Artykuły

Medea we Wrotnowie

Wszystko zaczęło się w marcu 2000 roku, kiedy do warszaw­skiej prokuratury nadszedł ano­nim informujący, że we wsi Wrotnów w Siedleckiem żona niejakiego Benedykta Ł. uśmierciła czwórkę swoich nowo narodzonych dzie­ci. "W jakiś tam sposób te dzieci uśmier­cali i za stodoło ich zakopywali i zrobili za stodoło cmentarzysko" - pisał autor. Policja wysłana na miejsce odnalazła zmumifikowane szczątki czworga no­worodków. Leżały w workach po ziar­nie zawieszonych w garażu i na strychu. Aresztowano matkę i teściową, która od­bierała porody. Obie nie przyznały się do winy. Rok po odnalezieniu szcząt­ków sąd skazał matkę na dziewięć, te­ściową na dziesięć lat więzienia.

Zanim ogłoszono wyrok, w czerwcu 2001 roku w "Wysokich Obcasach" uka­zał się reportaż Lidii Ostałowskiej i Woj­ciecha Cieśli zatytułowany "Worek". Dziennikarze "Gazety" próbowali odpo­wiedzieć na pytanie, co doprowadziło do zbrodni i dlaczego tak późno wyszła na jaw, chociaż wiedzieli o niej domownicy i sąsiedzi. Reportaż przeczytał Marek Pruchniewski, dramaturg, i postanowił na jego kanwie napisać dramat. - Od razu sta­nęła mi przed oczami pierwsza scena: mat­ka wiesza pranie i machinalnie zostawia puste miejsca na śpiochy tych dzieci, któ­re nie żyją - opowiada. Tego dnia powie­dział żonie: "Zrobimy z tego Medeę".

Lektura reportażu zbiegła się z zamó­wieniem na dramat faktu, które Pruch­niewski otrzymał z Teatru TV. Nie była to w jego twórczości pierwsza sztuka opar­ta na autentycznych zdarzeniach. Wcześ­niej Teatr TV zrealizował jego dwa utwo­ry - "Historię noża" (1994), osnutą na no­tatce prasowej opowieść o nastoletnim mordercy, i "Pielgrzymów" (2000), rzecz o pielgrzymce autokarowej po świętych miejscach Europy napisaną na podstawie relacji uczestników. Nad tekstem "Łucji" pracował prawie dwa lata. Kolejne wersje wysyłane do redakcji odchodziły coraz bardziej od pierwowzoru. - Próbowałem zbudować świat, w którym taka zbrodnia jest możliwa - wyjaśnia autor.

Historię znaną z prasy i akt sądowych wypełnił szczegółami psychologiczny­mi. Stworzył portret ludzi, którzy utra­cili poczucie dobra i zła, tak długo pa­trzyli na zbrodnię, że na nią zobojętnie­li. Tragedia głównej bohaterki, która no­si w sztuce imię Łucja, rozgrywa się tu­taj przy całkowitej obojętności otocze­nia. Milczy mąż, milczy teść, milczą są­siedzi, milczy ksiądz zajęty remontem kościoła. Nikt nie jest w stanie przeciw­stawić się złu, do którego popycha Łu­cję despotyczna Stara.

Powstał poruszający obraz świata, w któ­rym rodzina przeznaczona do tego, by da­wać życie, funkcjonuje jak miniaturowy Oświęcim. Najgorsza jest jednak nie obo­jętność, ale język, w którym zbrodnia do­konuje się wcześniej niż w rzeczywisto­ści. Słowa "dziecko", "ciąża", "poród" są w tym świecie nieznane, tutaj mówi się "bachory", "wzdęty brzuch", "zaszłaś", "reszta poszła". Po zamordowaniu dziec­ka Stara mówi do Starego: "Problem z gło­wy", kiedy Łucja chce zobaczyć, co uro­dziła, słyszy: "Na ścierwo chcesz pa­trzeć?". Gdy Jacek, mąż Łucji, dopytuje się o dziecko, Stara odpowiada: "Co z ta­kiej zborsuczonej suki mogło wyjść".

Język odzwierciedla tutaj chorą świa­domość bohaterów, którzy człowieka traktują na równi ze zwierzętami, a na­wet gorzej: w końcu zwierzęta w gospo­darstwie otrzymują krótkoterminowe pra­wo do życia, a człowiek - nie. W ten spo­sób historia z Wrotnowa zmieniła swój wydźwięk: z opowieści o skutkach ekonomicznej nędzy w tragedię o nędzy duchowej. Ten efekt wzmacniają jeszcze partie chóru tra­gicznego, którego rolę pełnią wiejskie kobiety opiekujące się figurą Matki Bożej i komentujące wydarzenia.

Sztukę dla Teatru TV wyreżyserował Sławomir Fabicki, autor nominowanego do Oscara filmu "Męska sprawa", którego tematem była również przemoc w rodzinie. Tragedię Pruchniewskiego reżyser osadził na tle zwyczajnej polskiej wsi, któ­rej centralnymi miejscami są kościół i przydrożna figura Matki Boskiej. Są to jednak tylko symbole, za którymi nie ma prawdziwej wiary zdolnej powstrzymać zbrodnię. Przedstawienie, realizowa­ne w dużej mierze językiem filmowym, przesuwa uwagę ze świata, który dopuszcza do zła, na samą Łucję. Młoda aktorka Iza Kuna stworzyła w tej ro­li ostry portet współczesnej dziewczyny, która wal­czy ze swym przeznaczeniem, próbuje się wyrwać z chorego otoczenia, rozpaczliwie szuka pomocy u innych, okazuje się jednak za słaba, aby wygrać. Jest w niej coś z bohaterek antycznych tragedii, gdyby nie dżinsy i kurtka, można by pomyśleć, że to naprawdę Medea walcząca ze światem o prawo kobiety do miłości i wolności.

Towarzyszą jej świetni aktorzy: Maria Chwalibóg jako despotyczna Stara, Jacek Braciak w ro­li męża, brutalnego wobec Łucji i uległego jak pies wobec matki, Janusz R. Nowicki jako Sta­ry, pijak biernie przyglądający się tragedii, i Kin­ga Preis grająca Olę, przyjaciółkę Łucji, która usiłuje bezskutecznie pomóc dziewczynie.

Miesiąc temu, kiedy spektakl Fabickiego był już gotowy, prasa doniosła o kolejnym przypad­ku dzieciobójczyni, która szczątki swoich dzie­ci przechowywała w beczkach. Sztuka Pruch­niewskiego nie jest opowieścią o jednorazowym ekscesie, dotyka szerszego problemu, jakim jest erozja moralnych wartości w katolickiej Polsce. "Łucja" otwiera nam oczy na rzeczywistość i wstrząsa sumieniami, bo wszyscy odpowiada­my za zbrodnię we Wrotnowie i martwe dzieci w beczkach z Lubelskiego. Naszą winą jest obo­jętność. Chociaż raz nie zatykajmy uszu na to, co dzieje się tuż obok nas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji