Artykuły

Co w rosyjskiej duszy gra?

Takiego festiwalu Olsztyn jeszcze nie widział. O IV Festiwalu "Na pomostach. Demo-Ludy" pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.

Mówi się do trzech razy sztuka. A tegoroczny festiwal "Na pomostach. Demo-ludy" to czwarta odsłona imprezy i zdecydowanie najlepsza. Dlaczego? Bo w tym roku nie wysypano spektakli z worka, ale imprezie nadano formułę. Bo oto "Pomosty" jak nigdy połączyły teatr polski ze sztuką Środkowej i Wschodniej Europy. Wcześniej akcentów tego typu nie brakowało, ale były one dodatkiem do spektakli plenerowych i ulicznych parad. W tym roku w końcu impreza wypłynęła na szerokie wody.

Jak można podsumować czwartą edycję? Na język nasuwa się jedno słowo - smutek. A to zdegenerowani bohaterowie, a to gorzka rzeczywistość, aż wreszcie potok przekleństw odbijających się echem bólu istnienia. Można więc tu postawić wspólny mianownik, a pod nim stwierdzenie, że rosyjska dramaturgia - ta współczesna oczywiście - nie ucieka od trudnych tematów. Ale nie roztrząsa tragizmu. Wręcz przeciwnie - obraz życia prezentuje często w krzywym zwierciadle. Bo w teatrze tamtych stron nie brak groteski, absurdu, wskazywania palcem i wystawiania języka.

Powtórka z rozrywki

Największą atrakcją tegorocznego festiwalu były przedstawienia zaserwowane przez białoruski Swobodnyj Teatr. To grupa zakazana w swoim kraju, więc możliwość obejrzenia "spektakli wygnanych" daje do myślenia. Biorąc pod uwagę polskie doświadczenia z czasów PRL - z odczytaniem treści nie było problemu. Bo Swobodnyj Teatr to "polska powtórka z rozrywki". Oczywiście nie ujmując nic poważnej sytuacji na Białorusi. Dwa spektakle, jakie olsztyńska publiczność miała okazję obejrzeć, nie wstrząsnęły swoją formą. Dużo w nich krzyku, prostych scen i metaforycznego walenia pięścią w stół, by odezwały się nożyce. Nie brak było też ciętych słów i historii, które mogą, a właściwie muszą wstrząsnąć. Jednak nie można powiedzieć, że przeszły one bez echa. Nie bez kozery w Olsztynie pojawiły się jeansy będące symbolem wolności.

Nie bez przyczyny Nikołaj Chalezin swój monodram nazwał właśnie "Pokoleniem jeans". Bo co jak co - ale to właśnie amerykański wynalazek narobił wiele zamieszania. I jeśli ciągnąć temat smutku - nie jest do śmiechu, gdy pomyśli się, że na Zachodzie nie było rzeczy niemożliwych, zakazanych, a za "żelazną kurtyną" był zakazany owoc. I nie można było nawet porządnie się wykrzyczeć. Bo władza czuwa, władza radzi - władza nigdy cię nie zdradzi. I czy ta historia nie jest nam - Polakom - dobrze znana?

Niejeden rodak aż cały się ślinił, gdy mógł ubrać się w jeansy, przejść się z reklamówką i sączyć coca-colę jak ambrozję. Niejeden dumny był z płyt "Toczących się kamieni" i "Żuków", które dekorowały komunistyczne lakierowane regały i koloryzowały odgłosy codzienności. Niejeden w końcu obcierał pot z czoła wynikający z represji ze strony państwa. Nie wspomnę już o więzieniu, o bohaterskich aktach zwrócenia uwagi na niedolę ludu. Więc dziś białoruska współczesność niczym nie różni się od minionej Polski Ludowej. W piwnicy olsztyńskiego zamku do głosu doszła historia. Nasza i wasza - białoruska. Z tym, że czasy trochę inne. Polska już to przeszła. Teraz do głosu dochodzi "pokolenie kawy z automatu". Jednak u nas oddech komunizmu wciąż czuć za plecami.

Chalezin mówi wiele. Zaczyna zabawnie, przekornie, sentymentalnie, a kończy małą rewolucją jeansową - flagą z koszuli jeansowej, ale jednak kończy z ręką w nocniku. Między innymi opowiada historię czeskiego studenta Jana Palacha, który podpalił swoje ciało w proteście przeciwko agresji Układu Warszawskiego i powszechnej apatii czeskiego społeczeństwa. Czyżby najlepszym wyjściem z sytuacji było spalenie się, spalenie w sobie uciemiężonej świadomości albo po prostu wypalenie się?

Drugim spektaklem z Białorusi był "Być jak Harold Pinter". Tu też nie zabrakło smutku, jaki rodzi się z różnego rodzaju przemocy. I ze smutku, jaki towarzyszy przeobrażeniu postaci fikcyjnych w autentyczne - w białoruskich więźniów politycznych. Jednak młodzi aktorzy za bardzo chcieli wedrzeć się widzom do głów. Zbyt wiele w nich ekspresji, zbyt wiele krzyku i gestykulacji. Pinter niknie w tych gestach. Niknie też tragizm - bo stłamszony, bo zagłuszony. Jednak i w tym przypadku nie można odmówić wagi tematu. Dobrze, że Białoruś krzyczy - nawet i w takiej formie. Krzyk to zdrowie.

Rosyjska Leśna Góra

Najlepszym spektaklem lipcowej imprezy w Olsztynie był "DOC.TOR" [na zdjęciu] moskiewskiego Teatr.doc i SounDramy. I wcale nie chodzi tu o białe miasteczka i strajki lekarzy w Polsce. Jednak nie można było uciec od myśli, jaką starannie od jakiegoś czasu "pielęgnują" w polskim społeczeństwie media, ale i rzeczywistość. A "DOC.TOR" to kilka słów o rosyjskiej służbie zdrowia - na pewno dalekiej od perypetii serialowych bohaterów ze szpitala Leśnej Góry. I tu również nie brakowało smutku, bo rosyjskie realia można przełożyć na polskie. Nasze szpitale też borykają się z trudną sytuacją. Bo pieniędzy mało, a i wódka smakuje dobrze na dyżurze. Bo walczyć o życie trzeba - z tym, że czyje życie ważniejsze? Pacjenta czy lekarza? Pytanie dość kontrowersyjnie, ale zadanie nie bez przyczyny. Tym bardziej, że Teatr.doc poprzez sztukę portretuje życie, a przede wszystkim wymierza paluch w stronę problemów, jakie w teatrze rzadko goszczą. A jako że szpitalna historia nie jest wyssana z palca, więc przedstawienie można uznać za sztukę reportażową - ze sceniczną groteską, absurdem i gorzką prawdą szczelnie zamkniętą w półlitrówkę.

Spektakl niewątpliwie zachwycił publiczność precyzją - nie tyle chirurgiczną, ile precyzją ruchu scenicznego, gestu, a także zgrania muzyki z akcją. Podkreśliło to tylko, że aktorzy vel postaci są częścią pewnego trybu. Że każdy z nich jest elementem machiny zwanej "Przysięgą Hipokratesa", a w rzeczywistości zmaganiem się ze stwierdzeniem - notabene też padających z usta ojca medycyny - że ze wszystkich nauk medycyna jest najszlachetniejsza.

Ludzka głupota

Spektakl "Majtki" w wykonaniu aktorów z Centrum Dramaturgii i Reżyserii i Teatr.doc z Moskwy na pierwszy rzut oka mógł dziwić, śmieszyć, a nawet wołać o pomstę do nieba. Bo oto na scenie nie pojawił się spektakl na miarę teatru dramatycznego, ale sztuka przypominającą kabaret. Majtki wiszące na scenie, wchodzące i wychodzące postaci odgrywające nikłe scenki oraz częste niecenzuralne słowa mogły widza zadziwić, a nawet go zanudzić. Jednak nie chodzi tu o formę, ale komiczną metaforę. Spektakl poruszył ważny temat, czyli wartości, jakim człowiek jest wierny, ale i przyjrzał się sensowi życia. I to już śmieszyć albo nudzić nie powinno. Tym bardziej, że Nina ginie za swoje przekonania. Ginie nie sprzeciwiając się losowi. I to jest piękne, ale równocześnie niezmiernie smutne. Bo oto na scenie jak na tacy można zobaczyć podejście współczesnego świata do indywidualności, inności i oryginalności. W dodatku ubrane w kicz i jarmark, czyli w ludzką głupotę. I tak groteskową, że aż boli.

Podobny problem poruszył również spektakl "Fantom bólu" - rzecz o moralnych zasadach i poniżaniu w imię własnych ideałów. W sztuce białostockiego Teatru Dramatycznego, w dramacie autorstwa Wasilija Sigariewa, do głosu dochodzi również obłęd i brak zrozumienia. Bo Ola - widząca w każdym mężczyźnie w okularach zmarłego tragicznie ukochanego - gotowa jest się mu oddać. Wobec tego mężczyźni haniebnie ją wykorzystują - nie myśląc o jej bólu i tęsknocie. Jednocześnie też nie szanując jej wyimaginowanej prawdy. Jednak najsilniejszą stroną "Fantomu bólu" jest nie tematyka, ale miejsce. Sztuka tocząca się w zajezdni tramwajowej grana była bowiem w hali napraw wagonów, co dodało historii autentyczności. Bo podkreślić trzeba, że festiwal "Na pomostach" nie ogranicza się tylko do scenicznych desek. Formuła imprezy wychodzi w miejsca, gdzie dotąd teatr był może nawet tematem tabu. Bo gdzie w wagonowni - w towarzystwie smarów i odgłosów megafonu z pobliskiego dworca - rosyjski dramat?

Być jak Griszkowiec

Grzechem byłoby nie powiedzieć kilku słów o monodramie Pawła Pabisiaka "Jednocześnie" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej, którzy wzięli na tapetę tekst Jewgienija Griszkowca. Aktor pociągnął za wiele sentymentalnych sznurków, rozbawił publiczność i sprawił, że rzeczy błahe mogą pchnąć do niezwykle istotnych rozważań o życiu. Bo oto człowiek nie może zapanować nad czkawką, nad burczeniem w brzuchu, nad pracą maszynistów, którzy jeżdżą od stacji do stacji - wahadłowo. Nie może więc zapanować nad tym, co wokół niego się dzieje - urodził się niczym atom w wielkim wszechświecie. Ale jednak nie rezygnuje z ambicji - niczym Paweł Pabisiak, który sprawia wrażenie, że występując przed publicznością, spełnia swoje marzenia. Ale też - pomimo tego smutku istnienia - cieszy się na myśl, że piloci spełnili swoje marzenia i są pilotami - pomimo iż też latają na tych samych trasach. Że można pięknie śpiewać w głowie, że można być Elvisem Presleyem, że można pić szampana w towarzystwie swojej samotności.

Reasumując - intymna forma spektaklu ma wielkie pole rażenia. Teatralność monodramu zostaje zepchnięta na dalszy plan. Pabisiak jest samo sobie sterem, żeglarzem, okrętem - sam dba o rekwizyty, ustawia światło i panuje nad oprawą muzyczną. I dzięki tym zabiegom pozostawia w tyle wielkie inscenizacje. Jego intymność wdziera się w widza niepostrzeżenie i każdemu pozwala odnaleźć "swoje ja".

Demo-Jaracz

Do następnych "Demo-ludów" całe dwanaście miesięcy. Jednak biorąc pod uwagę, że z roku na rok jest coraz lepiej, więc należy mieć nadzieję, że "odsłona 2008 pod wezwaniem rosyjskiej dramaturgii" już nie tylko utrwali się w świadomości Olsztyna, ale znajdzie swoje miejsce na kulturalnej mapie Polski. W tym roku już można było zauważyć zasięg ponad warmiński, co w przy okazji olsztyńskich premier i festiwali zdarza się sporadycznie. Więc warto ciągnąć ten wózek - chociażby dlatego, że olsztyńskie festiwale pozwalają przewietrzyć tutejszy teatr. Bo - biorąc pod uwagę lepsze czy gorsze macierzyste inscenizacje - festiwal jest mobilizacją. I dla widza, i dla teatralnej kadry. Ten pierwszy bowiem może zasmakować wizyt w Jaraczu, a artyści mogą szukać nowych dróg - jako że nie warto stać w miejscu, ale wędrować po światowej dramaturgii i teatralnej formie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji