Artykuły

Gorąca teatralna ulica

XX Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych w Krakowie podsumowuje Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

XX Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych W poniedziałek późnym wieczorem zakończył się XX Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych. Jako ostatni wystąpił ukraiński teatr Woskriesinnia z "Wiśniowym sadem" Czechowa - w wersji ulicznej.

Jerzy Zoń, dyrektor festiwalu, mawia, że ulica pomieści wszystko. Wielkie widowiska i klauna solistę, zabawę i powagę, teatr dla dzieci i dla dorosłych. Taki też był tegoroczny program festiwalu. Choć tropikalne upały przegradzane deszczem nie sprzyjały koncentrowaniu się na sztuce, uliczne spektakle miały licznych wiernych i wytrwałych widzów. Popołudniami prezentowali się artyści operujący formami kameralnymi, wieczory zarezerwowane były dla wielkich widowisk z ogniami, fajerwerkami i machinami. Niestety, trzeba było czasami wybierać - między Rynkiem Głównym a placem Szczepańskim, między "Daimonionem" a "Quixotage", między "Don Kichotem" lalkowym na Rynku a "Don Kichotem" aktorskim na dziedzińcu Collegium Medicum.

Główny bohater tegorocznego festiwalu, Don Kichote, najciekawiej zaprezentował się w wersjach polskiej i włoskiej - teatru KTO i teatru Nucleo. Włoski spektakl był bliższy powieści Cervantesa - pokazał kilka przygód rycerza z La Manchy, w tym tę, która stała się ikoną, czyli walkę z wiatrakiem. W tym przedstawieniu było wszystko, czego oczekuje się od teatru ulicznego - aktorzy, którzy zachwycą sprawnością fizyczną, zatańczą, zagrają i zaśpiewają, poczucie humoru, może grube i jarmarczne, ale celne, a nawet trochę wzruszenia i liryzmu. No i trochę ognia, bo bez ognia się nie da... Polski Don Kichot był współczesny, a od swego pierwowzoru wziął tylko charakter marzyciela, dużego dziecka. A przedstawienie było poetyckie i melancholijne, choć z ogniem - również tym prawdziwym.

Czechow w wersji ulicznej - ten pomysł wydawał się ryzykowny. Słusznie, bo to, co pokazał teatr Woskriesinnia, nie było ani dobrym teatrem ulicznym, ani dobrym Czechowem. Fabuła "Wiśniowego sadu" jest wątła i niezbyt nadaje się do opowiadania pantomimą, lepszym materiałem byłaby tu bajka o niewinnym dziewczęciu, złym czarowniku i zaczarowanym lesie, bo jakoś w tę stronę zmierzał spektakl. Może wtedy na miejscu byłyby szczudła, ogień, fajerwerki, maski i cyrkowe popisy, z trudem ożywiające snującą się bez końca (i bez emocji, za to z ambicjami) opowieść.

Od takiego niby-Czechowa zdecydowanie wolę występy klaunów - i energicznego Enano, który potrafił wciągnąć do swoich nieskomplikowanych zabaw i dzieci, i dorosłych (a czasami miał wręcz nadmiar chętnych do pomocy), i melancholijną parę Die Aussenseiter. Prosty, niczego nieudający teatr służący zabawie, niewypierający się swego jarmarcznego rodowodu.

Na zdjęciu: Teatra Sarruga.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji