luźnym związku Młodej i Młodego (Ewelina Gronowska i Tomasz Sobczak). Widzimy, że nie bardzo wiedzą, czego chcą w życiu. Jerzyk ma nierealne marzenia: "Chciałbym być Murzynem, grać na banjo i mieszkać na ulicy". Dla oazowiczki Strzelistej (Joanna Gonschorek) celem w życiu jest dążenie do świętości. Dlatego wiele wymaga od siebie i innych. Zdominowana przez nią koleżanka, Prawdziwa (Katarzyna Dworak), pełna miłości do Boga i ludzi (przez cały czas uśmiechnięta!), szuka swego powołania.
Autobusem jadą też starsi. Matka Jerzyka (Anita Poddębniak), samotnie wychowująca syna, znajdzie na pielgrzymce kogoś miłego sercu. Nie na tyle jednak, żeby się zaangażować. Jest zgorzkniała, a miłość życia ma już za sobą. Jest dwóch księży. Jeden - brat Jacek (Przemysław Bluszcz) - to prawdziwy święty. Drugi - ksiądz Jurek (Paweł Wolak) - miota się między wątpliwościami. Jest też Artystka (Izabela Noszczyk), komentująca rzeczywistość słowami z "Wesela".
Większość pielgrzymuje ze swoimi koszmarami. Brat Jacek za czasów komuny podpisał coś, czego nie powinien podpisywać, bo zabrakło mu odwagi. Ksiądz Jurek kochał kiedyś kobietę i boi się, że to jego syna ona wychowuje sama. Pan Staszek był milicjantem i jego żona (Małgorzata Urbańska) nie może o tym zapomnieć. Artystce ciąży choroba matki i własny brak wiary, a Pan Wiśniewski (Dariusz Maj) nie może pogodzić się ze śmiercią ukochanej kobiety.
Żaden z pielgrzymujących nie znajdzie ukojenia. Tylko brat Jacek odważy się wreszcie powiedzieć prawdę i dzięki temu odzyska godność.
Pawłowi Kamzie udało się stworzyć spektakl zespołowy. Aktorzy nie usiłują pokazać się na siłę, ale tworzą wspólnie zgrany zespół. Świetny ruch sceniczny stworzył Leszek Bzdyl.
I tylko żal, że w spektaklu współczesnym, nadążającym za otaczającymi nas zmianami, nie padło ani jedno mocniejsze zdanie o tym, co się wokół nas dzieje. O kraju i jego mieszkańcach.
Może ludzie są rzeczywiście tacy rozmemłani, nieostrzy, nieinteresujący? Może rzeczywiście nic - poza grzebaniem się we własnych duszyczkach - ich nie obchodzi? W końcu jadąc przez Europę, mogliby choć wspomnieć o Bałkanach albo polskiej biedzie. Może tego nie widzą. Albo widzieć nie chcą.