Artykuły

Brave Festival. Dzień drugi

Najistotniejszymi wyznacznikami drugiego dnia festiwalu były spektakle. Weszliśmy tym razem w obszar w dużo większym stopniu "wymyślony", nadbudowany na tradycji. Pisze Aleksandra Konopko z Nowej Siły Krytycznej.

Najistotniejszymi wyznacznikami drugiego dnia festiwalu były spektakle. Weszliśmy tym razem w obszar w dużo większym stopniu "wymyślony", nadbudowany na tradycji. Oddaliła się, w pewnym sensie, ta nieskazitelna szczerość, która dominowała pierwszego dnia. Jej miejsce zajęła coraz bardziej wyraźna kreacja. Punktem wyjścia oczywiście nadal były motywy zaczerpnięte z tradycyjnej kultury danego narodu, jednak artyści starali się nimi operować w taki sposób, aby stały się atrakcyjnym widowiskiem. Zabieg ten bardzo dobrze sprawdził się w przypadku spektaklu-koncertu "Pieśni kobiet Sardynii". Zespołowi z Teatro Actores Alidos oba te elementy udało się doskonale zrównoważyć.

Sześć kobiet (Valeria Pilia, Valeria Parisi, Manuela Sanna,Adele Giandulli, Virginia Viviano i Gianfranco Angei) podjęło się odtworzenia tradycyjnych sardyńskich pieśni polifonicznych, co wydaje się tym istotniejsze, gdy przypomnimy, że według panującego na Sardynii zwyczaju taką muzyką zajmują się zazwyczaj wyłącznie mężczyźni. Koncert był precyzyjnie zaaranżowany tak, by poszczególne pieśni stworzyły ostatecznie spójną opowieść o życiu i problemach sardyńskich przodków. O tym jak budowali korzenie własnej kultury. Artystki przywoływały tematy z życia codziennego i fragmenty burzliwej historii Wyspy. Śpiewały pieśni o wielkiej miłości i zdradzie, o niepohamowanych namiętnościach i tęsknotach. Pojawiały się również kołysanki i pieśni matki do syna. Wszystko to połączone zostało z muzyką poważną, sakralną, z pieśniami - modlitwami. Każda pieśń została poprzedzona wyjaśnieniem, jakie niesie ze sobą znaczenia. Niektóre rozpoczynały się od krótkiej inscenizacji opartej na wypowiadanym w dialekcie sardyńskim dialogu, wzbogacanym dodatkowo intensywną gestykulacją. Przy kilku wykorzystano również rekwizyty i modlitwy różańcowe śpiewane były tradycyjnie z zapalonymi świecami, a pieśni "przy pracy" z wiklinowymi koszami pełnymi ziarna, które poprzez mieszanie i podrzucanie, tworzyło rodzaj osobliwej muzyki. Ziarno zwiastuje szczęście, płodność i dostatek, dlatego też na koniec utworu obrzucono nim publiczność. Brzmienie tych pięknych melodii Actores Alidos, od czasu do czasu, podkreślały dźwiękami instrumentów tradycyjnych dla ich kultury, jak choćby zaprezentowane przez artystki wielkie bębny, będące w ich stronach nieodłącznym elementem karnawału.

"Pieśni kobiet Sardynii" wielokrotnie zmieniały nastrój z radosnego w poważny, z chwilami niemal rubasznego w sentymentalny. Kobietom udało się jednak wytworzyć ogólną aurę panującego ciepła, otwartości i wielkiej radości bycia razem. Charakterystyczny i wybijającym się na pierwszy plan południowy temperament artystek napełnił publiczność doskonałą energią. Ta jednak została skutecznie uśpiona na wieczornym występie "Teatru Sachna" z Kirgistanu.

Reżyser Nurlan Asanbekov wraz ze swoją grupą aktów zaprezentował jeden z niewielu "wyrwanych" już od zapomnienia kirgiskich tradycyjnych eposów pt. "Kereez". Zespół skupia się w swojej działalności na odrodzeniu tradycji rytualnych teatrów wędrownych. Podstawowym celem grupy jest ocalenie dla kolejnych pokoleń i odtworzenie dawnych eposów (w kulturze Kirgistanu jest ich około 40), w których kryje się cała duchowość i filozofia życia ich przodków.

"Kereez" opowiedziany jest bardzo prostym językiem. Mówi o najstarszych i najprostszych prawdach. O powiązaniach życia człowieka z naturą, o jej sile i przeznaczeniu, którego nie da się uniknąć. Pokazuje obrzęd kirgiskiego wesela i polowań. W eposie za pomocą tragicznie kończącej się historii miłości między Zulaiką (Alymkan Abdykadyrova) a Kojojashem (Munarbek Alibaev) przywołany zostaje mit o szarej kozie Syr-Echki (Kenzhegul Satybaldieva) opiekunce Kirgizów, do której lud kieruje swoje błagalne modlitwy.

Spektakl staje się niemal ilustrowaniem słów eposu. Przez ponad godzinę poza wiernym inscenizowaniem utworu niewiele się dzieje. Kilkakrotnie udaje się stworzyć na scenie ciekawszy plastycznie obraz, taki jak spokojny taniec ciał wyginających się w różne strony, który symbolizuję poślubną noc kochanków, czy trudna i niebezpieczna droga Zulaiki szukającej w górach zaginionego męża. Aktorzy wykorzystują w tym fragmencie dwie drewniane konstrukcje przypominające więzienne kraty, które z każdym krokiem Zulaiki zagradzają jej drogę tworząc osobliwy, ruchomy labirynt. Poza tym wiele w tym przedstawieniu krzyków, głośnych uderzeń bębnów i kamieni oraz tańca z pogranicza transu. Wszystko to w sumie przypominało, często u nas spotykane, nieudolne działania amatorskich grup, próbujących naśladować elementy praktyki Gardzienic.

Spektakl pozwolił na pewno w jakimś stopniu odczuć oddziaływanie innej, obcej nam kultury i powiew jej tradycji. Jeśli jednak chcemy mówić o tym zdarzeniu w kategorii przedstawienia efekt jest absolutnie rozczarowujący.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji