Artykuły

Parawany i las rąk

"Momo, czyli opowieść o złodziejach czasu" w reż. Marka Pasiecznego w Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie. Pisze Magdalena Legendź w Teatrze Lalek.

Zasadniczym walorem spektaklu jest niespieszny tok scenicznej narracji. To ważne, żeby podejmując namysł nad pojęciem czasu, poświęcić czasowi odpowiednią ilość uwagi. Aby ważne sprawy pokazać bez pośpiechu, krzykliwości i gonitwy obrazów znanych z mediów, kreskówek czy komputerowych gier. Dzieci szybko się nudzą, jeśli obrazy nie zmieniają się błyskawicznie, jak w japońskich kreskówkach? Ale kto tak twierdzi? A może wystarczy po prostu dzieci zainteresować, potraktować jak partnera?

Tak uczynił reżyser Marek Pasieczny, który na podstawie powieści Michaela Endego (autora znanego z filmowej adaptacji kultowej powieści pt. "Niekończąca się opowieść") zinscenizował w będzińskim teatrze historię "Momo, czyli przypowieść o złodziejach czasu". Baśniową kanwę oplótł osnową filozoficznej powiastki, w której dobro zwycięża zło.

Tym dobrem jest czas, który można oszczędzać - jak "źli" - lub tracić na zabawę i przyjemności - jak "dobrzy" bohaterowie spektaklu. Trochę karkołomne i mało wychowawcze? Tak, jeśli założymy, że od dzieci nie można się niczego nauczyć. Przyjmując przeciwny punkt widzenia, tak jak twórcy spektaklu, mamy do czynienia z nostalgiczną opowieścią z lat minionego dzieciństwa, czasów utraconej niewinności. Także niewinności teatru lalkowego, w którym na pierwszym planie grały lalki, zaś aktorzy pojawiali się z rzadka. Ładnie nawiązano do tego w scenie "teatru w teatrze", gdy dwójka aktorów zza parawanu animuje lalki, przedstawiając historię o Momo i królewiczu Girolamo. Pomysłowo rozwiązanych momentów wykorzystania dziecięcego folkloru, teatralizacji dziecięcej zabawy, nawiązujących do myśli Dormana o współtworzeniu spektaklu, jest w przedstawieniu więcej.

Potrzeba wyobraźni, zabawa jako akt swobodnej kreacji to zasadniczy sens spektaklu, którego poetykę zbudowano prostymi środkami. Aktorzy grają w żywym planie, posługując się niewieloma wyrazistymi rekwizytami, kostiumami i maskami. W sposób zgrany, zespołowo budują obrazy smutnej bajki, jednocześnie namierzając cel lub wspólnie wskazując palcami dostrzeżoną na horyzoncie wyspę. Tak kiedyś bawiły się dzieci, kiedy nie musiały oszczędzać czasu. Dziś, czyli w krainie opanowanej przez złodziei czasu, muszą bawić się w sposób pożyteczny. "U ciebie było przyjemniej, ale oni mówią, że w ten sposób nie można się niczego nauczyć" - mówią rówieśnicy do Momo.

Abstrakcyjne pojęcie czasu określa ruch sceniczny. Aby cofnąć czas, trzeba poruszać się tyłem, aby go zatrzymać, trzeba wykonać różne dziwne gesty i pozy. Ta umiejętność zabawy dla samej zabawy okazuje się jednak niezbędna. W symbolicznej scenie odzyskiwania czasu przez Momo nagle jasny staje się niepodobny do niczego taneczny układ ćwiczony w samotności przez dziewczynkę.

Dominantą widowiska jest oryginalna wizja plastyczna Janusza Pokrywki. Pustą przestrzeń przecinają płaszczyzny ruchomych parawanów, wyznaczając poszczególne miejsca akcji: amfiteatr, w którym mieszka Momo, sąd, plac zabaw, ulicę. Na początku wprowadzają w temat, będąc rodzajem billboardów z hasłami: "zatrzymać czas", "czas to pieniądz", "wygrać z czasem", "czas młodych", "szanuj czas" itp. Z drugiej strony wymalowano łąkę czy ogród - może raj? - tworzący scenerię działań strażnika czasu. Parawany zatem pełnią funkcje symboliczne, bywają też rekwizytami, np. zamieniając się w statek w jednej z dziecięcych zabaw.

Na scenie ścierają się dwa światy, co widać także w muzyczno-świetlnej organizacji poszczególnych scen. Przedstawienie zaczyna się w ciemności, w której błyski szafirowego światła oświetlają prostokątne kształty. Grozę sytuacji pod-kreśla narastająca muzyka, która wraz z kolejnym błyskiem przeradza się w grzmot. Z ciemności, z wolna wyłaniają się wielkie, złowieszcze postacie Szarych Panów. Każda zmiana światła i koloru jest dopracowana i przemyślana. Bezbarwny, szary świat dorosłych niebezpiecznie styka się, kolaboruje, ze światem Szarych Panów. Klarowna organizacja przestrzeni scenicznej podkreśla relacje między postaciami. Scena na posterunku policji obnaża brak wyobraźni i świeżości spojrzenia oraz całkowitą bezradność dorosłych. Dzięki temu Szarzy Panowie, czyli agenci Kasy Oszczędzania Czasu mogą działać i odnosić sukcesy.

Jak wyglądają? To przewyższające wzrostem człowieka, chude postacie: pod szarymi, jednakowymi długimi płaszczami kryją się aktorzy, nad głowami których widnieją żółtoszare głowy z wąskimi oczami i dziobonosami. Ni to kosmici, ni to mityczne egipskie stwory. Dla kontrastu dzieci - to aktorzy, ubrani w proste współczesne stroje. Ich świat rządzi się odmiennymi regułami - obowiązuje zasada nieskrępowanej zabawy. I uważności, wrażliwości na drugiego człowieka i jego problemy, co deklaruje wprost jedna z postaci: "Kiedyś przychodzili do Momo, ona słuchała, a oni odkrywali, kim są". Ta prosta recepta na dobre wykorzystanie czasu - poświęcać go drugiemu człowiekowi - brzmi przejmująco. Tylko dzieci to potrafią, dlatego muszą wziąć sprawy świata w swoje ręce.

Poza czasem, choć w jego materii działają Szarzy Panowie i Horus - strażnik czasu nie-z-tego-świata (czy raczej z zaświatów). W zamyśle postać ta powinna być klamrą spinającą rzeczywistości, godzącą przeciwieństwa, ale nie jest zbyt przekonująca, choć uroda scen z jej udziałem oddziałuje na zmysły pogodną pa-stelową tonacją. Opowieść o przyjaźni i walce dobra ze złem przeradza się na końcu w refleksję poetycką o czasie. Można by wykroić z tego odrębne przed-stawienie połączone osobą bohatera. Jednak dzieci, mimo pewnego braku spójności, nie wydają się znużone. Dramaturgia i tempo zakończenia nieco "siadają", pojawia się dość sporo statycznych momentów, wygłaszanych sentencji, skierowanych raczej do dorosłych, ale i tak reżyser wyszedł obronną ręką z krainy epickości. Wprawdzie finał jest mało wyrazisty, ale sugestywne teatralne obrazy pozostają w pamięci.

Oglądałam spektakl pewien czas po premierze, poza siedzibą teatru. Na widowni zwykła publiczność, przeważały dzieci młodsze. Za trudne dla nich - pomyślałam. Sądziłam, że maluchy przerażone grzmotem, ciemnością i sugestywnymi kukłami będą płakać lub się nudzić. Nic z tych rzeczy. Reagowały żywo, kibicując ucieczkom dziecięcych bohaterów scenicznych i włączając się w nielicznych możliwych momentach w akcję. Na pytanie: "kto z was odważy się podjąć walkę z Szarymi Panami?", wygłoszone jakby wcale nie do nich, poczuły się współuczestnikami wiecu w amfiteatrze. Odpowiedzią widowni był las wyciągniętych w górę rąk. Czy nie jest to najlepsza rekomendacja widowiska?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji