Artykuły

Oscyluję między skrajnymi emocjami

Z KATARZYNĄ GRONIEC rozmawia Monika Berkowska.

"Zaczęła wszystko od nowa. Wydała trzecią płytę, kupiła mieszkanie. Ma u boku kochającego mężczyznę, aktora Jacka Bończyka. Jeszcze dwa lata temu każde z nich szukało szczęścia w innych związkach. Ale teraz... - Jestem pełna nadziei i w takim momencie, który chciałabym, żeby wyznaczał już resztę mojego życia - Katarzyna Groniec (na zdjęciu) - zdradza Monice Berkowskiej.

Mówiono o niej smutna, melancholijna, rozedrgana, tymczasem siedzi przede mną kobieta pełna energii, żywiołowości, słońca. Karierę zaczynała jako osiemnastolatka w najsłynniejszym polskim musicalu Metro. Do dziś związana jest z teatrem Studio Buffo. Jej życie prywatne budziło zainteresowanie mediów, kiedy pobierała się, a potem burzliwie rozwodziła z Olafem Lubaszenką. Ich córka Marianna ma 11 lat. Od czasu tamtego rozstania Kasia niechętnie opowiada o swojej prywatności. O Groniec mówiono: niszowa, tymczasem ona sprzedała 50 tysięcy płyt. Mówi, że jest emocjonalną wańką-wstańką i teraz właśnie wstaje do pionu. Depresje i życiowe burze już za nią. - Patrzę w przyszłość z zupełnie mi obcym uczuciem optymizmu. Wyjeżdżam na moją prywatną, wewnętrzną emigrację i pozdrawiam wszystkich - mówi z optymizmem.

GALA: Wydaje pani nową ptytę i otwarcie oświadcza, że nie lubi promocji.

KATARZYNA GRONIEC: Cały dowcip polega na tym, żeby ludzie sami sobie tłumaczyli muzykę. Śpiewając, chcę tylko wyrazić siebie. Moje opowieści o muzyce zwykle są na wyrost, bo doszukuję się siódmego dna w tym, co być może dla innych jest zupełnie zwyczajne.

GALA: Zaczęta pani śpiewać własne teksty.

K.G.: Na tej płycie jest ich aż pięć. Prędzej czy później to się musiało zdarzyć. Przełamałam się. Bardzo trudno znaleźć ludzi podobnie odczuwających, których teksty będę śpiewała jak własne. Opisuję rzeczy, które mnie dotykają i które sama przeżyłam. Emigrantka jest o samotności, niemożności porozumienia z innymi, o barierach, jakie ludzie sami sobie stawiają.

GALA: To obraz pani duszy?

K.G.: Obraz nędzy i rozpaczy.

GALA: Obraz osoby o wielkiej wrażliwości.

K.G.: Taki mój obraz - depresyjnej, czarnej, smutnej, dramatycznej - stworzyły media, a ja im w tym specjalnie nie przeszkadzałam. Nie dementuję tego. Dobrze poruszam się w skrajnościach. Na scenie potrafię przekazać dramat, straszny smutek i pewnego rodzaju prześmiewczość, natomiast kompletnie nie umiem zwyczajnie zaśpiewać piosenki. Oscyluję między skrajnymi emocjami.

GALA: W życiu również oscyluje pani między skrajnymi emocjami?

K.G.: Nie wpadam w depresję natychmiast, kiedy zaczyna lać deszcz, ale czasem zbyt długo dochodzę do tak zwanej wiosny. Lubię żyć powoli.

GALA: Śpiewa pani o samotności, a nie jest pani przecież kobietą samotną.

K.G.: Każdy człowiek jest samotny bez względu na to, ile mamy dzieci, czy mamy obok siebie mężczyznę. Najważniejsze decyzje, doświadczenia przeżywa się samotnie. Jestem pełna nadziei i w takim momencie, który chciałabym, żeby wyznaczał już resztę życia. Nie chciałabym niczego zmieniać i mam nadzieję, że już nic się nie zmieni.

GALA: Ale zdarza się pani zmieniać związki?

K.G.: Na to chyba wychodzi. Im jestem starsza, tym trudniej nauczyć mi się z kimś być. To trzeba ćwiczyć, trzeba próbować, tylko żeby nie doprowadzić do zakwasów.

GALA: Jest pani kobietą domową?

K.G.: Czasem się zastanawiam, czy nie za bardzo. Nie prowadzimy prawie życia towarzyskiego, nie mamy otwartego domu. Od czasu do czasu przychodzi nam do głowy taka myśl: czyjesteśmy nienormalni? Może raz na jakiś czas trzeba gdzieś wyjść? Ale dobrze nam się siedzi w domu. Lubię czytać zaległe książki, a zimą prasować. Jestem zmarzluchem i uwielbiam prasować z dobrym filmem czy muzyczką w tle.

GALA: To nowy związek i dlatego tak sobie razem siedzicie?

K.G.: (śmieje się) Nie odpowiem na to pytanie.

GALA: Wróćmy do pani tekstów. Jest trochę ekshibicjonizmu w dawaniu innym kawałka siebie?

K.G.: Mówiąc słowami mojej córki, malutkiej wtedy Mani: - To bardzo wstydzące. Potem człowiek się przyzwyczaja, a potem odcina i może mówić: to nie ja, to tylko jakaś postać.

GALA: Jeszcze czegoś się pani wstydzi? Co pani czuje, widząc siebie na scenie?

K.G.: Gdy schodzę ze sceny, kiedy wreszcie opadają emocje, nie mogę, nie chcę patrzeć na swoje zdjęcia, to jest wstydzące (śmieje się). Na scenie trzeba, trochę wypuścić z siebie zwierzę, ja chyba muszę się bardziej kontrolować. Nie lubię, kiedy puszczają mi emocje. Akceptuję je na scenie, ale gdy patrzę na siebie później, nie chcę się takiej znać.

GALA: Co pani dodaje skrzydeł?

K.G.: Nie będzie to zbyt odkrywcze. Koncerty premierowe, które mnie czekają we wrześniu. Myślę o nich bezustannie. Moje dwa krążki nie są jakimś spektakularnym uderzeniem w gong, może gdybym nagrała płytę w duecie z Krzysztofem Krawczykiem...

GALA: Wyczuwam ironię w pani głosie.

K.G.: Bardzo dobrze. Tworzą się tak zwane trendy. Musimy mieć świadomość, że te trendy tworzy kilka osób mających kasę. A nam się wydaje: - Tak! To jest to, na co czekaliśmy.

GALA: Sama daję się złapać na ten haczyk.

K.G.: Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie chodzi tu ani o panią Edytę Bartosiewicz, ani o pana Krawczyka. Bardzo ich lubię. Chodzi o mechanizm powstawania czegoś, co się nazywa ogólną modą. Stąd tytuł mojej płyty - Emigrantka. Tekst tytułowej piosenki pewnie nie jest wybitny, ale jest dokładnie tym, co chciałam powiedzieć: - Wyjeżdżam na moją prywatną, wewnętrzną emigrację i pozdrawiam wszystkich. Nie mam siły się spierać, tłumaczyć komuś, że coś jest dla mnie więcej warte i dlaczego. Zwykle słyszę od ludzi: - Bardzo panią lubimy i szanujemy, pani się porusza w takich obszarach... proszę do nas nie dzwonić, my do pani zadzwonimy. - Ale nie mają państwo mojego numeru, wtrącam. - Nie szkodzi, nie szkodzi...

GALA: Droga pani emigracji wewnętrznej to droga, której życzyłaby pani swojej córce?

K.G.: Chciałabym, żeby robiła coś z pasją.

GALA: Jakim była pani dzieckiem?

K.G.: Byłam nieśmiała i tak zostało. Nie znoszę tłumu, nowych twarzy. Śpiew to była moja jedyna siła. Jako dziecko zaskakiwałam mocnym głosem. Szybko wyczułam, że to właśnie daje mi przewagę nad innymi.

GALA: Pamięta pani swoje pierwsze występy?

K.G.: Tata uczył nas patriotycznych pieśni. Mówił, że skoro jesteśmy Polakami, to pierwszą pieśnią, jakiej powinniśmy się nauczyć, jest hymn. Śpiewałam go na komunii siostry, miałam półtora roku.

GALA: Nie przejęzyczyła się pani, półtora roku?

K.G.: Tak, miałam półtora roku. Zaczęłam mówić wcześnie. Ciężko było mi usta zamknąć. Niestety, ostatnio zaginęła gdzieś kaseta z nagraniem mojego recitalu domowego. Trzyletnia Kasia śpiewała tak długo, aż wszyscy mieli jej serdecznie dosyć.

GALA: Rozumiem teraz pani pasję i to, że porzuciła pani szkołę, by zgłosić się do Metra i śpiewać. Rodzice nie protestowali?

K.G.: Rodzice zgodzili się na to szaleństwo, bo czuli we mnie determinację, przeczuwali, że nie ma co oponować, bo jeszcze gdzieś ucieknę w nocy. Pewnie sama dziś swojemu dziecku rzucałabym kłody pod nogi. Obiecałam, że zdam maturę, ale i tak mama przyjechała do Warszawy poprosić, by wyrzucili mnie z Metra.

GALA: Metro poniosło porażkę, takie doświadczenie panią motywuje czy zabija?

K.G.: Zabija na pewien czas, potem motywuje.

GALA: Ma pani swoją pasję, czy można odnaleźć szczęście w byciu artystą niszowym?

K.G.: Nie jestem niszowa. Może gdybym była, byłabym szczęśliwsza. A ja jestem gdzieś pomiędzy.

GALA: Można spokojnie żyć z bycia pomiędzy?

K.G.: Nie byłabym w stanie żyć wyłącznie z teatru. Nie mam co miesiąc stałej pensji, ale to jest pobudzające. Bez adrenaliny już nie potrafię się odnaleźć.

GALA: A kiedy bywa w życiu na styk?

K.G.: To wtedy się kombinuje. Dokąd pójść, co zrobić, komu się przypomnieć? Dawno nie było już na styk. Wypracowuję sobie bezpieczeństwo.

GALA: Przeżyta pani sytuacje ekstremalne?

K.G.: Sama świadomie się w nie pakuję. Jestem na przykład w stanie podjąć decyzję, że biorę wielki kredyt i przeprowadzam się. Zrobiłam tak właśnie, mam piękne, wymarzone mieszkanie. Swoją wielką przestrzeń, wyciszoną, choć w centrum miasta. Szalona decyzja i szybka. Ale dzielę się odpowiedzialnością z kimś równie nieodpowiedzialnym i to pozwala mi patrzeć w przyszłość z zupełnie mi obcym uczuciem optymizmu.

GALA: Pani wizerunek, osoby depresyjnej, smutnej, nie jest prawdziwy. Siedzi przede mną szczęśliwa kobieta podejmująca w życiu wyzwania.

K.G.: Jaka jestem? Bywam demonicznie gniewna. Marianna ma najbardziej irytujące z moich cech. Jest uparta jak ja. Mam taką czerwoną krechę, do której dochodzę wolno, ale kiedy zostanę do niej doprowadzona, następuje wybuch i on jest straszny. Niewiele osób mnie taką sobie wyobraża i niewiele mnie taką widziało, ale kilka widziało. Są zaskoczeni, to wielkie zaskoczenie również dla mnie. Widziałam ostatnio koszulki z napisami: - Mam okres!, - Jestem Żydem!, - Nie chodzę do kościoła! Zastanawiałam się, jaką bym założyła. Myślę, że: - Mam okres, bo wciąż go mam. - Jestem Żydem, - Jestem Cyganem nosiłabym w obronie wolności i przełamywania stereotypów. Ale dla siebie zaprojektowałabym koszulkę z napisem: - Jestem cynikiem! Cierpię na to od urodzenia. Albo taką: - Lubię kłamać. Prasie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji