Artykuły

Ekstremalna Łucja

Ewa Gałązka: Nie po raz pierwszy w Pani rolach pojawia się wątek dzieciobójstwa. Przed Łucją grała Pani Jewdochę w "Sę­dziach" Wyspiańskiego w Teatrze Polskim w Warszawie.

Iza Kuna: To było dla mnie traumatyczne przeżycie, przede wszystkim ze względu na powtarzalność. Pracowałam wtedy na bardzo po­dobnych emocjach jak w sztuce Pruchniewskiego. Zawsze korzystam z tego, co sama przeży­łam. A jedna i druga sztuka jest o ogromnej sa­motności, pragnieniu kochania i o cierpieniu.

Rola Łucji jest nietypowa. Wypowiada nie­wiele słów. Jej tragedia musi być pokazana inaczej.

Poza etycznym wymiarem tragedii dziecio­bójstwa dramatyzm tej sztuki zawiera się w wy­obcowaniu tej dziewczyny. Ona ma ogromną trudność w byciu z drugą osobą. Kocha męża, ale nie dostaje od niego miłości. Teściowa jej nie cierpi. We wsi jest obca. Nie ma rodziny, wy­chowała się w domu dziecka. Żyje w ogromnym lęku i poczuciu winy.

Łucja w końcowej scenie sama sobie wymie­rza sprawiedliwość. Antyczna tragedia?

Patrzyłam na ta sztukę przez pryzmat zwy­kłego człowieka. Są takie sytuacje, kiedy czło­wiek naprawdę nie ma wyjścia. Łucja się nie ka­rze, po prostu nie ma siły dalej żyć. W tragedii antycznej zło musi być ukarane albo przez sa­mego człowieka, albo przez siły z zewnątrz. A Łucja nie udźwignęła tego, co ją spotkało.

Ze Sławomirem Fabickim pracowała Pani już wcześniej. Wystąpiła Pani u niego w etiudzie, którą nakręcił w szkole Wajdy. Zagrała Pani także w etiudach wszystkich studentów Waj­dy, m.in. u Denijala Hasanovicia i Iwony Siekierzyńskiej.

Praca z młodymi reżyserami z tej szkoły to nowy krąg Pani zainteresowań.

Było to jedno z najważniejszych doświad­czeń w moim życiu. Wiele się nauczyłam. Do­tychczas nie spotkałam tylu interesujących re­żyserów. To są ludzie, którzy też próbują i szu­kają, dlatego praca z nimi jest taka inspirująca. Zaproponowali mi taką liczbę różnorodnych po­staci, że nie ma znaczenia, że nie były to główne role w filmach fabularnych. Była to praca oparta na najprawdziwszych emocjach i na prawdzie, którą ci reżyserzy chcieli ode mnie uzyskać.

Czy to znaczy, że dopiero po prawie dziesię­ciu latach pracy w zawodzie aktorki mogła się Pani zrealizować?

Kiedy skończyłam łódzką Filmówkę, dosta­łam kilka ważnych nagród za role w spektaklach dyplomowych. Wtedy wydawało mi się, że wszyst­ko będzie prostsze. Ale przyjechałam do Warsza­wy i nie wyglądało to zbyt różowo. Dostałam się do Teatru Polskiego, w którym nie grałam za du­żo. Tam też najbardziej sobie ceniłam pracę z mło­dymi reżyserami, m.in. z Pawłem Łysakiem. Mia­łam też satysfakcję z zagrania u Magdy Łazarkiewicz w filmie "Na koniec świata". Po­wierzyła mi rolę modelki, dziewczy­ny ekspansywnej, która jest na pozór moim przeciwień­stwem. W Teatrze TV debiutowałam u Stanisława Różewicza rolą Żydówki Julii w "Mateczce" Władysława Terleckiego. Ta­kie rzeczy się pamięta. To były moje spełnienia. Przez jakiś czas występowałam w "Klanie", który dał mi poczucie, że jestem ważna. Zagrałam w kil­ku filmach, pokazałam się w kolejnych serialach, robiłam różne inne rzeczy. Ale dzięki spotkaniu z reżyserami ze szkoły Wajdy w moim życiu pojawili się tak totalni ludzie, jak Andrzej Saramonowicz i Tomasz Konecki, którzy zaprosili mnie na casting do "Ciała" i dostałam tam rolę. Teraz pracuję z Danem Polsbym, Amerykaninem, któ­ry studiuje w Łodzi.

W "Klanie" zagrała Pani matkę chłopca z zes­połem Downa. Ma Pani na swoim koncie ro­le w innych serialach: w "Fitness Clubie", "M jak miłość", "Szpitalu na perypetiach". Pa­nuje przekonanie, że udział aktora w serialu to gorszy rodzaj pracy.

To nieprawda. To jest mój zawód. Chciałam i chcę być aktorką. Chodzę też na castingi do re­klam i nie widzę w tym nic złego. Rynek pracy jest naprawdę bardzo wąski. Ja nie lubię takiego podejścia, jakie ma wiele moich koleżanek, któ­re gardzą reklamą czy pracą, która niekoniecznie wymaga aktorskiego przygotowania. Robiłam róż­ne rzeczy, m.in. prowadziłam zapowiedzi pogo­dy w Polsacie, pisałam scenariusze do programów TV, ostatnio do programu prawniczego "Werdykt" w Tele 5. W tej samej stacji prowadziłam razem z Moniką Luft program, w którym rozmawiałyś­my z ciekawymi ludźmi. Nie mogłam czekać 10, 20 lat na propozycje aktorskie. A poza tym praca dziennikarki TV dawała mi satysfakcję.

Iwona Siekierzyńska mówi, że jest w Pani go­towość do ryzyka.

Jest we mnie ogromna gotowość do podej­mowania nowych wyzwań. Nie chcę powiedzieć, że mogę zrobić wszystko, ale mogę zrobić bar­dzo wiele. Do końca nie wiem, co jest we mnie. Może to jest kwestia mojej osobowości, że bar­dzo pociągają mnie ekstremalne uczucia - albo totalna euforia, albo depresja. Poruszam się mię­dzy tymi dwoma biegunami.

Jaka rola była najbardziej ekstremalna?

Łucja. Bałam się sceny porodu. Najgorszą rzeczą, jaką można zrobić w tym zawodzie, to wy­stępować. To jest najtrudniejsze - być w roli, a nie występować. Muszę sferę moich emocji przetwo­rzyć na język historii, w której się poruszam.

Rozmawiała EWA GAŁĄZKA

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji