Artykuły

Sztuka Ulicy. Dzień trzeci

W niedzielę, "po kościele" można było spokojnie wraz z dziećmi spacerować wzdłuż Traktu Królewskiego i podziwiać kuglarską sprawność artystów. Dopiero po zmierzchu, kiedy dzieci poszły spać, sprawy stały się poważne. Pisze Ewa Hevelke z Nowej Siły Krytycznej.

Festiwalowa niedziela upływała w atmosferze piknikowej. Można było usiąść sobie na trawie rozścielonej przy Placu Zamkowym i zobaczyć spektakl "Łąka na ulicy" grupy Atronik z Francji (na zdjęciu). Członkowie zespołu przedstawiali spacerowiczom różne sposoby spędzania czasu wolnego od pracy, do której wcześniej gorliwie zachęcali politycy perorując z radiowych głośników. Na urlopy wybrali się więc playboy i jego fanki, podstarzała modnisia, doskonale ułożone małżeństwo, zapalony wędkarz, para dzieci kwiatów. W tym samym czasie, na oddzielnych częściach łąki, jedni prężyli swe ciała, inni rozczytywali się w prasie kobiecej, albo przeżywali zamieszki studenckie 1968 r. Byli też tacy, który w kostiumie nurka udawali Darth'a Vader'a, by ostatecznie spakować walizki i wrócić do normalnego życia.

Podobnie niedzielny był spektakl "Strach na wróble" polskiego Teatru Miedzy Innymi. Tytułowy, kolorowy, gigantyczny postawiony na szczudłach odstraszasz gawronów, walczył z kolejnymi żywiołami, które równie bajkowo przedstawione, zagrażały poczciwinie. Jednak z pomocą zawsze w porę zdążyło słonko. Metafora ludzkiego losu, podkreślona w folderze, w myśl, której zawsze warto czekać na nowy dzień, nie była specjalnie wyraźna. Za to dzieciaki zgromadzone na Rynku Nowego Miasta, bawiły się fantastycznie pokazując sobie paluszkami coraz to wymyślniejsze postaci wiatru, wody czy ognia.

Mniej więcej w tym samym czasie, równie dobrze bawili się widzowie spektaklu "Kuglarze" przywiezionego przez Teatr Gry i Ludzie, opowieści opartej na "Żywych kamieniach" Wacława Berenta. Była to historia niełatwego żywota ulicznych wesołków, którzy na jarmarkach przedstawiają sztuczki, gagi, średniowieczne piosenki, sztucznego smoka, fałszywą królewnę i rycerza, który miecza nie umie udźwignąć. Rozbawione mieszczaństwo sypnęło groszem do mieszków, a pacholęta gorliwie przestrzegały bajkowe postaci przed niebezpieczeństwami i to chyba najlepszy laur dla spektaklu.

Równie entuzjastycznie przyjęty został Teatr Snów ze spektaklem "Pokój". Kiedy człowiek zasypia w swoim prozaicznym łóżku, nie przypuszcza, że za chwilę otworzy oczy w świecie wyolbrzymionym, gdzie wszystko jest dwa razy większe, włącznie z własną mocą i odwagą. Przy dźwiękach paryskiej katarynki albo gitary elektrycznej przetaczają się senne mary. Płyną jak olbrzymie okręty, albo kręcą się jak parasolki Mary Poppins. Wszystko jednak musi wrócić do rzeczywistości, jak każdy, kto ze zdumieniem przeciera zaspane oczy widząc starą rzeczywistość. Dobrze, że w jej środku znajduje się Dziewczyna, która zawsze pomoże te sny odbudować.

Czasem jednak, pomimo najlepszych chęci związek dwojga ludzi rozpada się. O tym opowiadał Teatr Emocji i Wyobraźni w "Nie-dwoje". Para młodych, białych zakochanych musi w obronie uczucia, zmierzyć się ze światem kolorowych i czasami znacznie ciekawszych postaci. Dookoła krąży wolnym krokiem czarna pani dźwigając w ręku bagaż ich doświadczeń. Potrącani przez piękną kobietę i przystojnego mężczyznę, matkę z dzieckiem i wtrącającą się teściową, powoli zaczynają chodzić nie razem, a równolegle, aż do momentu kiedy z walizki wysypią się wszystkie wspólne sprawy. Kwestię tego, jak je pozbierać artyści pozostawiają otwartą.

Ci, którzy przyszli na płytę przed Pałacem Kultury, mogli obejrzeć spektakl szwajcarsko - niemieckiej grupy Tr'espace zatytułowany "RencontreD". Cyrkowy pokaz tego, co można zrobić w całkowitej synchronizacji ruchów przy pomocy dwu sznurków i wirującej elipsy zrobił wrażenie. Komu tego było mało, mógł zostać, by obejrzeć bajkowo średniowieczny spektakl "Walka postu z karnawałem" (Teatr Forma, Polska). Kuglarska historia o cudach na ziemi została przedstawiona pantomimicznie, z przymrużeniem oka przez wesołka, rycerza, świętą, grzesznicę i barda. Ponieważ jednak spektakl czekał na zmierzch, by tym efektowniej wypadła płonąca kościelna okiennica, część widzów nie doczekała tego widoku pędząc co sił do Parku Agrykola na "Tsunami".

Spektakl Gliwickiego Teatru Muzycznego, Teatru Lalek Banialuka i Teatru A Part, dotyczył tragedii, która wydarzyła się u brzegów Indonezji w 2005 r. Historia anonimowa, zuniwersalizowana, opowiadała o końcu świata - uporządkowanego tysiącletnią tradycją, wierzeniami, kulturą, w którym ludzie czuli się bezgranicznie bezpieczni. Kiedy nadszedł kataklizm odezwała się operowa muzyka wieszcząca nieszczęście, a kaskady wody zalały przestrzeń gry. Widzowie, bezpiecznie siedzący na schodkach poderwali się uciekając przed wodą. Ci, którzy siedzieli wyżej spokojnie się temu przyglądali. Jedyne, co mogli zrobić, to przesunąć się odrobinę wyżej, by zrobić miejsce przemoczonym.

Dotkliwie skończył się piknikowo rozpoczęty dzień festiwalu. Brawa i wiwaty nagradzające "Tsunami" świadczyły, że ta tragedia nadal żyje w ludziach, chociaż opowiadający historię prężnym krokiem zszedł ze sceny, a widzowie rozeszli się do domów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji